Kiedy były szef klubu parlamentarnego PSL i baron na Podkarpaciu Jan Bury usłyszał wyrok katowickiego sądu, że jest wolny, ucieszył się po raz pierwszy. Kiedy szef CBA Paweł Wojtunik podał się do dymisji, ucieszył się po raz drugi. "Trzeciego razu nie będzie. Od początku afery z udziałem Burego nie chodziło o personalną wojnę z Wojtunikiem, ale o to co ma na sumieniu polityk PSL. Nie zamierzamy tej sprawy zamiatać pod dywan, ale wręcz przeciwnie zarówno aferę podkarpacką, jak i aferę z ustawianiem konkursów w NIK traktujemy priorytetowo" – mówi tygodnikowi "ABC" oficer służb specjalnych, przedstawiciel nowego rządu PiS.
Poniedziałek. Godz. 20.00. Do kancelarii premiera, do gabinetu ministra koordynatora ds. służb specjalnych Mariusza Kamińskiego zostaje wezwany Paweł Wojtunik, szef CBA. W gabinecie Kamińskiemu towarzyszy Maciej Wąsik, minister w KPRM. Wojtunik kilkadziesiąt minut wcześniej skończył naradę z szefami delegatur CBA w całej Polsce. Poinformował ich, że prawdopodobnie żegna się ze stanowiskiem. W ciągu dnia dotarł do niego przeciek, od ludzi ze służb związanych z poprzednim rządem.
Kamiński informuje go o wszczętej przez ABW procedurze, która dotyczy dostępu do certyfikatu odnośnie tajnych dokumentów. Przypomina, o czym informował tygodnik "ABC" już dwa tygodnie temu, że podczas nagranej rozmowy w restauracji "Sowa i Przyjaciele", że przekroczył swoje uprawnienia i certyfikat zostanie mu cofnięty.
Do wyboru ma albo podanie się do dymisji, albo pracę jako szeregowy funkcjonariusz parzący kawę. Wojtunik broni się przed zarzutami i wychodzi ze spotkania wściekły. Kiedy ochłonie, kilkanaście godzin później poda się do dymisji. Jego misja w CBA się skończyła...
Jednym z tych, którzy nie kryli radości z dymisji Pawła Wojtunika był zapewne były szef klubu parlamentarnego PSL Jan Bury. To przecież o polityku ludowców, podczas spotkania w restauracji "Sowa i Przyjaciele" Wojtunik mówił per "skurwiel". A uczestniczka tamtej rozmowy, była wicepremier, a obecna unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska tylko przytakiwała głową.
Jak wynika z informacji tygodnika "ABC", to właśnie sprawa Burego przyspieszyła wyrzucenie Wojtunika ze stanowiska szefa CBA. Polityka PSL zatrzymano w nocy, niedaleko Sejmu w późnych godzinach nocnych. Zrobili to agenci CBA, na zlecenie katowickiej prokuratury. Bury miał według śledczych kontaktować się z podejrzanymi w aferze podkarpackiej, spotykać się z politykami PSL i próbować dowiedzieć się wśród służb - co na niego mają. Według opozycji, zatrzymanie miało rzekomo przypominać czasy, kiedy CBA rządził Mariusz Kamiński. Minister i kierownictwo PiS było tym faktem poirytowane.
Zdaniem rozmówcy tygodnika, Bury - i to ma wynikać z akt afery podkarpackiej - ma za dużo znajomości, na które się powołuje wśród oficerów służb, sędziów i prokuratorów. Przypomnijmy, że mimo poważnych zarzutów, jakie przedstawiła mu katowicka prokuratura, decyzja sądu nie zastosowano wobec niego aresztu do końca roku.
To niezrozumiała decyzja dla społeczeństwa. Facetowi grozi do 12 lat więzienia, miał wziąć blisko milion złotych łapówek, w tym sztabkę złota, prokuratura obawia się, że będzie mataczył, nawet obrona chce dać 100 tys. zł poręczenia majątkowego, a tu taki numer...Ale jak się popatrzy, że znajomy Burego z Podkarpacia - były marszałek województwa z PSL Mirosław Karapyta za zarzuty o seksualnym charakterze również nie trafił za kratki, to jakoś pisze się to jedną całość - mówi jeden ze śledczych pracujących przy aferze podkarpackiej.