Powodzianie z Lewina Brzeskiego i Nysy na Opolszczyźnie postanowili połączyć siły i złożyć pozew zbiorowy przeciw Wodom Polskim, domagając się odszkodowań za poniesione straty. W ich opinii to właśnie ta instytucja doprowadziła do tragedii na tych terenach, popełniając kardynalny błąd.
Pod pozwem podpisało się blisko 3 tys. poszkodowanych. To mieszkańcy i przedsiębiorcy z Lewina Brzeskiego oraz Nysy na Opolszczyźnie. Są przekonani, że do takiej skali powodzi doszło przez błąd Wód Polskich - instytucji państwowej, która zbyt późno zaczęła opróżniać zbiornik retencyjny, zwany jeziorem Nyskim.
Był czas, aby natychmiast po sygnałach, że będą intensywne opady, że Czechy już zalało, że ogromna woda spływa z gór w kierunku Polski, zacząć opróżniać zbiornik. Wody w Nysie było niewiele, byłam na kajakach kilka dni przed powodzią i kamyki z dna można było łowić ręką. Były więc też doskonałe ku temu warunki. Jezioro byłoby suche i przyjęłoby wodę, która do nas dotarła. Nie wiem, dlaczego taka decyzja nie została podjęta, może chcieli chronić łódki, które pływały po jeziorze, nie mam pojęcia - mówi w rozmowie z RMF FM Amelia Reszczyńska, która podpisała się pod pozwem.
Potwierdza to Marek Karaś: Gdyby opróżnili zbiornik na czas, może woda i tak by wylała, ale to byłyby niewielkie podtopienia. A Lewin Brzeski został zalany w 90 proc. Ta tragedia nie powinna się akurat tu wydarzyć, doprowadzili do tego ludzie, którzy mieli czuwać nad naszym bezpieczeństwem. To jakby nalać wannę do pełna i odkręcić kran - mieszkanie zostałoby zalane i nas też tak zalali.
W Nysie i okolicznych miejscowościach zebrano 1,2 tys. podpisów, a w Lewinie Brzeskim - 1,5 tys. Mieszkańcy domagają się odszkodowań, wielu z nich straciło majątek życia.
Ktoś musi za to odpowiedzieć. Gdybym to ja wyrządził jakąś szkodę państwu, od razu by komornik pukał do drzwi i obdarliby mnie ze skóry. Chcemy rekompensaty, bo straty są zbyt wielkie, by pokryły to ubezpieczenia czy świadczenia od państwa - mówi Marek Karaś, któremu woda zalała nie tylko dom, ale także stację diagnostyczną.
Amelia Reszczyńska do dziś mieszka na piętrze domu z sześcioosobową rodziną, bo powódź doszczętnie zniszczyła parter. Zabrała mi salon, kuchnię, pokój syna, łazienkę, garaż. Został beton. Na czas remontu będziemy musieli częściowo mieszkać w kontenerze, bo do wymiany są też schody - opowiada RMF FM.
Od państwa dostałam 80 tys. złotych. To nie wystarczy, musimy zmienić podłogi, kuć tynki, nie mamy nic. Pieniądze od Wód Polskich by pomogły. Ja naprawdę nie potrzebuję niczego specjalnego, nie chcę marmurów. Ja chcę po prostu to, co miałam - zwykły narożnik, stół z krzesłami, kuchnię. Mam troje dzieci, chcę dla nich normalnego życia, normalnych warunków, normalnego dzieciństwa, nic więcej. Przez 12 lat co roku odkładaliśmy pieniądze, żeby się tu urządzić. Odmawialiśmy sobie wakacji, żeby krok po kroku wykończyć ten dom. I kiedy wydawało się, że zbliżamy się do końca, to woda nam wszystko zabrała. To jest naprawdę przykre - mówi naszej dziennikarce Martynie Czerwińskiej, nie ukrywając łez.
Pozew jest konsultowany z prawnikami, w sądzie zostanie złożony prawdopodobnie na początku przyszłego roku.
Wody Polskie to instytucja państwowa. W środę Nysę i Lewin Brzeski odwiedzili przedstawiciele rządu. Zapytaliśmy ministra ds. powodzi Marcina Kierwińskiego o pozew.
Adresatami tych pozwów powinien być Pan Morawiecki, Pan Gróbarczyk i cała ta elita PiS-owska, która przez 6 lat dopuściła do tego, że te tereny zostały całkowicie przez nich zostawione, że oni nic tu nie robili. Pan Morawiecki był premierem polskiego rządu, widział, co wyprawiają Wody Polskie, widział, co się dzieje pod kierownictwem jego nominatu i nie robił kompletnie nic. Po tych zaniechaniach, których dopuścił się Morawiecki i PiS-owska banda, oni powinni zniknąć z życia publicznego. To, że na tych terenach nie było realizowanych programów przeciwpowodziowych, to, że Wody Polskie zamiast zająć się wspieraniem lokalnej społeczności, zajmowały się tym, jakie gabinety mieć w Warszawie, to jest po prostu jeden wielki skandal - powiedział w rozmowie z RMF FM.
Mieszkańcy nie do końca rozumieją te argumenty, bo w czasie powodzi to aktualne władze nadzorowały pracę Wód Polskich.
Okazuje się, że nie ma odpowiedzialnych decydentów. Jeśli pan premier Tusk wychodzi w środę na konferencję prasową i mówi, że nie będzie dużej wody - premierowi przekazali takie informacje - to znaczy, że ma wokół siebie ludzi niewiarygodnych. Jeżeli tydzień wcześniej rząd powołałby sztab, to na pewno nie dopuściliby do tego, aby utrzymywać wodę na Nysie tak długo, tylko by ją upuścili. Był potrzebny sztab kryzysowy wcześniej, a go nie było. Skarb Państwa też jest winny, nie tylko Wody Polskie. Powinni zareagować wcześniej. Wystarczyło telefonicznie zapytać o poziom wody w zbiorniku, nadzorować to. Do takiej tragedii na pewno by wtedy nie doszło - mówi oburzony Marek Karaś.
Po powodzi zarząd Wód Polskich został zmieniony.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video