Węgierski minister spraw zagranicznych i handlu złożył dziś wizytę w Moskwie. Przekaz płynący ze stolicy Rosji jest bardzo czytelny: Węgry nie tylko nie wycofają się ze współpracy z Władimirem Putinem, ale zamierzają zwiększyć ilość sprowadzanego stamtąd gazu. Tymczasem relacje węgiersko-amerykańskie ulegają pogorszeniu do tego stopnia, że Waszyngton może rozważyć nawet objęcie sankcjami części węgierskich polityków.
Czy się to komuś podoba, czy nie, współpraca z Rosją pozostanie kluczowa dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. W razie potrzeby będziemy mogli kupić więcej gazu z Rosji, niż przewiduje obecny kontrakt długoterminowy - zapowiedział minister spraw zagranicznych i handlu Węgier Peter Szijjarto, który we wtorek złożył wizytę w Moskwie. I dodał, że 80-85 proc. gazu pozyskiwanego przez Budapeszt pochodzi właśnie z Rosji.
Szijjarto mówi wprost, że współpraca z Moskwą jest dla Węgier kwestią "fundamentalną i krytyczną". Stąd dzisiejsze porozumienia, które zakładają, że Węgry będą mogły sprowadzić większy wolumen gazu, niż przewidują to umowy podpisane w 2021 roku.
Węgierski minister poinformował także o odroczeniu spłaty części należności za gaz i zapowiedział, że osiągnięto porozumienie w sprawie dalszego dostarczania ropy naftowej rurociągiem "przyjaźń", który biegnie przez terytorium Ukrainy.
Kolejnym niezwykle istotnym punktem, w którym Węgrzy osiągnęli porozumienie ze stroną rosyjską jest wprowadzenie zmian w umowie o wybudowaniu dwóch bloków elektrowni w Paksu. Projekt budowy elektrowni jądrowej jest jednym z najważniejszych dla rządu Wiktora Orbana, a za przedsięwzięcie odpowiadać ma rosyjska spółka państwowa Rosatom. Inwestycja ma kosztować około 12 mld euro, z czego 80 proc. kosztów pokryje rosyjski kredyt.
Węgrzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że zacieśnianie współpracy z Rosją zostanie źle odebrane na Zachodzie. I już zostało. W USA ten węgierski zwrot w stronę Rosji i to w momencie potężnego kryzysu geopolitycznego, uznawany jest za poważną skazę na relacjach węgiersko-amerykańskich. Portal 444.hu uważa, że w określeniu na jakim poziomie znajdują się stosunki między oboma krajami, decydująca może okazać się środa.
Wówczas zaplanowano konferencję prasową ambasadora USA na Węgrzech Davida Pressmana. Placówka dyplomatyczna nie poinformowała, o czym ma mówić Pressman. Ten fakt budzi oczywiście falę spekulacji. Według źródeł 444.hu mamy do czynienia z pogorszeniem relacji na linii Waszyngton-Budapeszt, podobnym do tego, gdy w 2014 roku USA zakazały wjazdu ośmiu byłym i obecnym urzędnikom węgierskim. Media twierdzą, że tym razem sytuacja może się powtórzyć.
Rząd Orbana jest przez Stany Zjednoczone mocno krytykowany za brak wyraźnego stanowiska wobec wojny w Ukrainie, a sam węgierski szef rady ministrów publicznie poparł na Twitterze Donalda Trumpa, któremu postawiono zarzuty. Sam Viktor Orban odpowiada ironicznie nazywając ambasadora "dziennikarzem" i drwiąc z niezadowolenia administracji Joe Bidena.