Nie ma chętnych na stanowisko ministra zdrowia w przyszłym rządzie Donalda Tuska. Choć wszystkie inne resorty cieszą się dużym zainteresowaniem, to akurat do tego ministerstwa nie pali się żadna parta tworząca nową koalicję.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda minister zdrowia to niechciane stanowisko dlatego, że ktoś, kto zostanie szefem tego resortu już pierwszego dnia będzie miał problemy - zderzy się z potrzebą podniesienia pensji lekarzom, poradzenia sobie z długami szpitali i naprawienia całego systemu. Będą też protesty medyków i brak pieniędzy.
Plany są z kolei ambitne. Przypomnijmy, że w podpisanej 11 dni temu umowie koalicyjnej liderzy Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polski 2050 i Lewicy obiecali na przykład zniesienie limitów na leczenie przez NFZ. Tylko to kosztowałoby około 25 miliardów złotych rocznie. Tych pieniędzy na razie nie ma.
Każdy minister zdrowia odchodził przytłoczony problemami. Nie ma więc chętnych do powtarzania ich losu. Tego stanowiska nie chcą nawet wymieniane ostatnio Izabela Leszczyna z PO, ani Joanna Mucha z Polski 2050.