Kilkanaście domów studenta wypełnionych po brzegi, stołówka na 1200 osób, jedna scena, gdzie będą się odbywać koncerty – tak wygląda wioska zawodnicza Igrzysk Europejskich 2023 zlokalizowana na Miasteczku Studenckim AGH w Krakowie. Po miejscu, w którym najbardziej czuć atmosferę igrzysk, oprowadził nas jej mer Robert Korzeniowski. „Uważam, że jest to wioska, która w wielu przypadkach jest absolutnie na miarę światową, olimpijską” – powiedział reporterowi RMF FM.

REKLAMA

Oprowadzanie z merem, który czasem nazywany jest sołtysem wioski zawodniczej ("bo jak wioska, to raczej sołtys" - mówi Korzeniowski) rozpoczęliśmy od punktu wypoczynkowego, gdzie rozstawione są leżaki i specjalna scena. Codziennie będą tu koncerty, codziennie będzie można między 18 a 22 posiedzieć, pobawić się, a w ciągu dnia obejrzeć transmisję z zawodów - opowiada były olimpijczyk.

Zdaniem Korzeniowskiego atmosfera w wiosce w trakcie dnia jest ciepła, a wieczorami gorąca. Ludzie siadają sobie przed sceną na leżakach, rozmawiają tutaj, przybijają sobie piątki. Ale wiadomo, że jest jeszcze taki stan wyczekiwania na swoje starty - zaznaczył.

W wiosce znalazł się też punkt z grami elektronicznymi, dla sportowców dostępne są też sauna, siłownie czy kaplice. Wszystko zgodnie z zamysłem, że sportowcy potrzebują miejsca, gdzie można się wyciszyć, ale i przestrzeni sprzyjających budowaniu relacji.

Stołówka na 1200 osób

To jest miejsce uzupełniania energii, dobrej energii, zrównoważonej dietetycznie - tak o stołówce, która specjalnie powstała na Miasteczku Studenckim AGH mówi Korzeniowski. Jednocześnie może z niej korzystać 1200 osób. Przygotowywane w niej będą 62 tony jedzenia. Znajdzie się coś dla wszystkich, niezależnie od diety. Uwzględniliśmy wszystkie rodzaje diet wykluczeniowych - czy to są orzeszki, skorupiaki czy nabiał. To wszystko jest doskonale opisane w informatorach dotyczących jedzenia. 60 proc. to jest dieta mięsna, a 40 proc. wegetariańska - zaznacza.

Na razie oceny pożywienia serwowanego sportowcom są bardzo dobre. Odezw odnośnie jakości i wyboru jedzenia jest bardzo dobry. Nawet słyszeliśmy głosy od Francuzów, że troszkę podnieśliśmy poprzeczkę i obawiają się tego, co będzie w Paryżu - mówił w rozmowie z Radiem RMF24 prezes Igrzysk Europejskich Marcin Nowak. Korzeniowski to potwierdza. Pierwsze opinie są znakomite, ludziom smakuje to jedzenie. Można odkryć polskie truskawki, polskie jogurty. To nie jest tak, że mamy masowe jedzenie. Wszystko jest wybierane pod kątem zdrowia sportowca, np. bez tłuszczu palmowego - podkreślił.

Do wioski zamówionych zostało 12 tirów, każdy z 32 paletami wody - wszystko po to, by ugasić pragnienie sportowców. Dodatkowo w wiosce są punkty z kawą, wodą, sokami i przekąskami.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Tak wygląda stołówka w wiosce

Jak mieszkają sportowcy?

Kolejnym punktem oprowadzania były pokoje sportowców. Zawodnicy zajmują w wiosce 1754 pokoje, kilkanaście domów studenckich jest wypełnionych po brzegi. Całe piętra są zajmowane przez ekipy z jednego kraju albo też najwyżej są dwa kraje. Obok są zawsze biura misji, czyli zawodnicy mają blisko do swoich szefów, do tych, którzy zarządzają ich delegacją - tłumaczy Korzeniowski.

Na wyposażeniu są meble, wieszaki, indywidualne łazienki. W każdym akademiku jest pralnia, suszarnia i kuchnie, w których można przygotować coś do jedzenia. Są też płatne serwisy, w których można kupić coś, czego się zapomniało. Na przykład golarki. Można podejść do sklepiku i to po prostu kupić. To jest też całkiem istotne, że nie trzeba wychodzić gdzieś dalej - zaznaczył mer wioski.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Robert Korzeniowski oprowadza nas po wiosce zawodniczej

W każdym akademiku jest miejsce, gdzie ze swoją drużyną można się spotkać przed telewizorem i oglądać transmisje z igrzysk. Są też większe pomieszczenia wspólne. W jednym z takich miejsc we wtorek odbyło się spotkanie wszystkich szefów misji.

"Czasem będę musiał być sołtysem wyciszającym całe towarzystwo"

W trakcie spaceru po wiosce Robert Korzeniowski przyznaje, że jest zadowolony z pełnionej funkcji. Otwarcie wioski, do którego doszło w niedzielę, określił jako "coś fantastycznego". Pochwalę się, dostałem klucz do wioski i było to bardzo miłe dla mnie, ludzie naprawdę mi dopingowali - podkreślił. Jego zdaniem atmosfera jeszcze będzie się rozkręcała. Dlatego, że będą tutaj witać medaliści igrzysk i to jest fantastyczne. Wyobraźmy sobie teraz te dziesiątki, setki medali, które będą przechodzić przez punkty kontroli jako obiekty metalowe. Naprawdę pikać. A potem będzie tutaj jedno wielkie pikanie w wiosce. Przecież każda misja musi przywitać zawodników - wskazał.

Uważam, że jest to wioska, która w wielu przypadkach jest absolutnie na miarę światową, olimpijską. To są igrzyska europejskie, tu mamy 48 krajów europejskich, a nie ponad 200 światowych. W związku z tym ta wioska jest na pewno mniejsza. Niemniej jednak, jeżeli myślimy o sercu tych igrzysk, to one bije tutaj - powiedział Korzeniowski.

Mer wioski często robi po niej obchody. To jeden z jego obowiązków. Zagląda do wszystkich kluczowych punktów wioski, sprawdza, czy wszystko działa tak, jak należy. Jestem otwarty na sugestie zawodników i ekip. Rzeczy niemożliwe załatwiam w parę chwil, a te możliwe na pstryknięcie palcem - mówi. Kluczowe dla Korzeniowskiego są relacje z ludźmi i to, że szybko jest w stanie dotrzeć do osoby odpowiedzialnej za konkretne sprawy. Dogadujemy się kapitalnie - zaznacza mówiąc o liderach wolontariuszy i specjalistach, z którymi współpracuje.

Na koniec Korzeniowski przypomina, że w jego zakresie będzie też jeden smutny obowiązek. Momentami też będę musiał zadbać o to, żeby strefa rozrywki nie była zbyt rozrywkowa, więc też będę musiał być merem czy sołtysem wyciszającym całe towarzystwo. No ale taka moja rola - tłumaczy