Nie walczą z wirusem na pierwszej linii. Dopiero się uczą. Wykonują mozolną pracę za darmo. Po co? Tłumaczą, że tak trzeba. Marlena Chudzio rozmawiała z czwórką wolontariuszy w Krakowie. Na co dzień studiują kierunki medyczne, dziś codziennie zdają egzamin z prawdziwego oblicza polskiej medycyny.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Michał Słota: Jestem studentem czwartego roku na Wydziale Lekarskim. Do moich obowiązków należało odbieranie telefonów w sekretariacie oddziału od pacjentów oraz lekarzy z innych placówek. Zajmowałem się także obsługą dokumentacji medycznej pacjentów oraz pomagałem lekarzom w przygotowaniu zdalnych seminariów dla moich kolegów ze studiów. Kiedy rano przychodzę profesor wita mnie przypomnieniem, jak to nefrolog, żebym dużo i często pił. Następnie rozdzwaniają się telefony, pacjenci dzwonią, aby dowiedzieć się czegoś na temat odwołanych wizyt lub przedłużenia recept na leki, które przyjmują przewlekle, lekarze z całej Polski dzwonią, prosząc o skonsultowanie ich pacjentów lub wytyczne postępowania z pacjentami podejrzanymi o zachorowanie na Covid 19.W międzyczasie przekopujemy się przez góry dokumentacji medycznej, wysyłamy faksy i pomagamy na bieżąco osobom przychodzącym na oddział. Kiedy sprawy administracyjne zostaną załatwione, idę na dyżurkę pomóc lekarzom w ich obowiązkach. W ten sposób właśnie zostałem włączony w sprawę tych internetowych seminariów.
Oliwia Siomak: Jestem studentką czwartego roku farmacji na Wydziale Farmaceutycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Obecnie wraz z drugą wolontariuszka pomagamy w największej jednostce organizacyjnej apteki w sekcji leków gotowych. Przychodzimy do szpitala rano w okolicach godziny ósmej. Do głównych zadań jednostki, w której obecnie pomagamy należy zaopatrywanie oddziałów klinicznych szpitala w leki, płyny infuzyjne, specjalistyczne opatrunki czy środki dezynfekcji. I tym się zajmujemy. Nie mam ściśle określonych godzin pracy jako wolontariusze. Staramy się przychodzić jak najwcześniej i pomagać jak najdłużej.
Aleksandra Majchrzak: Jestem studentką trzeciego roku fizjoterapii na Wydziale Nauk o Zdrowiu Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Moimi głównymi obowiązkami jest mierzenie temperatury przy wejściu. Zarówno personelu jak i wszystkich osób chcących wejść do szpitala, ale także robienie takiego wstępnego wywiadu epidemiologicznego, by sprawdzić, czy nie ma jakichś niepokojących objawów. Zdarzy się czasem, że jest to też odebranie paczki od osób, które chcą dostarczyć coś dla szpitala, firm gastronomicznych bądź osób przynoszących maseczki.
Stefan Turnau: Jestem studentem trzeci roku na wydziale lekarskim. Pracuję w centralnej rejestracji Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Moje obowiązki to obsługa centrali telefonicznej szpitala, odpowiadanie na pytania pacjentów, przekierowanie ich do innych działów szpitala i rozwiązywanie różnych problemów z tym związanych. Większość spraw jest prosta i wymaga odpowiedzi na pytania o funkcjonowanie poradni, bezpieczeństwo w szpitalu i poinformowanie pacjenta o możliwościach odwołania i przesunięcia wizyty. Czasem chodzi o przekierowanie połączenia jednak ze względu na duże obciążenie personelu i braki kadrowe, nierzadko telefon pozostaje bez odpowiedzi. I muszę sam rozwiązać sprawę pacjenta. Telefony dzwonią praktycznie nieprzerwanie. Gdy tylko odłożę słuchawkę pojawia się na wyświetlaczu kolejny numer. Nierzadko zdarza mi się też w trakcie rozmowy usłyszeć słowa typu: "strasznie ciężko się do was dodzwonić" i "nie będę już panu zawracać głowy bo wiem że macie tam duże zamieszanie". Mój pobyt w szpitalu trwa do czternastej i wtedy kończy się praca większości personelu, który pomaga nam obsługiwać pacjentów. Więc pomimo, że telefony dalej dzwonią ich odbieranie traci sens.
Michał Słota: Trudne są braki kadrowe. Dokumentacja się nawarstwia, bo pracownicy są na chorobowym lub muszą zajmować się dziećmi. To samo tyczy się lekarzy i pielęgniarek przez co ci, którzy pracują są jeszcze bardziej przemęczeni, a pacjenci dzwoniący się do swoich lekarzy nie mogą się z nimi skontaktować.
Stefan Turnau: Czasami trudno jest jednoznacznie powiedzieć pacjentowi co ma zrobić. Dzwonią do nas osoby starsze lub ich krewni, którzy nie wiedzą czy stawić się na umówione wizyty. W tej sytuacji informuję pacjenta o możliwości odwołania i podkreślał, że jeśli chory czuje taką potrzebę, to na własne ryzyko może przyjechać do szpitala.
Aleksandra Majchrzak: Nie jest to mój pierwszy wolontariat. Co prawda pierwszy w takich warunkach, więc wiadomo, że mogło być różnie, ale nie zdarzyła się sytuacja, której ja bym się nie spodziewała, bądź na którą bym nie była gotowa i w jakiś sposób by mnie przestraszyła. Atmosfera w placówkach zdrowia? wiadomo wszyscy są bardzo przejęci tym, co się dzieje i stres jest. Wszyscy są świadomi zagrożenia. Natomiast też panuje bardzo przyjacielska i życzliwa atmosfera. Wszyscy chcą pacjentom pomóc, jak najlepiej potrafią. Czasami zdarza się tak, że osoby już pracujące w placówkach zdrowia martwią się o zdrowie swoich pacjentów. W związku z tym, że my wolontariusze tam jesteśmy, martwią się również o nasze zdrowie.
Marlena Chudzio: Jak wasi bliscy zareagowali na to, że zgłosiliście się do wolontariatu?
Aleksandra Majchrzak: Moi bliscy na początku, gdy powiedziałam im, że chcę się zgłosić do tego wolontariatu, to oczywiście byli przeciwni. Po prostu się martwią. Szczególnie rodzice. Brat powiedział, że jak o tym usłyszał, to spodziewał się, że ja tam pójdę, znając mnie. Rodzice pewnie też się gdzieś spodziewali, ale mieli nadzieję, że jednak tego nie zrobię. Natomiast teraz jak już tu jestem, to są bardzo dumni.
Michał Słota: Moja rodzina podeszła do sprawy mojego wolontariatu z pewną niechęcią. Jest to zrozumiałe, bo martwią się o moje otoczenie, ale wiedzą też, że sytuacja jest nadzwyczajna i wymaga od nas działania. Ostatecznie zgodzili się na to, żebym został wolontariuszem.
Oliwia Siomak: Mam bardzo duże wsparcie od bliskich, przyjaciół, rodziny. Wiadomo że każdy z nas martwi się o siebie nawzajem, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest pewna grupa osób, która ze względu na kierunek czy zawód musi stawić czoło problemowi, z jakim obecnie zetknął się świat.
Stefan Turnau: Skonsultowałem się z rodzicami, którzy wyrazili niepokój. Jednak wszyscy zgodziliśmy się. że na ten moment, sytuacja nie jest na tyle poważna, by nie odpowiedzieć na apel szpitala.
Michał Słota: Przyjaciele zareagowali różnie, jedni z uznaniem, drudzy z rezerwą. W większości jednak były to reakcje pozytywne, a niektórzy nawet sami zainteresowali się tym, jak mogą pomóc w obecnej sytuacji.
Stefan Turnau: Niektórzy znajomi dość lekceważąco wypowiadają się o wolontariacie. Niestety panują pewne krzywdzące stereotypy o służbie zdrowia i relacji pomiędzy uczelnią a studentami, ale staram się na bieżąco tłumaczyć moje motywacje i konfrontować się ze stereotypami.
Oliwia Siomak: Mam to szczęście, że jedna z moich lokatorek jest także wolontariuszką i pomagała w aptece szpitalnej w sekcji leków recepturowych, ze względu na swoje doświadczenie, gdyż jest to studentka, która w tym roku kończy staż. Druga współlokatorka to również studentka farmacji, która wspiera nas w działaniach podjętych na rzecz wsparcia personelu Szpitala Uniwersyteckiego.
Aleksandra Majchrzak: Współlokatorem jest mój chłopak i on jest również dumny, chociaż powiedział, że się spodziewał, że to zrobię. Raczej jest dumny niż zły, ale też momentami zmartwiony. Znajomi też są raczej z tej grupy, że podziwiają. Niektórzy mówią, że zazdroszczą, bo pamiętajmy, że nie wszyscy mają możliwość zgłoszenia się do takiego wolontariatu, ze względu na to z kim mieszkają. I musimy pamiętać, że nie możemy narażać swoich bliskich, chcąc pomóc np. jeżeli mieszkamy z osobami starszymi albo obciążonych innymi chorobami czy problemami ze zdrowiem.
Marlena Chudzio: A jaka była wasza motywacja czemu zostaliście wolontariuszami?
Aleksandra Majchrzak: Dlaczego ja to zrobiłam? Wydaje mi się, że po prostu można pomóc, to trzeba to zrobić. Tutaj nie ma jakiejś głębszego dna. Mam wrażenie, że jak mam taką możliwość, to nie powinnam siedzieć w domu i oglądać telewizji, tylko pomóc na tyle, na ile mogę odciążyć tych, którzy są teraz najbardziej obciążeni, na tyle, na ile to jest możliwe.
Oliwia Siomak: Postanowiłam zgłosić się na wolontariat głównie z poczucia obowiązku, który niesie ze sobą kierunek studiów. Jestem też osobą, która nie jest główny w grupie ryzyka ze względu na wiek i brak chorób istniejących. I również będąc świadoma, że szpital zapewnia mi odpowiednią ochronę, w tym znaczeniu, że praca już nie odbywa się w miejscach bezpośredniego kontaktu z osobami zakażonymi, to pozwoliło mi decydować o uczestnictwie w wolontariacie.
Stefan Turnau: Po pierwsze dlatego, że byłem ciekawy. Nie ukrywam, że od początku liczyłem na bardziej medyczne stanowisko. Obecna praca również odkrywa przede mną inną stronę funkcjonowania szpitala. W drugiej kolejności chciałem pomóc przeciążonemu personelowi, ale waga tego powodu najprawdopodobniej jeszcze wzrośnie w nadchodzących tygodniach.
Michał Słota: Wierzę, że obecna sytuacja wymaga od nas wszystkich postawy obywatelskiej. Dla większości wyraża się ona siedzeniu w domu, po prostu siedzeniu w domu. Dla lekarzy olbrzymia ilość pracy, którą już wykonują i która niestety dopiero na nich czeka.
Marlena Chudzio: Co jest dla Ciebie misja w tym zawodzie?
Michał Słota: Nie lubię wielkich słów takich jak misja czy powołanie. Jeśli coś trzeba zrobić dla wspólnego dobra, to po prostu należy to zrobić. Niezależnie od tego, jaki zawód wykonujesz. Przedstawiciele zawodów medycznych mają po prostu określone kompetencje, które sprawiają, że w ich wypadku jest to ratowanie ludzkiego życia.
Oliwia Siomak: Profesje medyczne to nie są zwykłe zawody. Szeroko pojęta branża medyczna, z całym oczywiście szacunkiem dla innych profesji, wymaga czegoś więcej, niż nauczenia się zawodu i zdobycia technicznej sprawności. Trzeba zawsze działać zgodnie z tym, co się czuje. Świadomie, odpowiedzialnie, jasno i im bardziej jesteśmy szczęśliwi, tym chętniej jesteśmy w stanie pomóc innym. A nie tylko działać na rzecz materialnych korzyści dla nas samych.
Stefan Turnau: W wizji wielu osób, lekarze walczący z epidemią są podobni do żołnierzy walczących na froncie. Oczywiście pamiętajmy o tym, że w dzisiejszych czasach tak, jak mamy armię zawodową, tak nie powinno być potrzeby powoływania do służby lekarzy i pielęgniarek. Powołanie stanowi ważna część zawodu lekarza, ale nie powinniśmy wymagać by była tą jedyną.
Aleksandra Majchrzak: To chyba jest po prostu zależy od człowieka. Jest taka wewnętrzna chęć pomocy. Czasami niestety też troszeczkę narażając własne zdrowie. Jednak jest takie hasło przewodnie na wszystkich kursach ratowniczych, ale też na studiach medycznych: martwy bądź chory ratownik to żaden ratownik i po prostu nie pomoże. Należy dbać o swoje zdrowie. Choć czasami ludzie poświęcają się, żeby ratować innych. To jest powołanie, które czujemy w sobie i robimy to, bo sprawia nam to przyjemność.
Marlena Chudzio: Nie boicie się jakoś zniechęci was do zawodu, zmieni wasze podejście?
Aleksandra Majchrzak: Myślę, że nie ma tutaj co się nad tym zastanawiać. Nie spotkałam się z taką sytuacją, która miałaby spowodować zniechęcenie mnie do uprawiania tego zawodu. Do pracy w szpitalach też. Nie odczuwam tego, jako jakieś utrudnienie czy później ryzyko, że się zniechęcę bo zaczynam w tym momencie.
Stefan Turnau: Jestem jednym z tych studentów. którzy entuzjastycznie przychodzą na ośmiogodzinny dyżur, bo może coś się będzie działo. Dlatego nie, wydaje mi się, że wręcz przeciwnie.
Michał Słota: Myślę, że obserwowanie jak to działa na co dzień bardziej zniechęca, niż kiedy kryzys jest pochodzenia zewnętrznego.
Oliwia Siomak: Epidemie czy pandemie będą zdarzać się jeszcze niejednokrotnie. Sama doskonale pamiętam chociażby transmisje relacjonujące zmagania służb podczas pandemii eboli w Afryce. Myślę, że jest to bardzo cenne doświadczenie, które w praktyce uczy, jak należy postępować w takich sytuacjach i zdecydowanie nie zrazi mnie to kontynuacji kształcenia się w kierunku wykonywania zawodu farmaceuty.
Michał Słota: Myślę, że obecna sytuacja zmieni, w jakiś sposób każdego z nas. Choćby pokazując jak kruche jest nasze wygodne życie, ale nie sądzę, żeby była to jakaś wielka zmiana w przypadku moich studiów. Może pewne zmiany, które dotykają większość lekarzy, przyjdą po prostu wcześniej.
Marlena Chudzio: A boicie się o swoje zdrowie?
Michał Słota: Oczywiście martwię się tym, czy zachoruje, czy może raczej, czy nie przyniosę wirusa swojej rodzinie. Ja nie jestem w grupie ryzyka. Lekceważenie ryzyka byłoby brawurą. W czym utwierdził mnie tylko telefon w niedzielę o dwudziestej trzeciej o zamknięciu mojego oddziału. Jednak ryzyko można minimalizować rozsądnym działaniem, tak żeby móc nieść pomoc i jednocześnie nie stanowić zagrożenia dla innych.
Aleksandra Majchrzak: Wiadomo z tyłu głowy zawsze jest taka myśl. Nie towarzyszy mi to przez cały czas. Zachowujemy wszystkie środki ostrożności, staramy się nie narażać siebie, ale też zarówno innych i mam nadzieję, że nam to dobrze wychodzi.
Marlena Chudzio: Jak my, ludzie nie związani ze służbą zdrowia mamy pomóc w tym momencie wszystkim pracownikom medycznym?
Stefan Turnau: Stosować się do wszystkich wytycznych Ministerstwa Zdrowia i Sanepidu. W szczególności unikać wychodzenia z domu, często myć ręce, zachowywać ostrożność w miejscach publicznych.
Oliwia Siomak: Chciałabym przede wszystkim zwrócić uwagę na działanie aptek ogólnodostępnych w czasie pandemii. Apteka ogólnodostępna to nie sklep czy drogeria. Należy przychodzić do niej jedynie w celu otrzymania leków. Nawet nie suplementów diety. Leków koniecznych do utrzymania ciągłości farmakoterapii. Farmaceuci to jedna z tych grup zawodowych, które są najbardziej narażone na zachorowania, więc uważam, że zanim ktokolwiek będzie chciał wybrać się do apteki niech zastanowi się, czy to jest naprawdę konieczne.
Michał Słota: Im więcej wspólnego wysiłku złożymy teraz, tym szybciej będziemy mogli wrócić do normalności. Każdy może w jakiś sposób pomóc. Nasi koledzy z AGH zgłosili chęć do pomocy w kuchni szpitala dziecięcego, inni szyją maseczki do szpitali lub konstruują przyłbice ochronne. To tylko kwestia powzięcia jakiejś inicjatywy. Po pierwsze zostać w domu. Jakiekolwiek działania pomocnicze na nic się zdadzą, jeśli nie przerwie łańcucha epidemii. Czyli zostać w domu i ograniczyć kontakt ze światem zewnętrznym do niezbędnego minimum. Cierpliwie przeczekać pandemię. Po drugie oddać krew. Kiedy byłem w RCKiK w Krakowie na własne oczy zobaczyłem, jak bardzo spadła liczba dawców. Krew ratuje życie i nadal jest bardzo potrzebna. Jeśli ktoś jest zdrowy i może oddać krew, to bardzo od tego zachęcam, żeby ułatwić działanie służby zdrowia w czasie tej pandemii.
Aleksandra Majchrzak: Na pewno na pewno wszyscy mogą zrobić bardzo dużo rzeczy, takich prostych i oczywistych, ale nieoczywistych dla wszystkich. Zachowanie rozsądku i wzięcie odpowiedzialności za to, co robimy. Nie okłamywanie osób pracujących w służbie zdrowia. Czy to jest pielęgniarka, lekarz, ratownik medyczny, fizjoterapeuta, laborant albo ktokolwiek inny. Nie oszukujcie, nie okłamuje. Jeżeli źle się czujecie, jeżeli macie jakiekolwiek objawy, wróciliście z zagranicy, to po prostu to powiedzcie, bo oszukiwanie, to nie jest dobra droga i nie jest to droga, która pomoże nam wszystkim w opanowaniu tego, co się teraz dzieje. Potem jeżeli ktoś faktycznie okaże się zakażony wirusem, to wszyscy, którzy mieli z nim kontakt, też są obejmowani kwarantanną. To po prostu zabiera możliwości pracy i pomocy służbie zdrowia. Kolejną rzeczą jest oczywiście higiena. Myjcie ręce mydłem dokładnie, w ciepłej wodzie. Też nie gorącej żeby nie było poparzeń. Trzeba starać się otwierać wszystkie klamki na dworze raczej łokciem niż ręką. I nie dotykamy twarzy. To też jest takie wskazanie, żeby nie dotykać własnej twarzy albo czyjejś. Niektórzy to robią zupełnie bezwiednie i się nad tym nie zastanawiają. To jest moment, żeby się przyłożyć i zwrócić na to uwagę.