Czego by nie powiedzieć - piłka nożna to piękny sport. I wbrew wszystkiemu - nieprzewidywalna, trzymająca w napięciu do końca. Skazywano nas wczoraj na pożarcie, a to raczej my byliśmy bliżej zwycięstwa.
W takim turnieju zwycięstwa są ważne, ale o sukcesie jednak nie decyduje jeden mecz czy bramka, a końcowy bilans. A ten sprawia, że gramy dalej i wszystko się jeszcze może zdarzyć w naszej grupie. Remis z Grecją ma zupełnie inny wymiar niż ten wczorajszy z Rosją. Nie mam najmniejszego zamiaru wgłębiać w politykę, ale są rywale, z którymi nie lubimy przegrywać. I żeby było jasne - do nikogo nie mam pretensji za taki, czy inny występ. Sam byłem zawodnikiem i wiem, jak to czasem na boisku bywa; jeden błąd czy sytuacja i potem wali się wszystko to, co zostało ustalone w szatni.
We wtorek straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry, ale to my sprawialiśmy lepsze wrażenie. Tym razem lepiej wyglądała gra w drugiej połowie, co świadczy, że drużyna jest dobrze przygotowana kondycyjnie, a to w turnieju jest niesłychanie ważne. Niektórzy mają pretensje do Franka o zachowawczość jeśli chodzi o zmiany; ja powiedziałbym tak: po to przez tyle miesięcy budowało się zespół, żeby grali najlepsi i trener najlepiej wie, na co kogo stać. Zaczekajmy z ocenami do soboty, która zadecyduje o wszystkim.
A tym razem nie musimy się oglądać na rywali, czy ktoś kogoś ogra czy odda punkty - wszystko zależy od naszych chłopaków, którzy przecież nie przegrali jeszcze meczu w tych mistrzostwach. Ale wyjście jest tylko jedno - żeby pozostać w turnieju - w co głęboko wierzę, we Wrocławiu trzeba z Czechami wygrać...