"Żal. Pewnie, że żal. Chętnie bym do niego jeszcze wsiadł, gdyby zdecydowano o jego wyremontowaniu" - mówi kapitan Tadeusz Wrona, który "posadził" samolot bez podwozia na warszawskim lotnisku. O tym, że zapadła decyzja o sprzedaży dowiedział się od naszego dziennikarza w drodze do pracy.
Nie mam wpływu na to, co się dzieje z samolotem - mówił kapitan, ciężko wzdychając. Chętnie bym do niego jeszcze wsiadł i poleciał, gdyby zdecydowano o jego wyremontowaniu. Wiele razy to powtarzałem - podkreślił.
Przyznaje, że informację o sprzedaniu przez LOT boeinga, którym 1 listopada lądował bez podwozia na warszawskim Okęciu, po raz pierwszy usłyszał od nas. Mam dziś lot, ale wcześniej spróbuję poznać jakieś szczegóły i dowiedzieć się więcej o dalszych losach Papa-Charlie . Kapitan zapewnia, że chętnie na pożegnanie poklepie jeszcze stery maszyny.
Sprzedaż boeinga dojdzie do skutku za kilka dni, kiedy zostanie podpisana umowa. Jej podstawowe warunki zostały już jednak określone. Pozbawiony wymontowanych wcześniej silników samolot trafi do brytyjskiej firmy, zajmującej się obrotem częściami do samolotów.
LOT, który odkupił maszynę od jej właściciela (samolot był leasingowany przez polskiego przewoźnika), sprzedał ją za cenę wyższą niż proponowana, 2 mln dolarów. Samolot Boeing 767-300 o kodzie rejestracyjnym SP-LPC, nazywany w LOT "Papa-Charlie" zostanie przewieziony do Wielkiej Brytanii w częściach.
Wcześniej o przekazanie kadłuba samolotu do ćwiczeń zajmowania pokładu przez jednostkę GROM zwracało się do LOT Ministerstwo Obrony Narodowej. Resort nie był jednak gotów do zapłacenia za to.
1 listopada 2011 r. kapitan Tadeusz Wrona wylądował bezpiecznie na warszawskim lotnisku Chopina boeingiem 767-300 bez wysuniętego podwozia. Na pokładzie było 220 pasażerów oraz 11 członków załogi. Nikt nie został ranny. Naprawa Boeinga 767-300, zwanego "Papa Charlie", okazała się nieopłacalna.