Sala obrad Sejmu znów świeci dziś pustkami. Uczestnicy trwającego od rana posiedzenia tradycyjnie opuścili ją niemal natychmiast po ostatnim przedpołudniowym głosowaniu. Chwilę wcześniej wysłuchali tylko płomiennego apelu marszałka Hołowni, by kiedy to możliwe uczestniczyli w obradach, bo coraz więcej ludzi zwraca uwagę na to, że na sali zamiast kilkuset osób siedzi zwykle kilkanaście. Możliwe że powodem tego przesilenia była też... promocja badmintona.
Zapowiedzi wydarzeń sejmowych poza samym posiedzeniem obejmowały na dziś także 18 odbywających się równocześnie posiedzeń ponad 20 komisji, 11 posiedzeń podkomisji i 3 spotkania zespołów parlamentarnych. Naszą uwagę zwrócił rano liczący kilkunastu członków parlamentarny zespół ds. promocji badmintona, który w czasie posiedzenia zaplanował sobie spotkanie z władzami Polskiego Związku Badmintona i Fundacji Narodowy Badminton. Nawet jednak nie w Sejmie, ale w ich siedzibie na Młocinach, było to więc posiedzenie wyjazdowe.
Ze strony członków hobbystycznego i niemającego dla pracy Sejmu znaczenia zespołu spotykanie się poza Sejmem podczas jego obrad wyglądało na ostentacyjną wręcz kpinę z poselskich obowiązkow.
Zapytany, czy wyjazdowe posiedzenie posłów-miłośników badmintona, jest absolutnie konieczne marszałek Sejmu wyraził sceptycyzm. Podzielił też opinię, że zespoły powinny unikać spotykania się podczas obrad Sejmu, generalnie odniósł się też do coraz liczniejszych sygnałów wyborców, że nie za to posłom płacą, żeby nie było ich w Sejmie w czasie obrad.
Pustki szczególnie dotkliwie było widać podczas debaty nad expose ministra Sikorsiego dwa tygodnie temu, kiedy na sali siedziało najwyżej kilkudziesięciu posłów. Wtedy nie wytrzymał poirytowany tym poseł Jakubiak - Myślę że debata powinna mieć własną wagę i marszałek Sejmu nie powinien w tym samym czasie planować jakichkolwiek komisji. Na litość boską, pan minister przemawiał, a ja już na dwóch byłem, no! Myślę, że nie godzi się, żeby pusta sala była, kiedy mówimy o przyszłości Polski.
Mówiąc dokładnie posiedzenia komisji zwołują ich przewodniczący. A że jeśli ich terminy nie będą odpowiadać ich członkom - mogą być przez nich odwołani. Ponieważ posłom najwygodniej przyjeżdżać do Warszawy jak najrzadziej - komisje zbierają się wtedy, kiedy zbiera się cały Sejm. Efekt widać na sali.
Marszałek może jednak na podstawie art. 152. p. 4 Regulaminu Sejmu nie wyrażać zgody na termin posiedzenia komisji, Szymon Hołownia jednak z tego uprawnienia nie korzysta. Jego także można przecież odwołać.
Rozwijając kwestię takiego zorganizowania pracy, żeby posiedzenia komisji nie pokrywały się z posiedzeniami Sejmu marszałek oponuje. Tu już były takie próby. Żeby zrobić prace w rytmie trzytygodniowym, a więc tydzień na komisje, tydzień w regionie i tydzień na Sejmie. Tylko że to nie wyszło - podsumowuje Szymon Hołownia. To się zawaliło w trakcie. Pamiętajcie że naszą pracę trzeba zsynchronizować z Senatem. To nie jest prosta rzecz.
Czyżby?
Tak się bowiem składa, że w Senacie posiedzenia całej izby i jego komisji się jednak nie nakładają. Dzięki temu senatorowie uczestniczą zarówno w debatach na sali, jak w pracach komisji. Wystarczy spojrzeć na dość przejrzysty kalendarz prac izby, żeby się przekonać, że to możliwe. Nawet jeśli synchronizowanie prac Sejmu z Senatem jest trudne, to być może właśnie przez to, że Sejm organizuje swoją pracę inaczej niż Senat, i być może to Sejm powinien korzystać z modelu działającego w Senacie, a nie narzekać, że model senacki nie pozwala mu się ze sobą zsynchronizować. W Senacie to działa, w Sejmie - niespecjalnie.
Szymon Hołownia poprosił posłów o obecność na sali obrad. Posłowie uprzejmie go wysłuchali, po czym ją opuścili. Chwilę później w obradach zamiast 460 brało udział kilkunastu posłów, sala wyglądała tak:
Sala obrad jest niemal pusta, bo posłowie poszli pracować w komisjach i podkomisjach, których zbiera się dziś kilkadziesiąt, a także w zespołach.
Wyciągnięty do tablicy parlamentarny zespół ds. promocji badmintona jednak zrezygnował z wyjazdowego posiedzenia w czasie obrad Sejmu. Informacja o nim zniknęła z internetowej strony Sejmu niemal natychmiast po tym, jak zwróciliśmy na nią publicznie uwagę. Polski badminton być może nam tego nie zapomni, oby zapamiętał to i Sejm.