Na karę roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazał sąd w Poczdamie Niemkę Beatrice D., która we wrześniu 2010 roku spowodowała wypadek polskiego autokaru pod Berlinem. Kobieta ma także ponieść koszty postępowania i zwrócić koszty, poniesione przez oskarżycieli posiłkowych. W wypadku zginęło 14 osób, a 28 pasażerów zostało rannych.
W uzasadnieniu sędzia całą winą za wypadek obarczyła Niemkę, uznając ją winną nieumyślnego spowodowania śmierci 14 osób. Stało się tak, choć linia obrony byłej pracownicy policji w Berlinie wskazywała na niewłaściwe zachowanie kierowcy polskiego autokaru. Taką jednak wersję sąd całkowicie odrzucił, uznając, że powodem wypadku była zbyt szybka jazda kobiety na ostrym zakręcie przy padającym deszczu.
Jak podkreśliła sędzia Ulrike Phieler-Morbach, najcięższą karą dla oskarżonej i tak jest zapewne "świadomość własnej odpowiedzialności". Do dziś odczuwa ona poważne skutki szoku, presję psychiczną i jest pod opieką psychoterapeuty - zauważyła sędzia.
Adwokat kierowcy polskiego autokaru Grzegorza Jarosza, który występował w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego oraz świadka, ocenił, że kara dla Beatrice D. jest "dość łagodna". My jesteśmy zadowoleni z uzasadnienia, zgodnie z którym jedyną winę ponosi oskarżona i kierowca nie miał możliwości wyminięcia przeszkody - powiedział adwokat Radosław Niecko. Z nieukrywanym żalem zaznaczył jednak, że "na wysokość kary nie miało wpływu nawet to, że kobieta do dnia dzisiejszego nie przeprosiła". Oskarżyciele rozważają apelację.
Prokuratura żądała dla oskarżonej kary roku i dziewięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Według śledczych pod koniec września 2010 roku kobieta, jadąc samochodem osobowym, za szybko wjechała na końcowy odcinek autostrady A10. Nie wzięła pod uwagę ani deszczu, ani złych warunków. Auto tyłem zarzuciło na bok, samochód wpadł w poślizg i zjechał na prawy pas ruchu. Kierowca polskiego autokaru, nie mógł już nic zrobić. Próbując uniknąć kolizji z samochodem uderzył w filar wiaduktu. Autobusem jechało 49 pasażerów - pracowników Nadleśnictwa Złocieniec i ich rodzin, którzy wracali z wycieczki do Hiszpanii.
Beatrice D. przyznała w sądzie, że nie pamięta chwili wypadku. O tym, co wydarzyło się rankiem 26 września 2010 roku na autostradzie A10 pod Berlinem dowiedziała się dopiero po kilku godzinach w szpitalu od swojej znajomej. Dzień później kupiła w szpitalnym sklepie wydanie lokalnego dziennika. Na pierwszej stronie gazeta opublikowała zdjęcia z miejsca wypadku. Pomyślałam wtedy: Czy to ja spowodowałam ten wypadek? Nie mogłam tego pojąć - mówiła w sądzie Niemka. Kobieta opowiadała o zaburzeniach psychicznych, myślach samobójczych i atakach paniki, na które cierpiała po wypadku.
W momencie, kiedy doszło do wypadku nie była pod wpływem alkoholu ani narkotyków. Jej adwokat Carsten R. Hoenig podkreślał, że oskarżona "nigdy nie chciała uchylać się od odpowiedzialności związanej z wypadkiem". "Oskarżona jest sprawczynią, ale też poszkodowaną" - powiedział, podkreślając niestabilny stan psychiczny kobiety. Według adwokata, przyczyną wypadku był niewielki błąd, który miał jednak katastrofalne konsekwencje.