„Polska prokuratura nie wiedziała nawet, że po katastrofie smoleńskiej byłam w Moskwie” – mówi Izabela Januszko, matka Natalii Januszko - stewardessy Tu-154M, najmłodszej ofiary tragedii. „Jeśli oni takich małych rzeczy nie wiedzą, to jak mogą wiedzieć o dużych sprawach” – dodaje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM. „Oglądałam z jaką pieczołowitością wyjmowano z Atlantyku wrak Air France, jednocześnie mam przed oczami koparki, które niszczą ten nasz wrak" – mówi.
Mariusz Piekarski: Czy czas leczy rany? Czy 3 lata to jest wystarczająco dużo czasu, żeby ta rana po stracie córki zabliźniła się chociaż trochę?
Izabela Januszko: Emocje są coraz bardziej stonowane, ale ran nie leczymy. Ja mam codziennie 10 kwietnia. Nie przywiązuję wagi do tego, że dziś jest 10 kwietnia. Wstaję rano i po prostu cierpię. Każdy dzień jest dla mnie cierpieniem. Trzy lata mijają i na pewno emocje opadają, bo myślę, że 2,5 roku temu w ogóle bym z panem nie rozmawiała, nawet 2 lata temu, a w tej chwili mogę już cokolwiek powiedzieć. Na pewno jesteśmy już tacy troszkę spokojniejsi. Ja mam wrażenie, że ten ból i to cierpienie już nie na zewnątrz, a teraz do wewnątrz nas wpływa. Myślę, że zamykamy się w sobie i każdy z nas cierpi teraz mniej zewnętrznie, a bardziej wewnętrznie.
Nie jest tak, że każda nowa informacja - wciąż wiele osób uważa, że nie wiemy, co się tak naprawdę stało 10 kwietnia rano w Smoleńsku - nie rozdziera tych ran?
Gdybym wiedziała, będąc tam w Moskwie, że badania mojej córki nie zostaną przeprowadzone i że to tak będzie wyglądało, że nie będziemy pewni, czy nasi bliscy są pochowani w tym miejscu, to ja bym z tej Moskwy nie wyjechała przez miesiąc.
Rozdziera. Nawet z punktu psychologicznego żałobę powinno się w którymś momencie zamknąć. Etapem żałoby jest pogrzeb, etapem żałoby jest takie właśnie zamykanie ran, a tutaj na pewno nie ma tego. Z drugiej strony mam taki niepokój przez te 3 lata, co do tego, co wydawało mi się przez pierwsze miesiące po katastrofie, i byłam przekonana o działaniach polskiego rządu, że wszystko jest w porządku, że będzie prowadzone śledztwo, że to, co było w Moskwie jest w porządku, że panowano nad tym i że dopełniono wszystkich obowiązków... Nagle okazuje się, że nie.
Gdybym wiedziała, będąc tam w Moskwie, że badania mojej córki nie zostaną przeprowadzone i że to tak będzie wyglądało, że nie będziemy pewni, czy nasi bliscy są pochowani w tym miejscu, to ja bym z tej Moskwy nie wyjechała przez miesiąc, gdybym o tym tylko wiedziała. To była taka nasza nieświadomość, nasz ból, nasza rozpacz, byliśmy przekonani, że ktoś nad tym panuje.
Dobrą wolę też widzieliśmy, oczywiście, że tak, ale za dobrą wolą powinny być podjęte jakieś kroki prawne. My bylibyśmy w tej chwili pewni, że niepotrzebne są ekshumacje, ani dochówki, ani ta cała sytuacja, kiedy nagle pojawiają się nowe dowody, kiedy obalane są wszelkie tezy komisji pana Millera, kiedy prokuratura rozpoczyna nowe wątki w śledztwie, zbiera nowe dowody, których do tej pory nie zebrano. Wie pan, to powoduje, że my tak samo jesteśmy tym oszołomieni. Tak sobie myślę, że w XXI wieku takie rzeczy to chyba nie powinny się zdarzyć. Ja oglądałam, jak wyjmowano szczątki wraku Air France, który wpadł do Atlantyku. Widziałam, z jaką pieczołowitością wyciągano każdy fragment z dna oceanu, z paru kilometrów. Każdy maleńki fragment w skrzyneczce wyławiany, badany. Jednocześnie mam przed oczami zdjęcia tych spycharek, które niszczą ten nasz wrak, nie mogę w to uwierzyć, nie mogę w to uwierzyć.
Spodziewała się pani wtedy, trzy lata temu, że im będzie dalej od tej katastrofy, tym będziemy dalej też od odpowiedzi na pytanie, co się stało?
Moja córka wybrała ten zawód świadomie - bardzo, bardzo lubiła swoją pracę.
Oczywiście, że nie. Trzy lata temu wiedziałam, że zdarzyła się tragedia. Moja córka wybrała ten zawód świadomie - bardzo, bardzo lubiła swoją pracę, była z niej zadowolona i dumna. I wiedziałam, że każda stewardessa czy każdy pilot wie, że tragedie, katastrofy się zdarzają i jest to wpisane w specyfikę tego zawodu. W związku z tym to się zdarzyło, to była straszna tragedia, ale wie pan, ja nie przypuszczałam, że po trzech latach pojawi się tyle nowych pytań. Jestem zmuszona kontaktować się z moim pełnomocnikiem, który musi wyjaśniać pewne sprawy i widzę, jakie są niedociągnięcia. Proszę sobie wyobrazić, że ja półtora roku po katastrofie poszłam do prokuratury na zeznania i pani prokurator stwierdziła: "tak, tak, ja wiem, że pani w Moskwie nie było." Ja mówię: "po półtora roku pani wie, że mnie w Moskwie nie było? Przecież to wręcz coś przeciwnego." Jak oni nie wiedzieli, że ja wsiadłam do samolotu, że występowałam o wizę rosyjską? Nasza prokuratura nawet takich rzeczy nie wie? I jeśli to jest jedna i druga i kolejna taka rzecz, to są podstawy, żeby się zastanawiać, co oni tam wiedzą w tej prokuraturze. Jeśli oni nawet nie wiedzą, że ja w Moskwie byłam, że podpisywałam dokumenty, że oddawałam materiał genetyczny do badań. Takich rzeczy nie wiedzą? To jeśli oni takich małych rzeczy nie wiedzą, to jak mogą wiedzieć o dużych sprawach.
A czy po tych trzech latach pani przed sobą jest już w stanie powiedzieć: "wiem, dlaczego moja córka zginęła"?
To nie ma znaczenia, w co ja wierzę. Ja chcę wiedzieć. Matematyka, fizyka, medycyna to są nauki ścisłe. I tu nie ma pola do interpretacji - tak, jak się interpretuje wiersz poety.
To nie ma znaczenia, w co ja wierzę. Ja chcę wiedzieć. Matematyka, fizyka, medycyna to są nauki ścisłe. I tu nie ma pola do interpretacji - tak, jak się interpretuje wiersz poety.
Pytam o to, czy jak pani sama sobie stawia pytanie, dlaczego tak się stało, dlaczego doszło do tej straszliwej katastrofy, to pani ma już odpowiedź? Pani już po tych trzech latach wie? Czy ciągle mamy coraz więcej znaków zapytania i nie wiemy, i pani nie wie?
Coraz więcej mamy znaków zapytania. Przeczytałam raport pana Millera, jak tylko się pojawił. Śledziłam to, co robi prokuratura, zaczęłam śledzić również prace pana Macierewicza i mam wrażenie, że dzięki jego pracy i dzięki naukowcom, którzy przy tej komisji działają, pewne tezy komisji pana Millera zostały obalone i ośmieszone. W związku z tym moja czujność jest coraz większa i z coraz większą czujnością będę patrzeć na wszystko, co jest w tej sprawie robione.
Nie mówię o doniesieniach medialnych, tylko o tym, co jest w prokuraturze. Wystąpiłam o udostępnienie akt mojej córki, dlatego, że nie wiem, co będzie za rok, za półtora. Może te akta nagle zostaną zmienione, może te akta zaginą, nie wiem, nie wierzę już w tej chwili w działania prokuratury. Chcę mieć to u siebie i chcę tego pilnować. Poprosiłam w związku z tym pełnomocnika, żeby też to przeczytał.
(bs)