Ciąża stała się ostatnio tematem numer jeden w ogólnopolskiej debacie przechodzącej w pyskówkę.
Historia kołem się toczy, jak po trajektorii wypukłego kobiecego brzuszka, który jest kobiety - kobiety i basta!
Łagodnie chciałbym potraktować ten publicystyczny temat, oraz odnieść się do niego niezwykle kulturalnie.
Otóż zaintrygował mnie bardzo jeden z wątków w arcyciekawej książce Małgorzaty Czyńskiej o Witkacym.
Powieściopisarz, filozof, malarz, dramatopisarz, oraz fotografik przez całe życie uganiał się za płcią piękną.
I ten "metafizyczny harem" stał się kanwą ekscytującej opowieści autorki o licznych damsko-męskich relacjach.
Eros to potężna siła, a tych, którzy zanadto jej ulegają, nie mogąc opanować żądz, zwie się erotoman(k)ami.
Ciekawe, że krytycy współczesnego seksualnego rozbuchania, nie chcą pamiętać o historiach sprzed lat.
Wiadomo, że w naszym małym podłym świecie brakuje pruderii, ba! bardzo często staczamy się w wulgarność.
Inaczej niż w przeszłości nie ma dziś aż tak poważnych zahamowań przed chamską oraz brutalną pornografią.
Dawniej też ona istniała, ale jako działalność pokątna, ukryta przez oczyma nieprzyzwyczajonymi do ciemni.
Miłość cielesna tak obecnie jak w przeszłości ma jednak podobne konsekwencje w postaci niechcianych dzieci.
Oto jedno z nich - nienarodzone- nazwałem go sobie na użytek tego wpisu "świętej pamięci Witkaciątkiem".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Bogdan Zalewski: Moim i państwa gościem jest Małgorzata Czyńska, historyk sztuki i dziennikarka. Dzień dobry pani!
Małgorzata Czyńska: Dzień dobry!
Przeczytałem z dużą intelektualną przyjemnością pani najnowszą książkę "Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem". Kto był dla Pani w tej pracy najważniejszy - zakopiański geniusz Stanisław Ignacy Witkiewicz czy jego kobiety: narzeczona, żona, muzy i kochanki?
Wszyscy na równo. Nie byłoby Witkacego bez tych kobiet. Nie byłoby opowieści o tych kobietach bez Witkacego. Chociaż są tutaj bohaterki, których biografia bez Witkacego jest równie spełniona.
Przyznam, że dla mnie najistotniejszym wątkiem w pani tomie nie był ani mężczyzna - Witkacy, ani kobiety Witkacego, ale dziecko Witkacego. Nazwałem je sobie ś.p. Witkaciątkiem.
O, dobrze Pan nazwał!
Dlaczego ono się nie narodziło?
Witkacy nigdy nie chciał dzieci, więc ta historia z nienarodzonym dzieckiem jest głęboko zakorzeniona w psychice samego artysty. Już oświadczając się swojej przyszłej żonie Jadwidze Unrużance zastrzegł, że nie chce mieć potomstwa. Ona się wtedy z nim zgodziła, przystała na ten warunek. Natomiast w momencie, kiedy zaszła w ciążę, nie było mowy o tym, żeby urodziła. Uległa Witkacemu. Jak to mówiła po latach: o jeden raz za dużo. Do końca życia rzeczywiście żałowała tej decyzji.
Żałowała aborcji. Ona została do niej przez niego przymuszona?
Myślę, że jednak miała wolny wybór. To, że się na to zgodziła, to był warunek, żeby ten dziwny, dziwaczny związek z Witkacym mógł nadal trwać.
A myślała pani, kim mógłby być ten wnuk Stanisława Witkiewicza i syn Stanisława Ignacego Witkiewicza?
Banalny nie byłby na pewno. Możemy mieć co do tego 100% pewności. Kim byłby? Na pewno artystą.
Ja tak powiedziałem "syn", ale my chyba nie wiemy, jakiej płci było to dziecko?
Nie, nie wiemy. Chociaż podobno do samej aborcji doszło już stosunkowo późno, właściwie w ostatnim momencie. Witkacy w listach do żony pisał o dziecku w rodzaju męskim, więc pewnie dlatego tak się utarło, że dziecko Witkacego byłoby chłopcem.
Nie bał się o żonę? Przecież aborcja - zwłaszcza wtedy - to bardzo poważne medyczne przedsięwzięcie.
Ja nawet w książce powoływałam się na wspomnienia Ireny Krzywickiej, która w "Wyznaniach gorszycielki" bardzo dokładnie opowiedziała, jak wyglądał jej zabieg usunięcia ciąży. Odbył się on w domu, w warunkach domowych, pod narkozą, więc możemy przypuszczać, że zabieg, któremu poddała się Nina Witkiewiczowa wyglądał poważnie. Owszem, Witkacy martwił się o żonę i w swoich listach bardzo wiele na ten temat pisał, ale - jak to on - w sposób bardzo egoistyczny, bardzo przewrotny. Szokujące może się wydawać to, że pisząc o zabiegu żony, jednocześnie pyta ją, czy nie budzą się w niej już uczucia erotyczne, albo zakłada, że zabieg może jej dobrze zrobić na oziębłość seksualną.
To potworne!
Cały Witkacy.
A z jakiego powodu Witkacy nie chciał mieć dzieci? Czy to była jego trauma z dzieciństwa? Małżeństwo jego rodziców było, powiedzmy szczerze, specyficzne, prawda?
Tak samo specyficzne było potem małżeństwo Witkacego i Niny. Przyjaciele Witkacego przypuszczali, że ta jego niechęć do standardowego związku i niechęć do posiadania potomstwa były głęboko zakorzenione w dzieciństwie i odcisnęły się na psychice Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jego ojciec - Stanisław Witkiewicz - wyjechał ze swoją przyjaciółką ...
...muzą...
... muzą - Marią Dembowską na kurację zdrowotną do Lovrany. Tam już pozostał do śmierci. Wiadomo, że ten związek ojca z Marią Dembowską był dla młodego Witkacego bardzo trudny. W liście do swojej przyjaciółki Heleny Czerwijowskiej podczas pobytu w Lovranie Witkacy pisze, że obecność pani Dembowskiej doprowadza go do szału. Na pewno głęboko współczuł matce, bardzo się z nią solidaryzował. Maria Witkiewiczowa była w tym trójkącie osobą pewnie mocno poszkodowaną.
Ale tak jak ojciec, on sam postąpił z własną żoną. To też było "białe małżeństwo".
Tak, ja myślę, że to poszło nawet o wiele dalej, bo tych kobiet w życiu Witkacego - ważnych i mniej ważnych - o których żona Nina wiedziała, było więcej niż dla ojca ta jedna - Maria Dembowska.
Książka skrzy się od niesamowitych anegdot na temat romansów Stanisława Ignacego Witkiewicza. Oczywiście można je uznać za męskie przygody geniusza i oryginała. Jednak czy pani zdaniem, Pani jako kobiety, nie są to w większości żenujące historie?
Nie starałam się oceniać tych historii, tak jak nie starałam się wchodzić w rolę, stawiać się na miejscu żony Witkacego, czy różnych innych kobiet, które były mniej lub bardziej poszkodowane w tym układzie. Opowiadam te historie, relacjonuję je, podpieram się mocno wspomnieniami ówczesnych przyjaciół Witkacego, a nawet jego wrogów, a także listami do żony. Staram się jak najbardziej oddać głos osobom zainteresowanym.
To w książce. A w rozmowie ze mną? Może się pani pokusi o jakieś oceny. Bo powiem pani szczerze, że żałosne są te jego liściki do żony, w których jęczy i stęka, opisując erotyczne związki z innymi kobietami. To jest dla mnie coś niebywałego!
A ona go nie zostawia aż do końca, prawda?
No, właśnie.
To jest bardzo ciekawe, bo często mówimy o Ninie Witkiewiczowej jako o tej biednej, skrzywdzonej w związku z Witkacym. Same krewne Witkacego, ciotka Maria i kuzynka Maria Witkiewiczówna, mówiły o niej "Nina męczennica". Natomiast ona przez te 16 lat małżeństwa jednak nie zdecydowała się ten ostateczny krok, na rozwód ze swoim geniuszem.
Sam był chętnie krzyknął "Santo subito!" do Niny! (Śmiech)
Można krzyknąć.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Strasznie tandetne są te jego relacje z licznymi wybrankami. Okropnie to, mówiąc językiem Witkacego, "bebechowate". On w życiu był jednak trochę inny niż w twórczości. W niej się tak bardzo nie obnażał, albo rozpisywał na role swoje różne poglądy.
Tak, rozpisywał na role. Ale tak naprawdę w życiu też się za bardzo nie obnażał. My dzisiaj znamy listy do żony, które jednak przecież nie były pisane przez Witkacego z myślą, że kiedyś będą publikowane. Przeciwnie, zastrzegał i prosił żonę, żeby je niszczyła.
Niestety sporo zaginęło.
Sporo, też sama Nina Witkiewiczowa zniszczyła. Poza tym, że bardzo pieczołowicie przechowała korespondencję swojego Stasia, to jednak pewnie były listy, które wydawały się zbyt intymne, aby je zachować dla potomnych. Chociaż z drugiej strony zachowała te wszystkie - jak dla nas straszne - wyznania Witkacego à propos potomka. Więc nie wiem, co jeszcze mogłoby być straszniejszego w tych listach, które zdecydowała się zniszczyć.
A na ile na te pogmatwane związki damsko-męskie mogły mieć wpływ narkotyki i alkohol? Mówi się, że Witkiewicz eksperymentował artystycznie z kokainą czy peyotlem. Pił alkohol. Zapisywał to później skrzętnie także na swoich obrazach. Napisał tom "Narkotyki. Niemyte dusze". Ale czy to były tylko artystyczne doświadczenia? Czy to mogło wpłynąć na jego osobowość, styl życia, na jego zachowanie?
Myślę, że na jego osobowość to nie wpłynęło zbyt mocno. To były rzeczywiście eksperymenty. My dzisiaj demonizujemy Witkacego jeśli chodzi o narkotyki, których tak naprawdę nigdy nie przyjmował nałogowo. Był to eksperyment, zresztą z reguły odbywany pod okiem zaprzyjaźnionego lekarza. Witkacy w listach do żony czy przyjaciół pisał o "orgiach", takiego używał słowa, więc to też wydaje się takie strasznie zdrożne, jakby nie wiadomo, co się na tych "orgiach" wyprawiało.
A to słowo ma trochę inne znaczenie.
Tak. Tak naprawdę te "orgie" to były spotkania w zaprzyjaźnionym gronie znajomych.
Jedną z tych "orgii" pani opisuje, to jest spotkanie rzeczywiście z "metafizycznym haremem".
"Orgię" opisałam na przykładzie relacji Ireny Krzywickiej, ówczesnej kochanki Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Krzywicka za Witkacym nie przepadała, choćby dlatego, że Witkacy miał długoletni romans z kolei z żoną Boya-Żeleńskiego, panią Zofią Żeleńską. Natomiast w momencie, kiedy Witkacy zaprosił Krzywicką na bal w "Jaszczurówce", ona bardzo ochoczo się zgodziła. No i cóż, nie była jedyną bohaterką wieczoru. Okazało się, że w loży zarezerwowanej przez Witkacego było już kilka innych pań. Rzeczywiście sama Krzywicka nazwała to zebranie towarzyskie "istnym haremem".
Ponoć Witkiewicz wychodził wtedy co jakiś czas do toalety i wracał z coraz bardziej ognistym spojrzeniem.
No, tak. Ja nawet piszę, że Krzywicką wtedy poniosła pisarska wyobraźnia. Trochę chyba zmyśla i demonizuje ten cały wieczór z Witkacym. Oczywiście, jest tak, że on nie stronił od alkoholu, chociaż zdarzały się całkiem długie okresy, kiedy postanawia nie pić.
Oznacza te dni na obrazach jako "NΠ".
Urządza sobie także zdrowotne detoksy i to też szczegółowo opisywał żonie. Nie był pijakiem, nie był narkomanem, nie był człowiekiem uzależnionym, który na przykład tworzył wyłącznie pod wpływem używek. Absolutnie nie. Eksperymentował, czasami spijał się okropnie i jak to potem opisywał: nazajutrz po takim pijaństwie był w stanie "glątwy". Jednak, jak mówił, czasami musi to zrobić, żeby zobaczyć co jest "na dnie".
Mówimy, że ten demonizm Witkacego jest często przesadzony. Jednak dla mnie historia samobójstwa Jadwigi Janczewskiej to już prawdziwie demoniczna historia, naprawdę diabelska sprawa.
To jest diabelska sprawa, oczywiście, w pięknej scenerii zaśnieżonych Tatr. Tutaj znowu wracamy do niechęci Witkacego do posiadania potomstwa, ponieważ jest bardzo prawdopodobne...
...że Jadwiga też była w ciąży...
... tak, że Jadwiga Janczewska w momencie, gdy popełniła samobójstwo była w ciąży. Straszna historia, wielka tragedia młodej dziewczyny i jej rodziny, ale także wielka tragedia narzeczonego - Stanisława Ignacego Witkacego, który nie otrząsnął się z tej historii przez długie lata. Na pewno jej ślad, a nawet ślady i to bardzo dosadne odnajdujemy w powieści "Pożegnanie jesieni". Jest to powieść z kluczem i tak można ją czytać.
À propos tej powieści właśnie, przygotowałem cytat z "Pożegnania jesieni". Czy ja tylko nie jestem przypadkiem zupełnie zwykła, mała, pospolita smutna świnia? - tak pyta bohater Witkacego. Czy sam Witkacy mógłby tak zapytać siebie?
Mógłby i wiadomo, że po śmierci Jadwigi Janczewskiej czuł się ogromnie winny. W listach do przyjaciół czy do rodziny pisał: winy moje okropne . Rzeczywiście wyrzuty sumienia odczuwał bardzo mocne. Długo myślał nad tym, żeby skończyć z życiem. To, że nie popełnił samobójstwa przypisywał tylko obecności matki w swoim życiu. To jest ta kolejna bardzo ważna kobieta w życiu Stanisława Ignacego Witkiewicza.
À propos samobójstwa, w końcu niestety udało mu się go dokonać. A która z tych kobiet była prawdziwą wdową po Witkacym - jego żona Nina Witkiewiczowa czy też Czesława Oknińska, która przeżyła tę wspólną z nim próbę samobójczą?
Obie były wdowami po Witkacym. Myślę, że nie można Czesławie Korzeniowskiej-Oknińskiej odmawiać tej roli, tego terminu. Możemy o niej mówić "wdowa po Witkacym".
Jest taka słynna fotografia Witkacego "Autoportret wielokrotny". To zdjęcie, które wykonał przy użyciu luster. Jest na nim Witkacy w pięciu postaciach z różnych ujęć. Jedna z nich stoi tyłem. W trakcie lektury Pani książki, miałem wrażenie, że pani tę jedną z jego person odwróciła do nas twarzą. Kim ten Witkiewicz - ten odwrócony, nieznany - okazał się dla Pani?
On nie jest taki do końca nieznany, bo o tym, że Witkacy zakładał przed nami maskę błazna i wariata to wiemy doskonale, tak jak o tym, że był człowiekiem głęboko myślącym, prawdziwym intelektualistą i człowiekiem głęboko przez to nieszczęśliwym. Przez tę swoją inteligencję, intelekt i umiejętność refleksji nad rzeczywistością, to właściwe oblicze Witkacego to jest twarz człowieka nieszczęśliwego.
W tytule pani książki mamy "metafizyczny harem". Czy pani próbowała zliczyć te wszystkie kobiety?
O, bałam się, że pan o to zapyta! (Śmiech) Pomyślałam, że powinnam w końcu policzyć, ile było tych kobiet choćby w mojej książce, bo przecież w życiu Witkacego było ich o wiele więcej. Nie, nie liczyłam. Bardzo się starałam, żeby nie zabrakło kobiet dla Witkacego najważniejszych, ale też tych, dla których Witkacy był ważny. Takie bohaterki jak Irena Solska ...
...słynna aktorka...
...wielka gwiazda sceny, czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska...
...słynna poetka...
... ich biografie bez Witkacego są równie interesujące i samowystarczalne.
Ale mamy też zakopiańską manikiurzystkę...
O, właśnie! I pewnie już nie byłoby jej historii, gdyby nie Witkacy. Tak, że takich bohaterek też tutaj jest sporo. Co nie znaczy, że jakoś próbuję kategoryzować te kobiety na lepsze, gorsze, ciekawe i mniej ciekawe. Wszystkie są interesujące, przede wszystkim dlatego, z punktu widzenia opowieści, że właśnie zwrócił na nie uwagę Stanisław Ignacy Witkiewicz, że one zwróciły uwagę na niego i że przez dłuższy lub krótszy czas ich życie toczyło się obok siebie.
A jak się toczyło, można przeczytać w książce Małgorzaty Czyńskiej "Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem". Bardzo pani dziękuję za tę rozmowę.
Dziękuję.