Kolejne 34,5 tys. żołnierzy US Army pojedzie w rejon Zatoki Perskiej – zdecydował sekretarz obrony Donald Raumsfeld. Rozkaz dotyczy przede wszystkim oddziałów pancernych. W Zatoce Perskiej i okolicach jest już prawie 260 tys. ludzi.

Na miejscu znajduje się też około 48 tysięcy żołnierzy brytyjskich. W ubiegłym tygodniu Rumsfeld zadecydował o wysłaniu w rejon w pobliżu Iraku także eskadrę bombowców B-2 oraz szósty lotniskowiec - USS "Nimitz".

Władze Kuwejtu ogłosiły natomiast gotowość przyjęcia 62 tys. żołnierzy USA, którzy mieli zostać rozmieszczeni w Turcji jako północne skrzydło ataku na Irak. W sobotę turecki parlament nie zgodził się jednak na rozmieszczenie wojsk amerykańskich na terytorium kraju przed atakiem na Irak. Front północny - prowadzony właśnie z Turcji - nie jest jednak Amerykanom niezbędny.

Uderzenie na Irak może wyjść tylko z Kuwejtu, ale jest to bardziej ryzykowne. Dotarcie do pól naftowych w północnym Iraku nie zajęłoby wiele czasu, nawet wtedy, gdy musielibyśmy przedzierać się tam z południa. Moglibyśmy wysłać dywizję pancerną, by wykonała wielki manewr oskrzydlający od zachodu i ominęła Bagdad. Taka operację można też wykonać ze wschodu. Jednak dotarcie do pól Kirkutu zajmie od tygodnia do 10 dni. Ale jestem przekonany, że do tego czasu Saddam Husajn podpali szyby naftowe - twierdzi Michael O'Hanlon, ekspert prestiżowego Brookings Institution.

Możliwy jest również desant lotniczy w północnym Iraku. Spadochroniarze czekaliby na nadejście czołgów. Straty wśród Amerykanów byłyby jednak znacznie większe - uważają eksperci.

foto RMF

09:20