"Miłosierdzie Boga jest żywe i działa do dzisiaj. Jestem tego świadkiem i tego samego życzę każdemu z was" - powiedziała w swoim świadectwie Natalia podczas modlitewnego czuwania w Brzegach.
Świadectwo Polki poprzedziła krótka animacja artystyczna - młodzi artyści przedstawiali bawiących się nastolatków. W pewnym momencie jedna z uczestniczek "zabawy" odeszła z rozbawionego, zataczającego się tłumu. Na telebimie pokazały się zdjęcia młodych ludzi, które ułożyły się w obraz Jezusa Miłosiernego.
W swym świadectwie młoda Polka opowiadała o swym życiu sprzed nawrócenia. 15 kwietnia 2012, w niedzielę, obudziłam się w moim mieszkaniu w Łodzi. To jest trzecie największe miasto w Polsce. Byłam wtedy redaktor naczelną czasopism o modzie, od 20 lat nie miałam nic wspólnego z Kościołem. Odnosiłam sukcesy w pracy, umawiałam się z fajnymi chłopakami, żyłam od imprezy do imprezy - i to było sensem mojego życia.
Opowiadała następnie o dniu, w którym poczuła, że potrzebuje spowiedzi. Tamtego dnia obudziłam się z niepokojem, że to co robię z moim życiem jest bardzo dalekie od dobra. Zrozumiałam, że potrzebuję iść tego dnia do spowiedzi. Nie bardzo wiedziałam, jak to się robi, więc zguglowałam sobie spowiedź. W jednym z artykułów, które znalazłam, przeczytałam takie zdanie: Bóg umarł z miłości do nas. W pełni to zrozumiałam: Bóg umarł z miłości do mnie, chce mi dać życie w pełni a ja, obojętna, siedzę sobie w kuchni i palę papierosa - mówiła.
Z miejsca się rozpłakałam - kontynuowała - wzięłam kartkę i zaczęłam spisywać moje grzechy. Wszystkie były bardzo jasne, same stawały mi przed oczami i zobaczyłam, że złamałam wszystkie 10 przykazań. Poczułam, że natychmiast muszę porozmawiać z księdzem. Znalazłam w internecie informację, że o 15 w katedrze jest spowiedź. Pobiegłam tam, ale strasznie się bałam, że ksiądz mi powie: Twoje grzechy są zbyt ciężkie, nic nie mogę dla ciebie zrobić. Mimo to zdobyłam się na odwagę i podeszłam do spowiedzi. Jak mówiła, "bardzo się rozpłakała", wyznając swe grzechy. Ksiądz nic nie mówił. Jak skończyłam, powiedział: To bardzo piękna spowiedź. W ogóle nie wiedziałam o co mu chodzi, nie było nic pięknego w tym, z czym przyszłam - mówiła.
Opowiadała, że ksiądz zapytał ją też, czy wie, jaki jest dziś dzień i powiedział: Niedziela Miłosierdzia. Wiesz, która jest godzina? Po 15-tej. To jest godzina miłosierdzia. Wiesz, gdzie jesteś? W katedrze, w miejscu, w którym św. Faustyna codziennie się modliła, kiedy jeszcze mieszkała w Łodzi. To właśnie jej Pan Bóg objawił, że chce tego dnia wybaczać wszystkie grzechy, jakiekolwiek by one nie były. Twoje grzechy są wybaczone. Nie ma ich już, nie wracaj do nich, nawet o nich nie myśl.
To były mocne słowa. Przecież idąc do spowiedzi, byłam przekonana, że nieodwracalnie straciłam życie wieczne, a usłyszałam, że Bóg sprawił, że to co zrobiłam złego, zniknęło na zawsze. Że zawsze na mnie czekał i wyznaczył mi spotkanie tamtego dnia. Wyszłam z kościoła jak z pola bitwy - potwornie zmęczona, ale i przeszczęśliwa, z poczuciem zwycięstwa i przekonaniem, że Jezus wraca ze mną do domu. Przez ostatnie dwa lata przygotowywałam ŚDM w Łodzi, aby inni mogli doświadczyć tego, co ja - mówiła.
Miłosierdzie Boga jest żywe i działa do dzisiaj. Jestem tego świadkiem i naprawdę życzę każdemu z was tego samego. Jezu ufam Tobie - zakończyła swe świadectwo.
(mal)