Zapowiedź konsultacji Komisja Europejska-Ukraina w sprawie umowy stowarzyszeniowej z UE i obietnica rozpatrzenia przez parlament wniosku opozycji o dymisję rządu Ukrainy to najważniejsze poniedziałkowe wydarzenia związane z masowymi demonstracjami w Kijowie. Politycy tamtejszej opozycji odrzucili pomysł okrągłego stołu z władzami na temat sytuacji w kraju.
Wniosek opozycji o dymisję rządu premiera Azarowa, zostanie rozpatrzony przez parlament we wtorek. Zapowiedział to przewodniczący parlamentu Wołodymyr Rybak.
Tymczasem w godzinach wieczornych premier Mykoła Azarow oskarżył demonstrantów o przygotowania do zajęcia siedziby parlamentu. Ocenił, że sposób, w jaki rozwijają się protesty ma znamiona zamachu stanu. Krótko potem prezydent Wiktor Janukowycz wyraził oburzenie z powodu zajęcia przez demonstrantów budynków państwowych, ale uznał, że i milicja "przesadziła" rozpędzając demonstrantów.
W poniedziałek doszło ponadto do zatrzymań uczestników niedzielnych protestów i pojawiły się informacje o ściąganiu do Kijowa dodatkowych oddziałów wojsk wewnętrznych. Demonstracje w stolicy Ukrainy nie ustają - trwają na stołecznym Majdanie Niepodległości, a w poniedziałek rano protestujący zablokowali wejścia do siedziby rządu.
Szef KE Jose Manuel Barroso i prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz uzgodnili telefonicznie, że do wspólnych konsultacji dotyczących umowy stowarzyszeniowej dojdzie w Brukseli. Termin ma być jeszcze uzgodniony. KE zaznaczyła, że jest gotowa do dyskutowania o aspektach wdrażania umowy, ale nie do ponownego otwierania negocjacji.
Unia Europejska zaapelowała także w poniedziałek do władz Ukrainy i do opozycji o umiar i dialog. Zaniepokojenie użyciem siły wobec uczestników protestów w sobotę i w niedzielę wyraził przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
Proeuropejskie manifestacje poparli polscy politycy, którzy w niedzielę odwiedzili Ukrainę: prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz wiceszef Parlamentu Europejskiego, europoseł PO Jacek Protasiewicz. Ich wystąpienia skrytykowała - jako wtrącanie się w sprawy wewnętrzne kraju - rządząca na Ukrainie Partia Regionów.
W poniedziałek w sprawie protestów wypowiedziały się również władze Niemiec. Niemiecki rząd jest pod silnym wrażeniem dużej liczby mieszkańców Ukrainy, którzy gotowi są bronić swoich poglądów i swoich marzeń o Ukrainie jako państwie praworządnym - oświadczył rzecznik rządu Steffen Seibert. Przekazał zaniepokojenie władz Niemiec z powodu użycia siły wobec demonstrantów.
Prezydent Rosji Władimir Putin uznał natomiast w poniedziałek, że akcje protestu na Ukrainie są próbą ze strony opozycji "zachwiania strukturami obecnych legalnych władz". To wszystko to przygotowania do wyborów prezydenckich (na Ukrainie w 2015 roku - PAP) - mówił Putin, sugerując, że w protestach biorą udział "dobrze przygotowane i wyszkolone bojówki".
Demonstracje zwolenników umowy stowarzyszeniowej z UE trwają w Kijowie od 21 listopada, kiedy to rząd ogłosił wstrzymanie przygotowań do podpisania tej umowy. Protestujący żądają dymisji władz, okupują siedzibę władz miejskich Kijowa i gmach prorządowych związków zawodowych.
W niedzielę na Majdanie Niepodległości manifestowały według różnych źródeł od 200-500 tys. ludzi. Tego dnia doszło do kilku ataków na budynek administracji prezydenta Janukowycza. Zdaniem opozycji była to prowokacja. W sobotę zaś oddziały specjalne milicji rozpędziły demonstrantów, raniąc kilkadziesiąt osób.
(mal)