Miłosz Wieczorek, prowadzący w internecie profil informacyjny Wieczorek_Orientalny, mieszka w Mersin i zrelacjonował dla RMF24, jak przebiegały dramatyczne wydarzenia w Turcji. Sam znajdował się zaledwie 300 km od epicentrum trzęsienia. Z Miłoszem Wieczorkiem rozmawiał Tomasz Terlikowski.
- Najważniejsze informacje z Turcji - liczba ofiar trzęsienia ziemi, ogrom zniszczeń, filmy i zdjęcia - znajdziesz w naszej relacji minuta po minucie. KLIKNIJ TUTAJ>>>
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Tomasz Terlikowski: Mieszka pan w Mersin, mieście nad Morzem Śródziemnym, położonym 300 kilometrów na zachód od epicentrum Gaziantep. W jakiej sytuacji zastało Pana i pana bliskich trzęsienie ziemi?
Miłosz Wieczorek: To było w nocy. To chyba najgorszy moment, w jakim można tak naprawdę z tym się spotkać. Dlatego, że człowiek budzi się, nie wiedząc, co tak naprawdę się dzieje. Czy to jest sen, czy to już jest realne? Ale dźwięk trzeszczących ścian był jak najbardziej realny.
Czuł pan, jak ruszają się ściany?
Początkowo to wyglądało tak jak na łóżku wodnym. Jakby było się na jakiejś łodzi. To łóżko po prostu bujało się: lewo, prawo, lewo, prawo. Natomiast od razu do mojego mózgu dotarło - to jest trzęsienie ziemi. Jak usłyszeliśmy, że ściany zaczynają trzaskać, że meble zaczynają skrzypieć, drzwi na korytarzu zaczynają uderzać - mieliśmy pewność. Natomiast było ono na tyle silne, że ciężko było w ogóle się poruszać.
Ciężko było dojść do wyjścia z mieszkania. Chodziło się od ściany do ściany, cały blok tańczył w lewo i prawo. To była chyba najgorsza noc naszego życia. Człowiek nie wie, czy za sekundę te kolejne dziewięć pięter nie spadnie mu na głowę.
Czy zniszczenia i straty były widoczne gołym okiem?
Zaskakujące - jeżeli chodzi o naszą miejscowość - nie. W dosyć starych budynkach - a są tutaj całkiem stare, 50-letnie nawet - spadł ewentualnie tynk. Natomiast bardzo dużo budowli tutaj jest skonstruowanych już w nowym formacie, który musi wytrzymywać mocne trzęsienia ziemi. I w zasadzie to się sprawdziło. Nie było informacji o żadnym budynku, który się zawalił. Ale 40 minut stąd budynki padają nawet do tej pory.
To drugie trzęsienie ziemi o sile 7,7 w skali Richtera powaliło kolejne budynki. W końcu włączyli alarmy. W nocy tego nie zrobili, natomiast za dnia już tak.
Drugie trzęsienie ziemi też odczuliście? Było wyczuwalne w waszym regionie?
Tak, natomiast już wtedy byliśmy na zewnątrz. Włączyły się syreny alarmowe. Wszyscy musieli opuścić sklepy, mieszkania, wyjść na ulice i oddalić się od budynków. Było to widać tylko po samych budynkach, że szyby trochę się trzęsą. W miejscowościach wokół to drugie trzęsienie było nawet bardziej odczuwalne niż pierwsze, nocne.
Domy się dalej waliły?
Domy dalej się rozpadały przy drugim trzęsieniu, które wystąpiło w ciągu dnia. Wstrząsy wtórne też powalały domy - te, które były albo słabszej konstrukcji, albo już były lekko uszkodzone. Przed chwilą dostaliśmy SMS z informacją, żeby nie korzystać z wind. Nie dla żartu, tylko dlatego, że wstrząsy wtórne już jedną z wind zerwały.
Z rodziną musieliście opuścić swoje mieszkanie. Gdzie teraz jesteście?
Mamy tutaj punkt zborny. Gdyby cokolwiek się działo, mamy też punkt ewakuacji, który znajduje się przy siedzibie lokalnych władz. Teraz życie toczy się na ulicy. Ludzie już nie panikują. Są przyzwyczajeni do trzęsień ziemi, co prawda nie o takiej magnitudzie, ale są przyzwyczajeni, że ziemia się trzęsie, bo mieszkamy na linii uskoku.
Udało się zabrać z mieszkania najpotrzebniejsze rzeczy?
Tak. Musieliśmy po nie wrócić, gdy usłyszeliśmy o drugim trzęsieniu ziemi. W tym momencie mamy najpotrzebniejsze rzeczy. Większość czasu na pewno spędzimy na zewnątrz. Nie wiemy, jak to będzie wyglądało nocą. Na pewno będzie nieprzespana i spędzona na czuwaniu. Na razie innego miejsca, do którego możemy pójść nie mamy.
Ktoś wydaje posiłki? Kawę?
Są wydawane przez miasto. Co ciekawe, w nocy, kiedy był ten pierwszy najmocniejszy wstrząs, wszystkie punkty typu warzywniaki, kebaby, restauracje lokalne - to wszystko nagle od razu się otworzyło. Po to, żeby ludzie mieli gdzie się udać, napić herbaty bezpłatnie.
Jak działają służby? Zostały wysłane do bardziej zniszczonych miejscowości?
Trudno powiedzieć. Koło południa miasto było zupełnie opustoszałe. Wyglądało jak miasto duchów. Po drugim trzęsieniu nagle zrobiły się korki, wszyscy zaczęli uciekać. Poza tym jesteśmy nad Morzem Śródziemnym, w okolicach Cypru, więc każdy z nas ma świadomość, że tsunami jest prawdopodobne.
W nocy, kiedy był pierwszy najmocniejszy wstrząs, wszystkie punkty typu warzywniaki, kebaby, restauracje lokalne - to wszystko nagle od razu się otworzyło. Po to, żeby ludzie mieli gdzie się udać, napić herbaty bezpłatnieMiłosz Wieczorek
Możliwości ucieczki w tym momencie są znacznie utrudnione. Próbujecie się oswoić z nową rzeczywistością?
Wszyscy są w zawieszeniu. Nikt nie wie, kiedy będzie mógł wrócić do domu. Teoretycznie istnieje zasada 24 godzin od ostatnich wstrząsów. Nam licznik się zresetował przy drugim trzęsieniu. Wstrząsy wtórne praktycznie nie ustają. Co 10-15 minut mamy kolejne powiadomienia i kolejne informacje o sile wstrząsów: 4.7, 4.8, 4.5. Nikt nie ma pojęcia, kiedy wróci do mieszkania.
Jak dzieci reagują na tę sytuację?
Chyba nie do końca wiedzą, co się dzieje. Bawią się zupełnie normalnie. Mamy też dużo obcokrajowców i sądzę, że oni też na początku nie do końca wiedzieli, co się dzieje.
Co mówią w mediach? Jesteście w stanie śledzić doniesienia?
O dziwo możemy. Internet nie jest zablokowany tak jak zazwyczaj przy dramatycznych wydarzeniach. Media skupiają się na tym, co dzieje się w tych miastach, które oberwały najmocniej. Każdy jednak czeka na dobre wieści, na to kogo udało się wyciągnąć z gruzów. Widzimy jednak też te czarne worki. Tych czarnych worków w Turcji niestety przybywa. Trzęsienie ziemi objęło obszar, na którym żyło 13 milionów ludzi. Nie wiemy, jak to się skończy.
Ludzie się denerwują, gdy nie mogą dodzwonić się do bliskich?
Z pewnością. Takie sytuacje są zresztą nagłaśniane przez internet. Jeśli ludziom urywały się połączenia, dalej przekazywane były informacje żeby ktoś, kto jest na miejscu sprawdził, czy wszystko jest w porządku. Turkish Airlines uruchomiło nawet większą siatkę połączeń, żeby ludzie mogli skontaktować się z bliskimi.