Kary 4 lat więzienia zażądała prokuratura dla dziennikarza motoryzacyjnego Macieja Z., oskarżonego o nieumyślne spowodowanie wypadku, w którym w 2008 roku zginęła jedna osoba. Obrona chce jego uniewinnienia. Wyrok tej sprawie zostanie ogłoszony 3 stycznia przyszłego roku.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Prokuratura wniosła o uznanie winy Macieja Z. i wymierzenie mu kar 4 lat więzienia i 10-letniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Zapomniał, że jedzie jedną z głównych ulic miasta, a nie bierze udziału w wyścigu czy rajdzie Paryż-Dakar - stwierdziła prok. Urszula Jasik-Turowska w mowie końcowej. Dodała, że Z. jechał brawurowo, umyślnie naruszając zasady ruchu drogowego.
Czerwone ferrari prowadzone - według oskarżenia - przez Macieja Z. rozbiło się w lutym 2008 roku o filar wiaduktu na stołecznym Mokotowie. Samochód jadący z prędkością 150 km/h - na odcinku, gdzie obowiązywało ograniczenie do 50 km/h - rozpadł się i stanął w płomieniach. Na miejscu zginął jadący autem dziennikarz motoryzacyjny "Super Expressu" Jarosław Zabiega. Maciej Z. został ciężko ranny, długo był w śpiączce.
Prokuratura wysłała sądowi akt oskarżenia w październiku 2010 roku. Obrona Macieja Z. kwestionuje, że to on siedział za kierownicą samochodu. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej (narzeczonej Zabiegi) mec. Tadeusz Wolfowicz popiera jednak prokuraturę, która twierdzi, że to właśnie Z. prowadził auto. Oskarżonemu dziennikarzowi grozi do 8 lat więzienia.
Jego pełnomocnik mec. Grażyna Flis mówiła z kolei przed sądem, że w sprawie jest wiele wątpliwości co do winy Z., a zeznania świadków co do tego, kto kierował feralnym ferrari, są sprzeczne. Dodała, że tego dnia i Zabiega, i Z. "próbowali" samochód, który był wypożyczony na potrzeby realizowanego przez nich programu telewizyjnego.
Flis dodała, że nikt do końca nie wie, kto przed wypadkiem wsiadł za kierownicę auta. Było późno i ciemno. Samochód poruszał się z dużą prędkością. Trudno jest dać wiarę w 100 procentach dwóm świadkom. Nie można na tej podstawie skazać człowieka - mówiła Flis. Dodała, że sam Z. już poniósł karę, bo do końca życia będzie kaleką i nie będzie już w stanie nigdzie pracować.