Nowe wiadomości w sprawie 3,5-letniej Helenki, która w połowie grudnia w krytycznym stanie, skrajnie niedożywiona, trafiła do szpitala w Zielonej Górze. Jej stan się poprawia i niedługo opuści OIOM - dowiedział się reporter RMF FM.

REKLAMA

Dziewczynka jest już w dobrym stanie, ma bardzo duży apetyt. Chętnie je zarówno pokarmy płynne, jak i stałe. Powoli zaczyna też chodzić. Jest z nią też coraz lepszy kontakt.

Prawdopodobnie w tym tygodniu Helenka opuści oddział intensywnej opieki medycznej i trafi na inny. Wiele wskazuje na to, że może być to oddział neurologiczny lub specjalistycznej opieki dziecięcej.

Śledczy czekają na wyniki badań dziewczynki, na podstawie których biegły będzie mógł wydać opinię. Ma ona pomóc w ustaleniu, jak działania podejmowane względem dziecka wpłynęły na jego stan zdrowia oraz jakie mogą być tego konsekwencje w przyszłości.

3,5-letnia dziewczynka, kiedy trafiła do szpitala, ważyła zaledwie 8 kilogramów. Była karmiona winogronami i mlekiem matki.

Zarzuty dla rodziców

Rodzice Helenki zostali zatrzymani w połowie grudnia. Usłyszeli zarzuty "tworzenia choroby realnie zagrażającej życiu w postaci niewydolności wielonarządowej, która została doprowadzona przez nieodpowiednie odżywianie małoletniej, co w ocenie prokuratury stanowiło również znamiona znęcania się nad małoletnią". Grozi za to do 20 lat więzienia.

Podczas przesłuchań rodzice nie przyznali się do winy. Wyjaśniali, że dziecko nie chciało jeść innych produktów niż mleko matki i winogrona oraz że starali się karmić je warzywami i owocami.

Matka dziewczynki jest na diecie owocowo-warzywnej - mówiła w grudniu rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury okręgowej Ewa Antonowicz. Ojciec nie był na diecie, jadł również mięso.

Rodzice wyjaśniali, że dziecko od jakiegoś czasu było apatyczne oraz że nie chciało jeść. Mówili, że dziewczynka spała w dzień, a nie w nocy, wtedy miała też jeść.

Prokuratura podała też informację, że w ostatnim czasie dziecko nie było poddawane obowiązkowym szczepieniom.

Z tego, co wiemy, ci rodzice nie korzystali z opieki zdrowotnej dla małoletniej. Dopiero, gdy stan był bardzo ciężki, przyjechali na pogotowie (...). Ta rodzina żyła w dość mocnym ukryciu, więc mogło być tak, że mało osób miało wiedzę o stanie dziewczynki - mówiła w grudniu prok. Ewa Antonowicz.