Specjalny wysłannik RMF FM do Wenezueli Patryk Michalski rozmawiał z wenezuelskim policjantem, który dostawał rozkazy represjonowania protestujących. To jeden z komendantów w Caracas, który służy w policji od 25 lat. Przyznaje, że podobnie jak wielu funkcjonariuszy czeka na upadek reżimu.

REKLAMA

"Z obawy o własne bezpieczeństwo, mężczyzna poprosił o nieujawnianie jego imienia.

Policjantowi za publiczną krytykę sytuacji w kraju grozi więzienie, a w najlepszym przypadku przeniesienie do innego miasta. Spotkaliśmy się w samochodzie.

Od kiedy tu jestem, zastanawiało mnie, co czują policjanci, którzy podczas protestów muszą wykonywać polecenia reżimu.

Komendant przyznał, że zdecydowana większość funkcjonariuszy w Caracas, jego podwładnych, ale także przełożonych, stoi po stronie protestujących i tymczasowego prezydenta Juana Guaido. Nieliczni dotychczas zdecydowali się o tym opowiedzieć.

Zarobki policjantów to często kilkanaście dolarów miesięcznie, nie są w stanie za to utrzymać swoich rodzin. W ostatnich tygodniach dostali od rządu bonusy w wysokości kilkunastu dolarów, przy okazji usłyszeli, że mają być lojalnie reżimowi.

Otrzymywałem rozkazy represjonowania protestujących, ale nigdy nie złamałem wobec nich prawa - mówi mi policjant, który przyznaje, że jego żona i dzieci regularnie biorą udział w antyrządowych demonstracjach.

Zapytałem go, co by zrobił, gdyby dostał rozkaz strzelania do protestujących.

Odpowiedział, że nie zrobiłby tego, bo wie, że ludzie wychodzą na ulicę, bo nie mają jedzenia, wody czy prądu. On mierzy się z podobnymi problemami. Dodał, że jego interwencję polecają zazwyczaj na utrzymywaniu porządku, pilnowaniu, żeby protestujący np. nie blokowali autostrady.

Mężczyzna przyznał jednak, że niektórzy policjanci dostają polecenia, żeby represjonować uczestników protestów - zazwyczaj mieszkańców slumsów, którzy są nachodzeni w nocy. Komendant powiedział mi, że wie o funkcjonariuszach, którzy podczas nalotów zastrzelili niepokornych wobec reżimu".