"Zdanie Polski dużo teraz znaczy" - mówi brukselskiej korespondentce RMF FM wysoki rangą przedstawiciel UE, komentując uchwałę Sejmu wzywającą Komisję Europejską do wprowadzenia embarga na rosyjskie produkty rolne. "Możliwe, że będzie to początek gorącej debaty na ten temat na najwyższym szczeblu unijnych przywódców" - dodaje.

REKLAMA

Obecnie nie ma w Unii Europejskiej jednomyślności w sprawie embarga na rosyjskie produkty rolne, a to właśnie jednomyślność jest wymagana przy uchwalaniu kolejnych sankcji. Obecnie większość głosów we Wspólnocie opowiada się za utrzymaniem importu żywności z Rosji.

Stanowisko Polski w sprawie embarga wspierają jednak kraje bałtyckie. Łotwa jako pierwsza wprowadziła już takie jednostronne embargo.

Dlaczego UE nie chce embarga na rosyjską żywność?

Przede wszystkim kraje południowej Europy, takie jak Hiszpania, Portugalia i Włochy, nie chcą się zgodzić na zakaz importu produktów rolnych z Rosji w imię utrzymania "bezpieczeństwa żywnościowego na świecie". Chodzi tu przede wszystkim o import pasz dla zwierząt i nawozów sztucznych. Portugalscy dyplomaci powołują się przy tym m.in. na stanowisko swojego rodaka, sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa, który ostrzega, że wojna na Ukrainie wiąże się z ryzykiem głodu na świecie. Takie też jest obecne oficjalne stanowisko Komisji Europejskiej.

"Sankcje UE wobec Rosji nie są wymierzone w handel produktami rolnymi i spożywczymi. Nasze sankcje zostały starannie zaprojektowane w taki sposób, aby uniknąć niezamierzonych konsekwencji dla bezpieczeństwa żywnościowego na całym świecie" - przekazał dziennikarce RMF FM rzecznik Komisji Europejskiej odpowiedzialny za rolnictwo Olof Gill.

KE obawia się, że sankcje obejmujące produkty rosyjskiego rolnictwa mogłyby stać się pożywką dla szerzonej w krajach Afryki kremlowskiej propagandy, która głosi, że Zachód wspierający Ukrainę chce doprowadzić do klęski głodu w najbardziej zagrożonych rejonach świata.

Rachunek ekonomiczny

Unia Europejska eksportuje znacznie więcej do Rosji niż importuje. Jak informuje unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski, wartość unijnego eksportu do Rosji wynosi obecnie ponad 7 mld euro, podczas gdy UE sprowadza rosyjskie towary za około 2 mld euro. "Jeżeli UE wprowadziłaby embargo, to będą retorsje, a wtedy stracimy" - zdradza rozmówca dziennikarki RMF FM w KE. Źródło z Komisji zadaje także znaczące, retoryczne pytanie: "Czy Francja zgodzi się stracić swój ogromny rynek dla wina?".

Nawet Polska by straciła na wprowadzeniu zakazu. Jak informuje Wojciechowski na X (dawniej Twitter), "polski eksport rolno-żywnościowy do Rosji w 2023 roku (ściślej w okresie grudzień 2022-listopad 2023) miał wartość 606 mln euro, import rolny z Rosji do Polski w tym samym okresie - 160 mln euro".

Problem moralny i polityczny

Rozmówcy dziennikarki RMF FM przyznają, że utrzymywanie importu z Rosji, kraju-agresora, jest "moralnie trudne" i "politycznie kłopotliwe". "Nie chcemy podtrzymywać rosyjskiej gospodarki" - mówi rozmówca RMF FM w Brukseli. Łotewscy dyplomaci podobnie jak Polska podkreślają, że "rosyjski import zawiera także skradzione zboże z okupowanych przez Rosję terytoriów ukraińskich". A Rosja traktuje żywność jako broń, wypierając Ukrainę z rynków na świecie i zmuszając ją do eksportu na rynki UE, co prowadzi do ich destabilizacji.

Zdaniem wysokiego rangi dyplomaty UE, jeżeli coś się zmieni w tej sprawie, to "nie od razu i będzie wymagało dyskusji na najwyższym szczeblu". np. na szczycie unijnych przywódców UE pod koniec miesiąca. Jego zdaniem, wiele będzie także zależało od natężenia rolniczych protestów i reakcji na nowe propozycje KE w sprawie złagodzenia Zielonego Ładu, które Bruksela ma przedstawić w przyszłym tygodniu.