​Choć w mediach króluje huragan Helene, który w Stanach Zjednoczonych doprowadził do katastrofalnych i śmiercionośnych powodzi błyskawicznych, to warto wspomnieć o innym huraganie, który niedawno siał spustoszenie w Meksyku. John, bo o nim mowa, to bardzo ciekawy przypadek.

REKLAMA

John uformował się nad wodami Wschodniego Pacyfiku (u wybrzeży południowego Meksyku) 23 września, dzień później przybrał na sile i przeobraził się w burzę tropikalną, a 24 września - dzięki bardzo sprzyjającym warunkom - miał już status huraganu 3. kategorii w skali Saffira-Simpsona.

W tej postaci - generując wiatr ciągły o prędkości 195 km/h i porywy dochodzące do 240 km/h - uderzył 24 września w meksykański stan Guerrero, po czym uległ rozproszeniu nad górzystym terytorium.

To nie był jednak koniec historii Johna. Pozostałości po nim powędrowały z powrotem nad Pacyfik, gdzie... 25 września zorganizowały się w cyklon tropikalny.

John znów miał dobre warunki do dalszego rozwoju, więc szybko stał się huraganem 1. kategorii w skali Saffira-Simpsona i w tej postaci uderzył 27 września w inny z meksykańskich stanów, Michoacán.

Wyglądało to tak, jakby John chciał zrobić Meksykanom na złość. I w sumie zrobił, bo - podobnie jak w przypadku Helene - towarzyszyły mu ulewne i długotrwałe opady deszczu.

W stanie Guerrero, który rok temu został zdewastowany przez huragan 5. kategorii w skali Saffira-Simpsona Otis, miejscami w ciągu 5 dni spadło nawet 950 mm deszczu. To prawie trzy razy więcej, niż w przypadku ubiegłorocznego Otisa.

Takie opady doprowadziły rzecz jasna do rozległych powodzi i powodzi błyskawicznych; zalanych zostało ponad 2000 domów. Mocno dotknięte zostało m.in. Acapulco.

W stanie Oaxaca bez prądu było prawie 100 tys. gospodarstw domowych. W tym stanie zeszło też co najmniej 80 osuwisk, które odcięły od świata liczne miejscowości.

W wyniku uderzenia huraganu John w Meksyk zginęło co najmniej 29 osób.

John został przez meteorologów określony mianem "burzy zombie". Po raz pierwszy eksperci z amerykańskiej agencji National Weather Service użyli tego terminu w 2020 roku w celu opisania burzy tropikalnej, która się rozproszyła, by ponownie stać się cyklonem tropikalnym.