Wiele spraw o odszkodowania po powodzi zakończy się w sądzie - zapowiadają poszkodowani z Dolnego Śląska. Jak mówią w rozmowie z RMF FM, mimo że ich polisy obejmowały skutki powodzi, ubezpieczyciele niechętnie wypłacają pełną kwotę.
Pani Danuta z mężem Krzysztofem mieszkali na ulicy Nadbrzeżnej w Stroniu Śląskim, w samym centrum tego niewielkiego miasta. Kiedy 15 września zeszłego roku wał przy zaporze został przerwany, woda z wielkim impetem uderzyła w ich kamienicę. Prąd był tak silny, że zabrał ze sobą całą boczną ścianę budynku.
Nie mogli nawet wrócić po swoje rzeczy, bo kamienica mogła w każdej chwili runąć. Przez trzy miesiące stała otwarta - każdy przechodzień mógł zajrzeć do środka. Na wietrze powiewały firanki, na podłodze kuchni leżała przewrócona lodówka, na suficie wciąż wisiał żyrandol. Dziś jest już w trakcie wyburzania.
W budynku było siedem mieszkań i jeden lokal użytkowy, który należał do wspólnoty mieszkaniowej. Jak mówią naszej reporterce mieszkańcy, kamienica była ubezpieczona na kwotę ponad 3 milionów złotych.
Firma PZU wypłaciła nam tylko ponad 40 proc. tej sumy, do podziału na wszystkie rodziny - opowiada RMF FM pani Danuta. Nie zgadzamy się na taką kwotę. Uważamy, że to jest niesprawiedliwe, my uczciwie płaciliśmy składki i teraz niech uczciwie wypłacą to ubezpieczenie, a nie szukają dziury w całym. Jeżeli 100 proc. budynku jest uszkodzone, w naszym przypadku idzie do wyburzenia, to należy nam się cała kwota. Te pieniądze są potrzebne ludziom, aby stanęli na nogi i zaczęli nowe życie - dodaje.
Skontaktowaliśmy się z firmą PZU. W odpowiedzi na pytanie o sytuację pani Danuty czytamy:
"Wypłacona Wspólnocie kwota na dziś nie jest ostateczna. Traktujemy tę sprawę priorytetowo i jesteśmy w kontakcie z przedstawicielami Wspólnoty (Zarządcą Nieruchomości) w celu wypracowania najszybszego i najlepszego rozwiązania dla naszego Klienta. Chcemy, żeby Wspólnota Mieszkaniowa tego budynku otrzymała pełne informacje o procesie odszkodowawczym i związanych z tym działaniach. Dotychczas wypłacona kwota została oszacowana na podstawie wiążącej nas umowy ubezpieczenia i zapisów Ogólnych Warunków Ubezpieczenia".
Pani Danuta czuje się mimo to poszkodowana. To jest chamstwo po prostu. Kiedy brali pieniążki to było ok, a kiedy trzeba wypłacić, to nie jest ok. Szukają, że zużycie budynku, że coś tam. Przedtem nie było czegoś takiego, teraz nagle się okazało. Nigdy więcej nie skorzystam z takiego ubezpieczenia - mówi reporterce RMF FM Martynie Czerwińskiej.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Ubezpieczyciel zaznacza jednak, że "w tego typu zdarzeniach, kluczowym z punktu widzenia warunków umowy ubezpieczenia i wyliczenia kwoty odszkodowania, jest podjęcie przez Wspólnotę decyzji o odbudowie lub zakupie innej nieruchomości".
"Ubezpieczenie zawarte przez Wspólnotę Mieszkaniową nie wyklucza oczywiście posiadania osobnych umów ubezpieczenia mieszkania przez poszczególnych właścicieli lokali. W tej konkretnej sprawie mówimy o ubezpieczeniu wykupionym przez organ kolegialny dla całego budynku, dlatego do wypłaty pełnej sumy ubezpieczenia niezbędna jest decyzja wspólnoty na temat dalszych losów budynku jako całości. Oznacza to, że wymagane jest udokumentowanie faktu rozpoczęcia ponoszenia przez ubezpieczonego kosztów odbudowy mienia lub zakupu nowego mienia nie później niż w terminie 12 miesięcy od daty powstania szkody. Dokładnych liczb nie możemy przytoczyć, ponieważ obowiązuje nas tajemnica ubezpieczeniowa" - czytamy.
Jeśli kwota odszkodowania się nie zmieni, mieszkańcy z ulicy Nadbrzeżnej nie zamierzają się poddać. Będziemy walczyć, bo te pieniądze nam się należą, po prostu nam się należą. Na razie napisaliśmy odwołanie, reklamację, być może to się skończy w sądzie, nie damy się oszukać - mówią w rozmowie z RMF FM.
Firma PZU zapewnia nas w wiadomości mailowej, że szkody powstałe w wyniku niedawnej powodzi na Dolnym Śląsku traktuje ze szczególną uwagą.
"Od samego początku powodzi nasi pracownicy byli na miejscu i dbali o to, by jak najszybciej wypłacać należne odszkodowania. Nasze statystyki to 49,9 tys. zgłoszeń szkód powodziowych, które przyjęliśmy między 12 września a 31 grudnia 2024 r. Wydaliśmy decyzje dla blisko 49,5 tys. z nich, czyli aż w 99 proc. spraw, wypłacając poszkodowanym w tym okresie ponad 424,5 mln zł zaliczek i odszkodowań. Największa wypłata dla klienta indywidualnego wyniosła 1,57 mln zł, a dla klienta firmowego - 6 mln zł. Liczba zgłoszonych w tym okresie reklamacji stanowi niecałe 1,8% wszystkich podjętych decyzji" - napisano.
Powodzianie są zdziwieni. Mówią naszej reporterce, że być może nie wszyscy jeszcze dopełnili formalności. Natomiast skala problemu jest według nich dużo większa i odwołań do różnych firm, będzie mnóstwo.
Narzekają też przedsiębiorcy. Dominik Gibowicz, który prowadzi restaurację Raj Pstrąga, nie przebiera w słowach.
Jest ogromny problem z egzekwowaniem wypłat odszkodowań, zarówno ja, jak i znajomi wciąż czekamy. Firmy ubezpieczeniowe są bardzo opieszałe. Szacuję, że na jednym lokalu mam 1 mln 250 tys. straty. Na chwilę obecną wypłacono mi 20 tys. złotych zaliczki. Na szczęście mam drugi lokal, bo gdybym miał polegać tylko na tym, który popłynął, to nie byłbym w stanie się utrzymać. Kolega odwoływał się sześć razy, to chyba powinno iść szybciej, sprawniej. Te pieniądze pomogłyby nam wystartować, a minęły już ponad trzy miesiące - mówi Martynie Czerwińskiej.
Powodzianie mówią, że są też pełni obaw w sprawie przyszłych ubezpieczeń. Albo będą potwornie wysokie składki, albo nie będą chcieli nas w ogóle ubezpieczyć - martwi się Dominik Gibowicz.