Nie ukrywaliśmy nagrań Centrum Operacyjnego po katastrofie smoleńskiej - przekonuje MSZ. Resort podkreśla, że zarejestrowane przez Centrum rozmowy przesłuchiwali już inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. Chodzi o nagrania, które w piątek opublikowało MSZ. Zawierają one głównie rozmowy ministra Radosława Sikorskiego z Centrum Operacyjnym. Według szefa MSZ, nagrania mają ostatecznie wyjaśnić, skąd tuż po godzinie 9 w dniu katastrofy wiedział, że wszyscy pasażerowie Tu-154 M nie żyją.

REKLAMA

Zobacz również:
W związku z powtarzającymi się nieprawdziwymi zarzutami, że "MSZ ukrywało swoje nagrania", podaję, że informacje o nagraniach rozmów oraz korespondencji (maile) Centrum Operacyjnego MSZ po katastrofie zawarte są w raporcie Najwyższej Izby Kontroli na ten temat - poinformował rzecznik MSZ Marcin Bosacki. Dodał, że raport NIK został przedstawiony Sejmowi i udostępniony mediom. Inspektorzy NIK przesłuchiwali znajdujące się w Centrum Operacyjnym nagrania rozmów i zapoznali się z korespondencją mailową. Mieli dostęp do wszelkiej innej dokumentacji sporządzonej w MSZ, dotyczącej działań ministerstwa związanych z tragedią smoleńską - podkreślił. Zauważył przy okazji, że "w swoim raporcie działania MSZ po katastrofie NIK ocenił wysoko".

Bosacki powtórzył też, że resort dyplomacji nagrywa wszystkie rozmowy Centrum Operacyjnego, ale nie nagrywa rozmów ze służbowych telefonów komórkowych. Żądania "ujawnienia" nagrań takich rozmów z 10 kwietnia są więc bezzasadne - podkreślił.

Sikorski dowiedział się o katastrofie o 8:48

W piątek MSZ opublikowało nagrania rozmów ministra Radosława Sikorskiego z Centrum Operacyjnym resortu, które zostały przeprowadzone zaraz po katastrofie smoleńskiej. Z zapisu rozmów wynika, że 10 kwietnia Sikorski już o godzinie 8:48 dowiedział się, że na lotnisku w Smoleńsku "zdarzył się najprawdopodobniej jakiś wypadek".

Jeśli jednak chodzi o fakt, że Sikorski już po godzinie 9 wiedział, że nikt nie ocalał z tragedii, to nadal jedynym wyjaśnieniem pozostaje rozmowa między Centrum Operacyjnym MSZ a ambasadorem Polski w Rosji Jerzym Bahrem, której zapis opublikowano w środę. To nagranie z 10 kwietnia z godziny 9:07. Urzędnik pyta, co w tej chwili dzieje się na miejscu katastrofy i próbuje się upewnić, czy na pewno chodzi o polski samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Ambasador Bahr potwierdza, że rozbita maszyna to rządowy tupolew. Relacjonuje, że stoi w odległości 150 metrów od wraku, samolot jest całkowicie zniszczony, a na miejscu nie widać oznak życia. Na końcu nagrania słychać łączenie rozmowy między dyplomatą a ministrem Sikorskim.

Kaczyński: Te nagrania niczego nie wyjaśniają

Publikacja tego pierwszego nagrania była odpowiedzią na słowa Jarosława Kaczyńskiego. W czasie telemostu z Parlamentem Europejskim, gdzie odbywało się wysłuchanie ws. katastrofy smoleńskiej, szef PiS mówił: Chciałbym wiedzieć, dlaczego minister spraw zagranicznych Polski już niewiele po 9 wiedział, że wszyscy zginęli. Skąd wiedział?

Późniejszą publikację nagrań Kaczyński ocenił bardzo krytycznie. Według niego, nagrania niczego nie wyjaśniają. Stwierdzenie czyjejkolwiek śmierci nie może nastąpić na zasadzie: "widzę ze 150 metrów". A to jest ta podstawowa przesłanka. Tak mówił ambasador Bahr. A już w żadnym wypadku nie można w ten sposób stwierdzić śmierci Prezydenta RP. Tam były duże fragmenty samolotu, tam mogli być ludzie jeszcze żywi. Gdyby byli żywi, to byliby pewnie nieprzytomni, wobec czego nie byłoby żadnych oznak życia - podkreślał.

Według szefa PiS, nagrania w żaden sposób nie tłumaczą również, dlaczego szef MSZ orzekł, iż winę za katastrofę ponoszą piloci.

Kaczyński orzekł również, że publikacja nagrań miała być "przykrywką" dla zamieszania wokół reformy emerytalnej i piątkowego głosowania w Sejmie nad wnioskiem o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego.