"Nikt nie mówi o obowiązkowej relokacji imigrantów" - zapewnia w przesłanym RMF FM oświadczeniu rzeczniczka Komisji Europejskiej Anitta Hipper. Zaznacza jednak, że "solidarność musi być zapewniona". Chodzi o nową propozycję reformy azylowo-migracyjnej, która ma rozwiązać problem takich krajów jak Grecja czy Malta, gdzie przybywają głównie imigranci z Afryki.
Słowa rzeczniczki KE to odpowiedź na obawy zgłaszane publicznie przez Warszawę. "Nie ma i nie będzie zgody na przymusową relokację migrantów do Polski" - ostrzegł rano na Twitterze minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński.
Nie ma i nie bdzie zgody na przymusow relokacj migrantw do Polski.
Kaminski_M_May 25, 2023
Na razie unijne kraje zarysowują swoje "czerwone linie" w tej kwestii. A Komisja Europejska i Szwecja tonują nastroje. Rzeczniczka KE zapewnia, ze każdy kraj będzie mógł sam wybrać między trzema opcjami: relokacją migrantów do innych krajów UE, wsparciem finansowym (obecnie KE proponuje, żeby to był ekwiwalent 22 tys. euro za jednego nieprzyjętego migranta) a wsparciem operacyjnym (to mogą być np. dostawy wyposażenia a więc namiotów, koców, wysłanie personelu czy szkolenia).
"Nikt nie będzie zmuszał do relokacji" - podkreśla KE. Szwedzka minister ds. migracji Maria Malmer Stenergard napisała wieczorem na Twitterze: "Jak rozumiem, pojawiły się pytania dotyczące ostatniej propozycji prezydencji szwedzkiej dotyczącej rozporządzenia w sprawie zarządzania azylem i migracją. Wyjaśnię: obowiązkowej relokacji nie było, nie ma i nie będzie w naszej propozycji".
I have understood that there have been questions regarding the latest proposal by the Swedish Presidency on the Asylum and Migration Management Regulation. Let me be clear: mandatory relocation was not, is not and will not be in the proposal. (1/2)
MariaStenergardMay 25, 2023
Polska obawia się jednak takiego rozwiązania. Uważa, że te trzy możliwości nie są traktowane równorzędnie, a preferowana będzie relokacja i zapłata ekwiwalentu, który stanie się rodzajem kary. Bo to kraj znajdujący się w potrzebie, np. Malta czy Grecja, która ma u siebie migrantów, ma wskazać jakiej pomocy oczekuje. A logiczne jest, że będzie domagać się głównie przeniesienia migrantów do innych państw lub pieniędzy. Tak więc trzecia opcja czyli "wsparcie operacyjne" może nie być alternatywą.
Warszawa obawia się, że Polska będzie de facto przymuszona do przyjmowania uchodźców lub płacenia wysokich stawek za jednego nieprzyjętego migranta. Warszawa jest także przeciwna wpisywaniu z góry ustalonych kwot, które UE jako całość miałaby przyjmować (KE proponuje obecnie 30 tys. imigrantów rocznie z możliwością powiększenia tej liczby do 120 tys.).
Polska uważa, że będzie to tylko zachęta dla przemytników ludzi do sprowadzania na kontynent europejski jeszcze większej liczby migrantów.
Jak informowaliśmy dziś rano, propozycję dotyczącą relokacji imigrantów przedstawiła komisarz UE ds. wewnętrznych Ylva Johansson ambasadorom państw członkowskich. To wznowienie dyskusji, która rozpoczęła się w 2015 r. wraz z kryzysem migracyjnym w UE. Wtedy część krajów nie chciała się na to zgodzić. W efekcie KE uruchomiła procedury naruszenia prawa UE wobec tych krajów, w tym m.in. Polski.
Komisarz Johansson zaproponowała w środę de facto wprowadzenie mechanizmu przymusowej relokacji nieregularnych migrantów. Polska i inne państwa członkowskie sprzeciwiły się tej propozycji. Komisarz zaproponowała, że jeśli któreś z państw UE nie będzie chciało uczestniczyć w relokacji migrantów, to będzie musiało płacić 22 tys. euro za nieprzyjętego migranta. Miałby to być ekwiwalent finansowy, a de facto byłaby to kara - przekazało polskie źródło dyplomatyczne.
Podczas rozmów z Johansson stały przedstawiciel RP przy UE Andrzej Sadoś wskazał, że w Polsce 1 mln uchodźców z Ukrainy jest objętych ochroną międzynarodową, a UE na pomoc im przekazała 200 mln euro. Podkreślił, że na jednego uchodźcę z Ukrainy KE przeznaczyła zatem 200 euro, a jednocześnie w planach ma obciążenie państw, które nie będą chciały przyjmować nieregularnych migrantów w ramach mechanizmu przymusowej relokacji, kwotą 22 tys. euro. To - jak zaznaczył - rażąca dysproporcja.