Kreml obawia się, że żony poborowych, które są niezadowolone z długiego czasu służby mężów, mogą stać się poważnym problemem politycznym szczególnie przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Aby zapobiec wzrostowi niezadowolenia wśród kobiet, urzędnicy regionalni otrzymali polecenie jak najszybszego wydawania dodatków pieniężnych partnerkom żołnierzy.
Kreml uważa, że większości żon poborowych bardziej zależy na zdobyciu pieniędzy niż na powrocie mężów z wojny - twierdzi niezależny rosyjski serwis informacyjny "Wierstka". Taka informacja pojawiła się po tym, jak 7 listopada żony wojskowych zorganizowały w Moskwie publiczny protest.
Jak informował brytyjski resort obrony, protestujące kobiety zgromadziły się na Placu Teatralnym i rozwinęły transparenty żądające objęcia ich partnerów rotacją i odesłania ich poza linię frontu. We wpisie w mediach społecznościowych zauważono, że policja w ciągu kilku minut stłumiła protest. "Godne uwagi jest jednak żądanie protestujących" - podkreślono w raporcie ministerstwa.
"Przedłużające się w nieskończoność misje personelu bojowego bez rotacji są coraz częściej postrzegane jako niemożliwe do wykonania zarówno przez samych żołnierzy, jak i ich krewnych" - podkreślano.
Media twierdzą, że Kreml chce przekonać żony poborowych, licząc na to, że do kolejnych tego typu sytuacji nie będzie już dochodziło. "The Times" podaje, że urzędnicy zostali poinstruowani, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się protestów podczas trzydniowej konferencji pod Moskwą. Powiedziano im: "Przekonajcie, obiecajcie, zapłaćcie. Cokolwiek, byleby nie wyszły na ulicę. W jakiejkolwiek liczbie, nawet 50 osób".
Również niedawne prośby żon wojskowych o zorganizowanie protestów w Moskwie i Petersburgu zostały odrzucone. "Kreml wydaje się być coraz bardziej zaniepokojony niezadowoleniem społeczeństwa, zwłaszcza w związku z wyborami prezydenckimi w Rosji zaplanowanymi na przyszły rok" - podaje Business Insider.
Podobnego zdania są analitycy. Kreml jest "w niewytłumaczalny sposób zaniepokojony", biorąc pod uwagę "wyraźną powszechną aprobatę Rosji" dla Władimira Putina - stwierdził w niedawnym raporcie Instytutu Studiów nad Wojną.
Jak poinformował niezależny rosyjski instytut badawczy Centrum Lewady, według stanu na październik Putina popiera 82 proc. Rosjan. Niektórzy analitycy twierdzą, że dokładność tych sondaży jest niejasna, ponieważ wielu Rosjan obawia się wyrażać swój sprzeciw wobec Putina.
Putinowi przy urnach wyborczych nie grożą jednak żadne poważne zagrożenia ze względu na długotrwałe represje wobec opozycji i dominację mediów kontrolowanych przez państwo.
"Jednak podczas poprzednich rosyjskich konfliktów w Afganistanie i Czeczenii żony i matki zmobilizowanych żołnierzy okazały się wpływowe w kształtowaniu opinii publicznej. Analitycy uważają, że Putin obawia się, iż także teraz mogą stać się zalążkiem ruchu antywojennego" - pisze Business Insider.
"W kraju, w którym nie ma niezależnych mediów i innych skutecznych systemów kontroli państwa, gdzie państwo prowadzi represyjną politykę wobec wszelkiego rodzaju działalności obywatelskiej, matki i żony są jedynymi uprawnionymi krytykami wojska" - pisze openDemocracy, niezależna międzynarodowa organizacja platforma medialna.
Wojna na Ukrainie wywarła presję na Putina, gdyż międzynarodowe sankcje uderzają w gospodarkę kraju, a częściowa mobilizacja ponad 300 tys. rezerwistów wywołała protesty we wrześniu ubiegłego roku.
W tym tygodniu szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Rosji Ella Pamfiłowa stwierdziła, że Rosjanie, którzy opuścili kraj, próbują zdyskredytować nadchodzące wybory. Według analityków te słowa mogą świadczyć o tym, że Kreml będzie w dalszym ciągu intensyfikować wysiłki cenzury pod pozorem zwalczania prób ingerencji w wybory.