Zalane miasta zamykają przedszkola i szkoły. Mowa jest już o ponad 600 placówkach. Zanim uczniowie będą mogli wrócić do tych szkół, miną tygodnie – nie ukrywa minister edukacji Barbara Nowacka. Pomocną dłoń wyciągają północne regiony Polski. Samorządowcy z Pomorskiego i Zachodniopomorskiego szukają miejsc, w których dzieci z zalanych przez powódź terenów mogłyby spędzić jakiś czas.
Mamy pierwsze deklaracje dotyczące możliwości przyjęcia w bursach i internatach - zapewnia pomorski kurator oświaty, Grzegorz Kryger. Uczniowie z terenów powodziowych mogliby spędzić kilka tygodni nad morzem.
Kuratorium w pierwszej kolejności szuka wolnych miejsc w Gdańsku i Gdyni. To są też miasta, w których uczniowie mogliby bez problemu chodzić do szkoły.
To jest na razie informacja bardzo ogólna. Jeżeli chodzi o Gdynię, jest możliwość przyjęcia dwóch autokarów, jeżeli chodzi o wycieczki terapeutyczne, to jest to kilkadziesiąt miejsc w bursach i internatach zarówno w Gdańsku, jak i w Gdyni - powiedział Kryger w rozmowie z reporterem RMF FM Stanisławem Pawłowskim.
Miejsc noclegowych w całym województwie pomorskim jest dużo więcej, ale teraz kuratorium nie zbiera tych informacji, ponieważ oznaczałoby to większe rozproszenie uczniów. Czeka też na sygnał, czy rzeczywiście taka pomoc będzie potrzebna.
Gotowość do przyjęcia dzieci, młodzieży, a nawet całych rodzin, które w powodzi utraciły swoje domy, deklarują także właściciele hoteli z Kołobrzegu i okolic.
Z informacji przekazanych przez kuratorów do godz. 10:00 we wtorek wynika, że w 4 województwach (dolnośląskim, opolskim, lubuskim i śląskim) zajęcia zawieszono w ponad 600 szkołach i przedszkolach: najwięcej w województwie dolnośląskim - 337. W województwie opolskim zawieszono prace w ponad 205 placówkach oświatowych.
Szefowa MEN Barbara Nowacka potwierdza, że w większości szkół na terenach powodziowych zajęcia będą odwołane nawet przez wiele tygodni.
Tam nawet nauka zdalna na pewno nie będzie możliwa - mówiła minister Nowacka w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem.
Dziś mówienie o nauce zdalnej w niektórych regionach jest dalekie od realiów. Bardzo często brakuje prądu i dostępu do internetu. Budynki szkolne są niedostępne i zalane. To może potrwać do kilka tygodni - oświadczyła.
Dodała, że możliwe, iż uczniowie będą dołączani do klas w innych gminach i powiatach. Część samorządów już zadeklarowała taką pomoc.