Kiepski wynik osiągnięty w wyborach do PE przez koalicyjny komitet PSL i Polski 2050 prowokuje do rozliczeń i rozważania, czy ma dalszy sens współpraca i w tej, i w szerszej koalicji z Lewicą i KO. Gniewne deklaracje polityków potwierdzają kryzys, ale nie pokazują, jak mogą z niego wybrnąć.
Na danych wynikających z wyborów widać, że Trzecia Droga nie ma się dobrze, nawet z uwzględnieniem tego, że wybory do PE rzeczywiście były dla niej najtrudniejszym wyzwaniem. Hybryda ruchu ludowego i wielkomiejskiej nowoczesności ma problemy zarówno z trudno uchwytną tożsamością wewnętrzną, jak i z zachowaniem jednolitości wobec jaśniej skonfigurowanych partnerów w koalicji rządzącej.
Największe ugrupowanie koalicji od dawna nadaje ton działaniom mniejszych partnerów. Donald Tusk potrzebuje ich do współrządzenia, wykazując przy tym zresztą sporo wyrozumiałości, jednak nie da się ukryć, że polaryzowanie sceny politycznej jest bardziej w jego interesie, niż w interesie bardziej umiarkowanych ugrupowań środka. Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia mają w odwiecznej już niemal wojnie PO-PiS niełatwe zadanie oderwania od niej wyborców i wskazania im celów poza linią doraźnego frontu. Niespecjalnie im się to udaje.
Wyborcy najchętniej reagują na bodźce proste i wyraziste. Takim jest na przykład umiejętnie eksploatowana społeczna potrzeba rozliczenia poprzedników - bardzo łatwo zaspokajana przez działania KO. Polaryzowanie i wyrazistość to cechy szczególnie istotne podczas kampanii wyborczych, a te trwają przecież w Polsce od niemal roku. Kampanie to nie czas na zgodę, ale głównie na różnienie się.
To przez zręczne podtrzymywanie polaryzacji i stanu podniesionych emocji Trzecia Droga stopniowo traci na rzecz KO tych wyborców, którzy głosowali na nią jeszcze w październiku. Jeśli to robili, to przecież także ze względu na potrzebę rozliczeń. Skoro jednak głośniej, bardziej zdecydowanie i bezceremonialnie robi to Donald Tusk - po co oddawać głosy na kogoś innego?
Pod tym względem świadomie podtrzymująca emocje Koalicja Obywatelska jest przeciwieństwem Trzeciej Drogi, rozumianej raczej jako sposób na budowanie porozumienia i współpracy. Efektem powściągliwości w kampanii staje się odpływ wyborców i to chyba właśnie my obserwujemy, a politycy PSL i Polski 2050 głęboko przeżywają.
Koalicję Trzeciej Drogi tworzą dwa odrębne kluby parlamentarne, co wyraźnie podkreśla jej niejednolitość. Z czasem musi to prowadzić do napięć. Dziś w PSL słychać już: "takiej koalicji jak do tej pory kontynuować nie ma co", z Polski 2050 dochodzi: "decyzja ws. przyszłości projektu politycznego Trzecia Droga dopiero przed nami". Obie strony narzekają na zdominowanie koalicji przez największego partnera - KO, przypominają, że współtworzą rząd koalicyjny, a nie rząd Tuska, że umawiali się w tej sprawie po wyborach parlamentarnych w październiku, a nie tych do PE w czerwcu.
Wszystko to prawda, podszyta obawą rozpadu szerokiej koalicji 15 października. Nie brakuje też samokrytyki, co cenne, niekwestionującej wysiłków liderów, a raczej brak zaangażowania w kampanię kogokolwiek innego.
Miejsce, w którym jest dziś Trzecia Droga, nie jest przyjemne. Najgorsze, co można w tej sytuacji zrobić, to decydować pod wpływem emocji. Żaden z liderów 3D raczej się nimi nie kieruje. Liderzy Trzeciej Drogi znowu muszą znaleźć wyjście - jedno wspólne albo dwa osobne.
Powinni usiąść i pogadać - mówią posłowie.