Janusz Góra – dyrektor Akademii Piłkarskiej Śląska Wrocław - przed laty jako piłkarz występował w zespole SSV Ulm. Do drużyny, która występowała wtedy na trzecim poziomie rozgrywek w Niemczech, Polaka ściągnął obecny selekcjoner reprezentacji Austrii - Ralf Rangnick. O to, jak pracowało się pod okiem wybitnego taktyka, Janusza Górę pytał Patryk Serwański.
Janusz Góra z Polski wyjechał późno. Zamienił Śląsk Wrocław na Stuttgarter Kickers w wieku 29 lat. Po paru latach gry w tym klubie myślał już o końcu kariery. Wszystko zmienił transfer do SSV Ulm, inspirowany właśnie przez Ralfa Rangnicka. Dzięki temu Góra rozegrał 25 meczów w Bundeslidze.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dawne czasy... Miałem taką możliwość i satysfakcję z tego, że mogłem pracować z takim trenerem. Dawno temu Rangnick zaczął wprowadzać grę czwórką obrońców. Był pod tym względem prekursorem w Niemczech. Do tego dochodziła intensywność, z jaką chciał grać. Mieliśmy grać intensywnie i dążyć do szybkiej finalizacji naszych akcji. Współpraca z trenerem układała mi się super. Wszystko wyjaśnił mi przed moim przejściem do Ulm. Zapewne wybrał mnie dlatego, że pasowałem do jego układanki. Naszym celem był awans do 2.Bundesligi. Później od razu awansowaliśmy do pierwszej. Wszystko to dzięki trenerowi Rangnickowi, który prowadził zespół na zasadzie szybkiego odbioru piłki, reakcji po stracie piłki. To aspekty dziś będące codziennością w futbolu. W reprezentacji Austrii te wszystkie aspekty doskonale widać - tłumaczy.
Janusz Góra nie ukrywa, że wiele zawdzięcza Ralfowi Rangnickowi. Z SSV Ulm ostatecznie awansował do Bundesligi, choć wcześniej wahał się, czy nie kończyć z futbolem.
To, że zagrałem w 1. Bundeslidze, to zasługa Ralfa Rangnicka. Wcześniej występowałem w Stuttgart Kickers. Dochodziłem do siebie po operacji więzadeł krzyżowych. Szykowałem się do wyjazdu do Polski, pakowałem walizki. Miałem zamiar kończyć karierę. Trener przyjechał na jakiś mecz wewnętrzny do Stuttgartu, obserwował mnie i zaprosił na rozmowy do Ulm. Pojechałem i wyszedłem z niej podbudowany. Chciałem jeszcze czegoś w piłce spróbować. Długo się nie zastanawiałem. Skorzystałem z propozycji i przeżyłem taką trzecią młodość. Osiągnąłem duże sukcesy, jak na moją karierę. Wszystko dzięki drużynie Rangnicka. Patrząc na jego pracę, przygotowywałem się do pracy jako trener i dzięki niemu poznałem nowoczesne trendy. Później po jakiejś przerwie zaproponował mi przeniesienie się do Salzburga. Pracowałem tam w Akademii. Ta ścieżka trenerska dzięki niemu się wydłużyła. Zaczynałem w Ulm jako grający trener, prowadziłem drugą drużynę. Później był właśnie Red Bull Salzburg. Duży wpływ na to wszystko miał Rangnick - podkreśla dyrektor Akademii Piłkarskiej Śląska Wrocław.
Jak się okazuje, filozofia gry Rangnicka w niektórych aspektach się nie zmieniła. Reprezentacja Austrii w tym roku w czterech spotkaniach przed Euro 2024 strzelała w pierwszym kwadransie gry przynajmniej jednego gola. Nie jest to przypadek.
W SSV Ulm strzelaliśmy bramki na początku meczów i ustawialiśmy sobie takie spotkanie. Wszystko to dzięki intensywności. Austria robi to samo. Na początku spotkania mocno pressują i wydaje mi się, że tego nie zmienią. Na przestrzeni lat, obserwując drużyny Rangnicka, zauważyłem, że one wszystkie tak grały. Błyskawiczna reakcja po starcie piłki jest kluczowa. To samo zobaczymy w meczu przeciwko Polsce. Nie wydaje mi się by trener coś zmienił - analizuje Janusz Góra.
A jakim typem człowieka jest selekcjoner Austriaków?
To osoba bardzo otwarta na współpracę. Nie jest typem tyrana. Stara się utrzymywać z drużyną, zawodnikami blisko kontakt. Dużo rozmawia, tłumaczy. Cenię u niego to, że potrafi przekazać zawodnikowi swoje oczekiwania. To klucz, by wiedzieć, jak funkcjonować na boisku. Umiejętnie przekazuje też polecenia związane z działaniem całego zespołu. Specjalisty od taktyki. W reprezentacji Austrii powołała dużą grupę piłkarzy, którzy zna z Red Bulla, Lipska czy Salzburga. Oni wiedzą, czego trener oczekuje. Zapewne dzięki temu łatwiej zarządzać mu zespołem. To nie jest trener, którego piłkarz musi się bać. To trener lubiany przez zawodników - podsumowuje były piłkarz.