Bezprecedensowe wsparcie Komisji Europejskiej dla jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich we Francji. Przewodniczący KE Jean-Claude Juncker nie tylko pogratulował Emmanuelowi Macronowi najlepszego wyniku w I turze wyborów prezydenckich, ale i życzył mu zwycięstwa w II turze głosowania. Jak informuje nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon, Komisja Europejska zrezygnowała tym samym ze świętej zasady bezstronności i niewtrącania się w wybory w krajach członkowskich.
Jean-Claude Juncker poparł Macrona z lęku przed rozpadem Unii Europejskiej.
Marie Le Pen zapowiadała bowiem referendum w sprawie członkostwa Francji w Unii, chce przywrócić francuską walutę i opuścić strefę Schengen.
Jeszcze kilka dni temu Juncker oficjalnie twierdził, że Unia i tak przetrwa, jeżeli Le Pen by zwyciężyła. Zapewniał nawet, że "kocha wybory, bo są normalną częścią demokracji" i że jest to "szansa dla Francuzów, żeby przedstawili swoje oczekiwania".
Najwyraźniej zmienił zdanie i nie jest już taki pewny.
Teraz wybór jest między tym co stanowi istotę Unii, a destrukcją Wspólnoty - w ten sposób rzecznik Junckera, Margaritis Schinas wyjaśniał zaangażowanie się szefa KE po stronie jednego z kandydatów.
Rzecznik dodał, że Junkcer poparł Macrona, bo reprezentuje on wartości, o które walczył także Juncker przez prawie 30 lat. Schinas dodał, że KE będzie także np. prostować nieprawdziwe informacje nt. Unii, które będą się pojawiać w kampanii wyborczej we Francji. Rzecznik zapewniał, że nie jest to jednak "udział w kampanii".
Słowa Junckera o poparciu dla Macrona wywołały lawinę pytań na codziennym spotkaniu z międzynarodową prasą. Francuscy dziennikarze dociekali, czy ten "precedens" oznacza, że także inni komisarze będą się teraz angażować w wybory, a Brytyjczycy pytali ironicznie, po której stronie Komisja Europejska opowie się w wyborach w Wielkiej Brytanii.
Macrona poprał także przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk - wypowiadając się dla mediów w Polsce - jednak jego słowa nie zostały zauważone przez zagraniczne media i nie wywołały takiego poruszenia.
W pierwszej turze Macron zdobył 23,75 proc. głosów, a szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen - 21,53 proc. Na trzecim miejscu znalazł się przedstawiciel konserwatywnych Republikanów Francois Fillon, uzyskując 19,91 proc., a na czwartym polityk skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon z 19,64 proc. głosów.
Francuscy konserwatyści i socjaliści już w niedzielę wieczorem zapowiedzieli, że poprą Macrona i apelowali do wyborców o odrzucenie skrajnie prawicowego, eurosceptycznego Frontu Narodowego.
Według sondaży Macron pokona w zaplanowanej na 7 maja drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji Marine Le Pen, zdobywając ponad 60 proc. głosów.
(j.)