Szef Amber Gold Marcin P. pozostanie w areszcie do końca listopada. Sąd Okręgowy w Gdańsku odrzucił zażalenie obrony na decyzję sądu rejonowego, na mocy której P. trafił za kraty na 3 miesiące.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Podobnie, jak wcześniej sędzia sądu rejonowego uzasadniał decyzję wysokością grożącej Marcinowi P. kary i obawą mataczenia w śledztwie. Jak dodał, przesłuchać trzeba w nim szereg świadków - między innymi byłych pracowników Amber Gold, a P., będąc na wolności, mógłby mieć wpływ na treść ich zeznań. Stwierdził, że argumenty obrony, czyli podnoszenie faktu, mężczyzna współpracuje z prokuraturą - nie mogą być podstawą do uchylenia aresztu. Co ciekawe, sędziowie nie byli jednomyślni. Jedna z członkiń trzyosobowego składu sędziowskiego, złożyła tak zwane zdanie odrębne.
Podczas otwartego dla mediów wysłuchania stron adwokat szefa Amber Gold próbował udowodnić sędziom, że jego klient nie ucieka przed wymiarem sprawiedliwości i nie będzie utrudniał śledztwa. Podejrzany stawiał się na wezwanie organów prowadzących postępowanie zanim został zatrzymany i składał wyjaśnienia. Nie istnieje tutaj żadna obawa, aby miał mataczyć. Jego postawa w toku pierwszych dni śledztwa najzwyczajniej w świecie to wykazała- tłumaczył Łukasz Daszuta. Te okoliczności, jak również postawa podejrzanego wynikająca z protokołu jego ostatniego przesłuchania wskazuje na to, iż areszt ten nie jest konieczny, nie jest niezbędny dla zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania - podkreślał.
Prokurator Anna Górska ostro krytykowała przedstawione przez niego argumenty. Sytuacja wcześniejszego zachowania podejrzanego uległa zmianie, bo w dniu 29 sierpnia postawiono mu zarzut o znacznie cięższym ciężarze gatunkowym niż dotychczasowe. To w kontekście uprzedniej wielokrotnej karalności uczyniło realnym wymierzenie wysokiej kary pozbawienia wolności - stwierdziła.
30 sierpnia gdański Sąd Rejonowy orzekł, ze Marcin P. ma na trzy miesiące trafić do aresztu tymczasowego. Powodem takiej oceny była duża kara grożąca biznesmenowi, który usłyszał zarzut oszustwa znacznej wartości. Sędziowie obawiali się też tego, że na wolności szef Amber Gold może mataczyć.
Marcin P. usłyszał pierwsze zarzuty 17 sierpnia. Gdańska prokuratura zarzuciła mu wtedy prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej, prowadzenie działalności gospodarczej polegającej na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej i posłużenie się fałszywymi potwierdzeniami przelewów na kwotę 50 mln zł podczas rejestracji spółki przed sądem. Biznesmen jest też podejrzany o niezłożenie sprawozdania finansowego spółki za lata 2009, 2010 i częściowo 2011 r. Ten ostatni zarzut to jedyny, do którego się przyznał.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia Amber Gold ogłosiła decyzję o likwidacji, nie wypłacając ulokowanych środków i odsetek tysiącom klientów firmy.