Faworytem turnieju są Hiszpanie. Przemawia za nimi wszystko - dokonania, wielkie nazwiska, świetny trener. Wygląda na to, że "La Roja" po prostu przybędzie, zobaczy i wygra. Teoretycznie. Moim faworytem są jednak "Oranje".

REKLAMA

Hiszpanie urzekali swą grą przez wiele lat. Ale dopiero na Euro 2008 udowodnili, że piękno potrafią połączyć ze skutecznością. Bramka Fernando Torresa w finale z Niemcami - kiedy napastnik zwinnie ominął obrońcę, delikatnie go odpychając i trącił piłkę nad bramkarzem - była dla mnie kwintesencją ich stylu. Finezja i bezwzględność. Na mistrzostwach świata w RPA w 2010 pojawiło się dodatkowo wyrachowanie. Gwiazdy dojrzały i uświadomiły sobie, że jedna bramka też wystarczy do zwycięstwa. Może ze szkodą dla widowiska, ale na pewno z pożytkiem dla zespołu. Wszak Hiszpanie zdobyli tytuł, a gdzie są tak wielbiący szaleństwo i piękno gry Brazylijczycy i Argentyńczycy?

Jednak mam wrażenie, że w tym sezonie w hiszpańskiej maszynie kilka rzeczy zaczęło zgrzytać. Pierwsza to Jose Mourinho, który swoimi zagrywkami doprowadził do niesnasek między piłkarzami Realu i Barcelony. Druga to wyniszczający dla obu klubów sezon. Primera Division, Puchar Króla, Liga Mistrzów - walka na trzech frontach trwała na całego. Wreszcie rzecz trzecia, czyli kontuzje. Najpierw nogę złamał David Villa, niedawno urazu kolana nabawił się Carles Puyol. Mistrzowie mogą więc być zmęczeni, poobijani i wcale nie tak głodni sukcesu jak cztery czy dwa lata temu.

Wygra Holandia

Moim faworytem Euro 2012 będą Holendrzy. Przez lata borykali się z podobnym do Hiszpanów problemem - grali pięknie, ale nie potrafili postawić kropki nad i. Grali w dwóch finałach MŚ w latach 70., ale dwukrotnie schodzili ze zwieszonymi głowami. Dopiero rok 1988 przyniósł im sukces, kiedy wielkie trio: Gullit, Rijkaard, van Basten, wygrało mistrzostwa Europy w Niemczech. Ale potem znów nie było "pomarańczowo". Co ciekawe, finał MŚ w 2010 roku Holendrzy osiągnęli prezentując grę będącą zaprzeczeniem ich wrodzonego stylu. Bert van Marwijk postawił na żelazną konsekwencję i defensywę. Do tytułu zabrakło niewiele.

W tym roku Holandia ma więcej atutów. Przede wszystkim świetny sezon rozgrywa Robin van Persie z Arsenalu, który właśnie został królem strzelców angielskiej ekstraklasy. Poza tym Arjen Robben wreszcie, choć trochę może liczyć na własny organizm i zamiast leczyć kolejną kontuzję czaruje w barwach Bayernu Monachium. Klass-Jan Huntelaar z Schalke brylował w tym sezonie Bundesligi, a nie zapominajmy, że są jeszcze Kuyt, Sneijder, van der Vaart. Jeśli tylko van Marwijk zapanuje nad rozbuchanym ego holenderskich gwiazd, "Pomarańczowi" będą kandydatem numer 1 do mistrzostwa.

Francuska niespodzianka?

Czarnym koniem turnieju mogą się okazać Francuzi. Jeszcze kilka lat temu "Trójkolorowi" wymieniani byli w gronie faworytów. Po kompromitującym występie na MŚ w 2010 roku w zespole doszło do rewolucji. Nowy trener Laurent Blanc zaczynał właściwie od zera. Teraz mistrz świata z 1998 roku ma przed sobą wielki sprawdzian, awans do półfinału będzie dla tej reprezentacji sporym sukcesem.

Kto jeszcze nie wygra tego turnieju?

Porażką - jak zwykle w ostatnich latach - zakończy się udział w Euro 2012 Anglików. To niebywałe, jak kraj z tak znakomitą ligą potrafi "wyhodować" tak przeciętną reprezentację. Dodatkowo w tym sezonie drużyna naznaczona jest rasistowskim zachowaniem Johna Terry'ego, kieruje nią, trochę przypadkowy, trener Roy Hodgson. Skoro Anglicy nie potrafili zawojować Europy czy świata z Alanem Shearerem, Davidem Beckhamem czy Michaelem Owenem, to trudno wierzyć, że zrobią to teraz.

Co więcej? Niemcy znów awansują do finału i go przegrają. Eksperyment Joachima Löwa, który od kilku lat uczy Niemców grać szybko, żywiołowo i ofensywnie, doprowadził zespół do dwóch finałów wielkich turniejów. Ale na tytuł Niemcy czekają od 1996 roku. I jeszcze poczekają. Włosi? Od zwycięskiego mundialu w 2006 roku włoska piłka stacza się po równi pochyłej. Nic nie wskazuje na to, że kryzys już minął.

A Polska?

No właśnie, Polska. Wielka zagadka. Fakt, że Polacy mieli zagwarantowany udział w turnieju finałowym, nie pomaga w rzetelnej ocenie reprezentacji Franciszka Smudy. Bo przecież mecze towarzyskie nie mogą być wyznacznikiem rzeczywistej siły zespołu. Patrząc na drużynę przez pryzmat klubowych dokonań piłkarzy, można mieć nadzieję. Ale nawet największe sukcesy Błaszczykowskiego, Lewandowskiego i Piszczka w Borussii, świetny sezon Szczęsnego w Arsenalu, solidny Wasilewski w Anderlechcie nie przekładają się bezpośrednio na dobrą grę reprezentacji.

Ostatni wielki mecz Polaków o stawkę to zwycięstwo nad Portugalią w eliminacjach Euro 2008. W turnieju finałowym po raz ostatni Polacy wygrali ważne spotkanie w 1982 roku, kiedy na mistrzostwach świata pokonali Francję i zajęli trzecie miejsce. Bardzo dawne dzieje…

A teraz biało-czerwonym przyjdzie walczyć na własnych stadionach. Z jednej strony to ogromny atut, z drugiej - wielka presja, która może spętać nogi najlepszym. Scenariusz, realizowany przez naszą reprezentację najczęściej, to: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Ten ostatni zazwyczaj wychodził nam najlepiej. Trzeba więc odwrócić kolejność i z Grekami zagrać o honor. Potem może być już tylko lepiej.