Komisja spraw zagranicznych Senatu zarekomendowała, by w odpowiedzi na użycie przez reżim syryjski broni chemicznej Kongres udzielił zgody prezydentowi USA na ograniczoną interwencję w Syrii. Rezolucja wyklucza udział żołnierzy sił lądowych USA.
Za przyjęciem rezolucji głosowało 10 senatorów, a 7 było przeciw. Rezolucja zakłada, że interwencja wojskowa w Syrii będzie "ograniczonym i precyzyjnym użyciem sił zbrojnych USA przeciwko Syrii", a lądowe siły zbrojne Stanów Zjednoczonych nie zostaną wysłane do operacji bojowych.
Prezydent USA będzie mógł przedłużyć operację z 60 dni do 90 dni, chyba że Kongres w głosowaniu wyrazi sprzeciw.
Głosowanie w senackiej komisji otwiera drogę do głosowania w całym Senacie w przyszłym tygodniu. Mniej oczywisty jest wynik w Izbie Reprezentantów, gdzie większość ma republikańska opozycja.
Jak pokazuje wynik środowego głosowania, linia podziałów nie przebiega idealnie wzdłuż partii politycznych. Za głosowało siedmiu Demokratów i trzech Republikanów, w tym senator z Arizony John McCain, jeden z największych zwolenników zaangażowanie USA po stronie syryjskiej opozycji w wojnie w Syrii. Dwóch demokratycznych senatorów przyłączyło się natomiast do pięciu Republikanów, którzy zagłosowali przeciw.
Jak podkreślił współautor tekstu rezolucji, szef komisji, demokratyczny senator Robert Menendez z New Jersey, celem operacji ma być "zniszczenie zdolności reżimu Baszara el-Asada do ponownego użycia broni chemicznej".
Rezolucja nie daje zgody na użycie amerykańskich sił zbrojnych w Syrii w operacjach bojowych, by zapewnić, że nie będzie żołnierzy na lądzie - zaznaczył Menendez. Sam zagłosował "za", podkreślając, że był przeciw angażowaniu się USA w wojnę w Iraku. Naszym obowiązkiem jest działać, a nie przyglądać się coraz większej tragedii humanitarnej - podkreślił.
Projekt rezolucji został uzgodniony już we wtorek, po tym jak wcześniej tego dnia sekretarz stanu John Kerry i szef Pentagonu Chuck Hagel przez prawie cztery godziny przekonywali senatorów do autoryzacji interwencji USA przeciwko Syrii. Administracja argumentuje, że brak reakcji USA podważyłby wiarygodność Stanów Zjednoczonych i stanowiłby zagrożenie bezpieczeństwa narodowego USA i ich sojuszników jak Izrael czy Jordania.
USA muszą poprzez swe działanie udowodnić, że użycie broni chemicznej jest nie do zaakceptowania - powiedział Hagel. A szef dyplomacji mówił wręcz o "stuprocentowej pewności", że jeśli USA teraz nie uderzą, to Asad ponownie użyje gazu bojowego.
Choć większość senatorów komisji spraw zagranicznych poparło rezolucję, a poparcie Obamie udzielili też liderzy obu partii politycznych w Izbie Reprezentantów, to dotychczasowe przesłuchania w Kongresie pokazują, że amerykańscy parlamentarzyści bez entuzjazmu i ze sporymi obawami podchodzą do zaangażowanie USA w nowy konflikt na Bliskim Wschodzie - pomni zwłaszcza wojny w Iraku.
Ja i minister Hagel głosowaliśmy jako senatorowie w sprawie Iraku i dlatego jesteśmy teraz szczególnie wrażliwi na to, by nigdy nie wnioskować o głosowanie oparte dla błędnych dowodach - przekonywał Kerry. Według niego nie ma wątpliwości, iż to reżim Asada użył broni chemicznej 21 sierpnia pod Damaszkiem, powodując śmierć ponad 1400 osób, w tym setek dzieci.
Nie kwestionowali tego ani senatorowie, ani kongresmeni. Podczas briefingów z administracją USA mieli dostęp także do tajnych materiałów wywiadowczych. Wyrażane obawy dotyczyły natomiast tego, że konflikt w Syrii mógłby przerodzić się w długą i kosztowną dla USA w ofiary wojnę, której nie chce zmęczone wojną w Iraku społeczeństwo. Kerry zapewniał, że także prezydent Obama nie chce wojny.
Powiem wyraźnie: prezydent USA nie prosi o zgodę na wojnę, prezydent prosi tylko o zgodę na użycie siły, by zapewnić, że słowa USA coś znaczą - mówił Kerry w środę. Nie mamy zamiaru brania odpowiedzialności za wojnę domową Asada. Pytamy tylko o zgodę, by odwieść go i zniszczyć zdolności do ponownego użycia broni chemicznej - dodał.
Niektórzy mówią, że bombardowanie to nie wojna. Miejmy nadzieję, że nie będzie ofiar po naszej stronie. Ale nie możemy udawać, że nie rozpoczynamy wojny - ripostował republikański senator Randal Paul, który zagłosował przeciw rezolucji. To on wiódł prym najbardziej przeciwnemu interwencji skrzydłu Partii Republikańskiej, związanemu z Tea Party. W przeciwieństwie do tzw. jastrzębi, ci tzw. minimaliści opowiadają się za ideą izolacjonizmu w polityce zagranicznej USA.
Wielu kongresmenów zadawało pytania na temat sensu interwencji i gwarancji, że nie spowoduje ona większej eskalacji. Boję się, że każde uderzenie w okrutny reżim Asada wzmocni opozycję radykalnych islamistów. Zdjęcia zagazowanych dzieci są okropne, ale ja nie chcę widzieć takich zdjęć w USA - mówił republikański kongresmen Michael McCaul z Teksasu.
"Przeciw" zagłosowali też najbardziej liberalni Demokraci. Jak tłumaczył senator Christopher Murphy, po przedłużającym się konflikcie z Syrią, przekonanie w przyszłości Amerykanów do ewentualnej interwencji w Iranie może okazać się znacznie trudniejsze.