W Berlinie doszło do spotkania liderów Polski, Francji i Niemiec. Media donoszą o niespodziewanym "ożywieniu" Trójkąta Weimarskiego. Tematem szczytu było dalsze wsparcie militarne Ukrainy. Chodziło o to, żeby pokazać, że wbrew wrażeniu, które powstało, Europa Zachodnia jest razem i dalej silnie popiera Ukrainę. To był cel tego i to się chyba udało - mówił na antenie Radia RMF24 Michel Viatteau, korespondent agencji AFP w Polsce.
W ostatnim czasie prezydent Francji Emmanuel Macron zasłynął z wypowiedzi, w której zasugerował możliwość wysłania francuskich żołnierzy na front w Ukrainie. Jego słowa wywołały w krajach zachodnich duże poruszenie. Przywódcy Zachodu odcięli się od wypowiedzi Macrona, co zdawało się wprowadzać napięcie między liderami państw. Prowadzący rozmowę zapytał, czy jednym z powodów zwołania Trójkąta Weimarskiego była właśnie próba złagodzenia nieporozumień.
Z pewnością to był jeden z takich nieoficjalnych, ale bardzo wyraźnych celów tego szczytu, bo ostatnio na linii Paryż - Berlin wystąpiły bardzo poważne napięcia. (...) tutaj chodziło też o to, żeby pokazać, że wbrew temu wrażeniu, które wtedy powstało, Europa Zachodnia jest, jest razem i dalej silnie popiera Ukrainę. I to chyba był cel tego szczytu, i to się chyba udało, zwłaszcza w tym składzie. Polsce na tym bardzo zależy i być może Polska odegrała tutaj pewną rolę, żeby pogodzić Scholza z Macronem - zauważył Viatteau.
Prowadzący rozmowę zwrócił uwagę na nagłą przemianę wizerunkową francuskiego lidera. Opinia publiczna sugeruje, że Macron zaczął czuć odpowiedzialność i powinność przywódcy, który stanowczo sprzeciwia się Rosji. Zdaniem gościa rozmowy zmiana nie była tak gwałtowna.
Ta zmiana była ewolucyjna. W lecie 2022 roku Macron jeszcze mówił, że nie trzeba upokorzyć Putina, i rozmawiał z nim przez telefon kilkakrotnie. Jak pamiętamy, od tej pory się powoli zmieniał. Po pierwsze dlatego, że te jego rozmowy z Putinem nic nie dały i on dość szybko się zorientował, że właściwie Putin go rozgrywa, ale nie ma najmniejszego zamiaru w czymkolwiek ustąpić czy pójść za tym, co sugerował - komentował korespondent AFP.
Viatteau stwierdził, że na zmianę podejścia Macrona do działań Władimira Putina z pewnością wpłynęła również masakra w Buczy, niedawna śmierć Aleksieja Nawalnego, trwające "wybory" na prezydenta Rosji oraz ofensywa rosyjska, która odnosi pewne sukcesy.
(Emmanuel Macron) Stopniowo stawał się coraz bardziej nieufny wobec tego, co Rosja chce osiągnąć i zaczynał myśleć, że jest odpowiedzialny w dużym stopniu za to, jak na to Zachód zareaguje. Mamy Bidena, który jest w podeszłym wieku. Mamy w perspektywie być może wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Niemcy, mimo że dają dużo broni i pieniędzy Ukrainie, to też się wahają. Tam jest silna tradycja pacyfistyczna i w jakimś sensie czuć, że jest to jego odpowiedzialność, żeby odegrać rolę takiego lidera, który się jednak Rosji przeciwstawia - mówił Michel Viatteau.
Informacja o zwołaniu szczytu pojawiła się w trybie nagłym, kiedy Donald Tusk i Andrzej Duda przebywali na wizycie w Stanach Zjednoczonych.
Tomasz Weryński pytał w rozmowie, skąd tak niespodziewana decyzja o zwołaniu szczytu Trójkąta Weimarskiego.
Zdaniem rozmówcy Stany Zjednoczone mają problem z zapewnienem wsparcia Ukrainie. Pakiet pomocy finansowej wysokości 60 mld dolarów jest w dalszym ciągu blokowany przez Republikanów. Z tego powodu Joe Biden mógł zasugerować europejskim przywódcom zwiększenie poparcia dla Ukrainy.
W tej sytuacji zaniepokojenie Zachodu oczywiście wzrasta, a do tego dorzucają się niewielkie, ale jednak wyraźne sukcesy Rosji wojskowe w Ukrainie. Tutaj oczywiście Polska jest w pierwszej linii, więc tym bardziej Tusk musiał być tym nieco zaniepokojony. I kiedy porozmawiał z Bidenem, to on mu powiedział - tak sobie spekuluje, prawda, nie mam pojęcia, co powiedział - żeby Europa jednak się wzięła też za poparcie Ukrainy, bo my wyraźnie nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Taka jest demokracja amerykańska, że jak Kongres czegoś potwierdzić, to się tego nie da zrobić - spekulował Michel Viatteau.
Korespondent AFP stwierdził, że Francja stara się zapewniać duże wsparcie, jednak rezerwy kraju nie są w stanie zapewnić wystarczającego wsparcia Ukrainy bez jednoczesnego narażania własnych zapasów zbrojeniowych na braki. Michel Viatteau twierdził, że problem ten dotyczy również innych państw Europy.
Po upadku komunizmu i Związku Radzieckiego na Zachodzie zapanowała na wiele lat taka sytuacja uspokojenia. "Koniec, wojny nie będzie, nie musimy się zbroić, wróg zniknął, jest osłabiony i w zasadzie nie musimy wydawać tyle pieniędzy na zbrojenia". Europa wydawała dużo mniej niż Stany Zjednoczone, ale powiedzmy, że można było zatrzymać się, nie iść dalej, nie wydawać więcej, wkładać mniej pieniędzy w zbrojenie - powiedział korespondent AFP w Polsce.
Ekspert zauważył, że ograniczenia wynikają także z wyborów strategicznych, jakich dokonała Francja. Zainwestowano tam głównie w nowoczesną, zaawansowaną technologicznie broń, kosztem nakładów chociażby amunicji artyleryjskiej.
Francja zdecydowała, że inwestuje głównie w bardzo nowoczesne, skomplikowane i drogie sprzęty. Natomiast okazało się, że nie inwestuje dość w produkcję pocisków dla artylerii, a okazało się, że w tej wojnie akurat te pociski w wielu setkach tysięcy by się bardzo przydały - mówił Viatteau
Jak zauważył Tomasz Weryński, znaczenie Trójkąta Weimarskiego malało na przestrzeni ostatnich lat. Prowadzący pytał, czy niedawno zakończony szczyt ma szansę odmienić "przydatność" formatu.
Trójkąt Weimarski był w jakiejś bardzo głębokiej lodówce, no ale w tej chwili sytuacja się zmieniła. Po pierwsze mamy w Warszawie rząd proeuropejski, a po drugie trzeba zewrzeć szeregi, patrząc na to, co się dzieje w Ukrainie. Do Francuzów, to jednak w tej chwili dotarło, i dlatego myślę, że Trójkąt Weimarski w tej chwili nie jest postrzegany jako taki byt dyplomatyczny, biurokratyczny, tylko jako jakieś forum, które może być użyteczne - powiedział na antenie Radia RMF24 Michel Viatteau.