Planowana wojskowa uroczystość pożegnania byłego prezydenta Niemiec Christiana Wulffa to "wielka niezręczność" - powiedział szef opozycyjnej socjaldemokracji Sigmar Gabriel. Udziału w imprezie na cześć Wulffa odmówili również pozostali byli prezydenci RFN.
Ktoś, kto poniósł porażkę, pełniąc swój urząd, będzie żegnany, jakby dokonał dla Niemiec wielkich rzeczy - powiedział szef opozycyjnej socjaldemokracji w rozmowie z gazetą "Stuttgarter Nachrichten". Jego zdaniem trudno pogodzić się z tym, że Wulff nie zrezygnował z wojskowej ceremonii na jego cześć.
Zaapelował też do byłego prezydenta, by zrzekł się przysługującej mu dożywotniej emerytury w wys. 199 tys. euro rocznie oraz przywilejów, takich jak utrzymywane przez państwo biuro z pracownikiem czy samochód służbowy.
Według Gabriela okoliczności rezygnacji Wulffa z urzędu pozwalają sądzić, że nie będzie on otrzymywał wielu oficjalnych zaproszeń, tak jak inni byli prezydenci RFN.
Christian Wullf podał się do dymisji 17 lutego, kiedy prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetu głowy państwa. Jest podejrzany o przyjmowanie korzyści majątkowych. Był prezydentem przez niespełna 20 miesięcy.
Tzw. wielki capstrzyk na cześć byłego prezydenta - z przemarszem żołnierzy i odegraniem przez wojskową orkiestrę wybranych przez honorowego gościa utworów - zaplanowano w czwartek wieczorem w parku przed Zamkiem Bellevue w Berlinie. Swoją obecność zapowiedziała kanclerz Angela Merkel i ministrowie jej rządu. Zabraknie natomiast czołowych polityków opozycji; Wulff nawet nie zaprosił szefów frakcji parlamentarnych.
Udziału w capstrzyku odmówili czterej pozostali byli prezydenci RFN: Roman Herzog, Richard von Weizsaecker, Walter Scheel oraz Horst Koehler; ten ostatni tłumaczył, że w tym czasie przebywa za granicą.