Zaplanowane na dwa dni obrad posiedzenie Senatu trwało wczoraj zaledwie sześć godzin. W dziedzinie racjonalnego gospodarowania czasem zaradność senatorów może budzić podziw. W pracy Senatu niekoniecznie chodzi wprawdzie o podziw w skracaniu obrad, sam opisany tu fakt jest częścią szerszego obrazu dość oszczędnej pracy parlamentu.

Dwa dni w cztery godziny

Dla pełnego opisu sprawy trzeba wyjaśnić, że wczorajsze posiedzenie Senatu trwało wprawdzie 6 godzin, ale same obrady zajęły tylko niewiele ponad cztery. Senat zebrał się na dwa dni wczoraj o 11:00, godzinę później ogłosił przerwę, potem obradował 2,5 godziny, znów zrobił przerwę, potem odbyło się jeszcze 40 minut obrad - i o 17:00 było już po wszystkim.

Senatorowie z całym skromnym, a jednak dwudniowym porządkiem obrad uporali się więc w 4 godziny. Być może wystawia to znakomite świadectwo doskonałej pracy także posłów - w czterech nadesłanych przez Sejm ustawach Senat niczego nie poprawił, poprawki wniósł do dwóch, omówił jeszcze jedną - i po południu pierwszego dnia obrad senatorowie mogli się rozjechać do domów.

To takie proste?

Dumą i podziwem dla zdolności organizacyjnych może też napawać to, że łącznie z wczorajszym Senat obradował w tym roku zaledwie 8 dni. W całej kadencji, a więc w czasie 5 miesięcy obradował 15 dni. Może nie jest to więc duma z ilości, ale umiejętności planowania pracy.

Kiedy jednak spojrzeć na całość prac parlamentu, w której Senat jest jedynie elementem kończącym uchwalanie ustaw, podziw zamienia się w lekkie niedowierzanie. Oto w ciągu ponad 5 miesięcy Senat wniósł poprawki do zaledwie czterech ustaw, jakie przedstawił mu Sejm. Nie znalazł też powodu, żeby poprawiać cokolwiek w 21 takich ustawach.

Czy może tak mało?

Przytoczone powyżej dane zwracają uwagę na nader skromny dorobek legislacyjny zarówno Senatu, jak pełniącego w stanowieniu prawa rolę wiodącą Sejmu. Obie izby dość często skracają ostatnio swoje posiedzenia. Porządki ich obrad obliczane są wstępnie na pracę na pełnych obrotach, ale z nie zawsze jasnych powodów ten czas nie jest wykorzystywany.

Przytaczam te dane nie po to, żeby kwestionować pracowitość Senatu, powołanego do oceniania dorobku Sejmu. Także od Sejmu nie oczekuję działań pośpiesznych. Bez trudu da się jednak wskazać niezrozumiałe przestoje w rozpatrywaniu spraw ważnych, co Sejm zapowiada, ale nie realizuje. Efekty tego w Sejmie można zamaskować anonsowaniem w planowanych porządkach obrad zajęcia się sprawami aborcji czy praworządności, a w ostatniej chwili ich przekładaniem na później. Senat nie ma takiego komfortu.

Jak w soczewce

W pracy Senatu jak na dłoni widać prawdziwą efektywność procesu legislacyjnego. Obraz nie jest zniekształcony tyradami marszałka o planach, zamiarach i procedurach wstępnych. W Senacie rozmawia się tylko o tym, co realnie istnieje, a istnieje niemal tylko to, co przysyła Sejm.

I nie ma tego wiele. 

Ostatnio wystarczyło tylko na cztery godziny zamiast dwóch dni obrad.