Znaczna część "dyplomatów" rosyjskich, przebywających na placówce w Brukseli okazała się być po prostu szpiegami Moskwy. Wspólne śledztwo "Le Monde", Radia Wolna Europa" i kilku innych mediów rzuca światło na szpiegowską działalność Rosjan w samym sercu Europy.
Znaczna część "dyplomatów" Rosji została wydalona z krajów europejskich (w tym właśnie z Belgii), w trakcie trwania wojny w Ukrainie. Powód jest prosty, ale niezwykle niepokojący - Moskwa nasiliła działalność agenturalną na kontynencie, a placówki dyplomatyczne stanowiły bazy dla funkcjonariuszy zajmujących się niepożądaną aktywnością.
Od lutego 2022 roku, czyli początku agresji Rosji na Ukrainę na pełną skalę, 750 rosyjskich dyplomatów zostało wydalonych z państw NATO - wynika z danych pochodzących ze stycznia 2025 roku.
Autorzy śledztwa zwrócili uwagę, że to największe nasilenie aktywności wywiadowczej Kremla od końca zimnej wojny. Opracowanie powstało w wyniku współpracy francuskiego dziennika "Le Monde", Radia Wolna Europa, a także belgijskiej gazety "De Morgen" i magazynu "Humo", również wydawanego w Belgii.
Ambasada Rosji w Brukseli położona jest w dzielnicy Ucle - jednego z bardziej zamożnych dystryktów w mieście. Powierzchnia terenu placówki rozciąga się na 46 tys. metrów kwadratowych i stanowiła schronienie dla 220 rosyjskich urzędników, posiadających status dyplomatyczny.
W 2022 roku po ataku Rosji na Ukrainę 68 rosyjskich dyplomatów zostało zmuszonych do opuszczenia Belgii, a na początku 2023 roku wydalono z tego kraju kolejnych 20 pracowników MSZ Rosji. Osoby te działały pod przykrywką attache handlowych, doradców, sekretarzy czy członków personelu technicznego.
Dziennikarze uzyskali informacje, że belgijski wywiad zidentyfikował 11 dyplomatów jako oficerów SWR, czyli rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego. Siedmiu należało do wywiadu wojskowego (GRU), a dwóch było związanych z Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB). Zarówno belgijskie służby, jak i rosyjska ambasada w Belgii nie odpowiedziały na pytania mediów.
Na papierze to dyplomaci, ale wiemy bardzo dobrze, że prowadzą inną działalność - przyznał w marcu 2024 roku ówczesny premier Belgii Alexander De Croo.
Ze śledztwa dziennikarskiego wynika, że najważniejszymi szpiegami SWR w Brukseli byli 55-letni Dmitrij Jordandi i 46-letni Igor Goriaczow. Jordandi studiował w paryskiej Państwowej Szkole Administracji (ENA), a Goriaczow pracował przy UNESCO, którego siedziba również mieści się w stolicy Francji. Pierwszy z nich stara się obecnie o stanowisko szefa misji OBWE (Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie) w jednym z trzech krajów - Serbii, Kazachstanie lub Kirgistanie.
Działania GRU w stolicy Belgii koordynował 61-letni Siergiej Petrikow, który wcześniej był pracownikiem państwowego koncernu zbrojeniowego Rosoboroneksport. W ambasadzie zatrudnieni byli również oficerowie FSB Dmitrij Suboczew i Igor Jeczyn, którzy odpowiadali za bezpieczeństwo placówki, ale oprócz tego szpiegowali rosyjską diasporę w Belgii.
Prowadzący śledztwo dziennikarze zaznaczają, że w ostatnich latach rosyjskie operacje sabotażowe w Europie nasiliły się, a sposób przeprowadzenia części z nich wskazuje na stosowanie metod typowych dla rosyjskich służb. Badacze z uniwersytetu w Lejdzie wyliczyli, że w 2024 roku doszło do 44 takich incydentów, co stanowi znaczący wzrost w stosunku do roku poprzedniego, gdy odnotowano ich "tylko" 13.
Źródło w NATO zwróciło uwagę, że sposób działania służb rosyjskich zmienia się. W ostatnim czasie szpiedzy korzystają z komunikatora Telegram w celu rekrutacji "agentów", którzy są gotowi wykonywać poszczególne operacje w zamian za wynagrodzenie - przekazano w corocznym raporcie belgijskiego wywiadu, opublikowanym w styczniu.
Według nieoficjalnych doniesień zarząd firmy Euroclear, która m.in przechowuje 183 mld euro zamrożonych środków rosyjskiego banku centralnego, korzysta z usług firmy ochroniarskiej. Dziennikarze ujawnili, że pracownicy firmy Umicore, wytwarzającej materiały stosowane przy produkcji urządzeń zaawansowanych technologicznie, także stali się celem rosyjskich "dyplomatów".