Prawdopodobnie dzisiaj zostaną postawione zarzuty mężczyźnie, który może mieć związek z serią fałszywych alarmów bombowych. Zatrzymano go wczoraj na lotnisku w Pyrzowicach i przesłuchano w śląskiej prokuraturze. Nieoficjalnie wiadomo, że mężczyzna przyznał się do winy.

REKLAMA

26-latek został zatrzymany wczoraj na terenie lotniska w Pyrzowicach. Znaleziono przy nim sprzęt elektroniczny, który mógł służyć do wysyłania maili z groźbami o alarmach. Z ustaleń śledczych wynika, że 26-latek kontaktował się z dwoma mężczyznami zatrzymanymi wcześniej w tej sprawie, a potem zwolnionymi.

Kolejne dowody zostały zgromadzone przez prokuratorów, którzy do chwili obecnej pracują przy sprawie. Obecnie wykonywane są czynności z udziałem zatrzymanego mężczyzny. Te czynności są związane z ogłoszeniem mu zarzutu popełnienia przestępstwa, czyli stworzenia fałszywej informacji przysłanej do 22 instytucji o podłożeniu ładunku wybuchowego - tłumaczyła rzecznik prokuratury Marta Zawada-Dybek.

Mężczyzna ma jeszcze dziś usłyszeć zarzuty. Na dziś planowana jest także konferencja prasowa prokuratury, która ujawni szczegóły sprawy.

Po mailach z groźbami ewakuowano prawie 3 tysiące ludzi

We wtorek maile z informacją o podłożeniu ładunków wybuchowych dostały 22 instytucje w całym kraju - szpitale, prokuratury, sądy i komendy policji. Ewakuowano ponad 2700 osób. Alarmy okazały się fałszywe.

Jeszcze tego samego popołudnia w Chrzanowie zatrzymano mężczyznę, który według śledczych mógł mieć związek ze sprawą. Późnym wieczorem zatrzymano jeszcze jednego mężczyznę. Obaj zostali jednak w czwartek zwolnieni do domów.

Jak się dowiadujemy, to chęć wykazania się szybkim sukcesem spowodowała, że tamtej dwójce nie udało się postawić zarzutów. Z nieoficjalnych informacji, jakie uzyskał reporter RMF FM Tomasz Skory, wynika, że sama policja przez pośpiech uniemożliwiła skuteczne działanie prokuratury. Nadzorujący policję szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz już we wtorek w południe zapowiedział zatrzymania i faktycznie pierwsze były już po kilku godzinach. Policjanci wiedzieli, że do postawienia zarzutów potrzebują pomocy prawnej z zagranicy. Jej otrzymanie jednak się przedłużyło i minęło 48 godzin, więc podejrzanych trzeba było wypuścić.