"To nie pierwsze moje złamania. Mam jakieś doświadczenie i chciałbym jak najszybciej wrócić do gry, do walki. Chciałbym już wsiadać do rajdówki, ćwiczyć i przygotowywać się" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Jermakowem Krzysztof Hołowczyc, który miał wypadek na trasie Rajdu Dakar. "Kolejny raz wracam do domu na tarczy, ale trzeba myśleć dalej, do przodu" - dodaje.
Maciej Jermakow: Panie Krzysztofie, na początek muszę zapytać o zdrowie. Jak się Pan czuje, jak to wszystko teraz wygląda?
Krzysztof Hołowczyc: No, boli... Ma boleć, bo jak są kości połamane, szczególnie te, na których się trochę niesie, myślę tu o kręgosłupie, to ma boleć. Nie obrażam się na to, bo to był błąd, który ja popełniłem i mogę mieć do siebie pretensje. Tak spokojnie tu leżę, aczkolwiek gdzieś tam myślami jestem w tej chwili z moimi kolegami, którzy dokładnie w tej chwili sobie jeszcze jadą i walczą o zwycięstwo odcinka, a może i wiele rzeczy, które ich spotyka, mogło mnie spotykać. Zazdroszczę im bardzo i siedzę tutaj z poczuciem winy.
A jest szansa, że dziś rzeczywiście opuści pan szpital na własną prośbę? Jak do tego odnoszą się lekarze?
Szczerze mówiąc, lekarze to są mniej chętni, niż ja, żeby mnie wypuścić. Twierdzą, że powinienem jeszcze być pod obserwacją, że jednak był to silny impakt, ale w moim przypadku... Ja znam swój organizm i tak trochę im zaręczam, że spokojnie, że jestem pod ręką, że będziemy siedzieli w hotelu. Myślę, że udało mi się wycisnąć. Nawet rozmawiałem z lekarzami już rajdu naszego, którzy też mówią, że jeżeli rzeczywiście przez ostatnie dwa dni nic się nie wydarzyło, to nie powinno się nic dziać. Przeszedłem naprawdę bardzo dokładne badania i tak jak ja to argumentuję, że to są tylko kości. Trzeba po prostu grzecznie czekać, aż się zrosną, Po co będę siedział w szpitalu, zajmował wam miejsce - przynajmniej ja używam takich argumentów, że jednak dużo wygodniej będzie siedzieć w takim miejscu, gdzie nie przypomina to szpitala. Dlatego przenoszę się do hotelu i myślę, że za chwilę... Wczoraj też poruszałem się już po mieście, bo jechaliśmy do innej kliniki. Już chciałem się do hotelu zameldować. Na tę chwilę wygląda już, że wyjdę.
A co z powrotem do Polski? Jakieś daty się pojawiają?
Tak, bardzo bym chciał wrócić jak najszybciej. W tej chwili dużo pracujemy na tym. Lekarze twierdzą, że im dłużej zostanę w pozycji horyzontalnej, tym większa szansa, że nic się nie wydarzy w samolocie. Bo jednak w samolocie się trochę rzeczy dzieje - turbulencje, jakieś wstrząsy. Ale mnie ciągnie do Polski przede wszystkim, do moich lekarzy, którzy mi pomogą, którzy w krótkim czasie ustalą jakiś system najszybszego zrastania się tych kości. To w końcu nie pierwszy raz moje złamania są jakiejś i w tym przypadku - to śmiesznie brzmi - ale mam jakieś doświadczenie i chciałbym jak najszybciej wrócić. Żeby już wsiadać do rajdówki i ćwiczyć i przygotowywać się, może z myślą o następnym Dakarze, choć jest bardzo daleko. Ale też o sezonie, bo będą różne rajdy. Bardzo już chciałbym wystartować w Baja Italia, tam rozpocząć sezon i wrócić szybko do gry, do walki.
No tak, pan już tutaj dużo mówi o sporcie, ale przecież wrócić też do rodziny, do swoich tutaj kibiców, którzy bardzo mocno pana wspierali.
Tak, to prawda, ja naprawdę unosiłem się, jak wspaniałą energię przesyłają mi kibice. To jest dla mnie niesamowite i przyznam się szczerze, że mnie to podnosi na duchu i właśnie podrywa do walki. Właśnie, żeby jednak wstać, jeszcze raz spróbować, jeszcze raz przyjechać na Dakar. I nie ukrywam, pewnie, że rodzina, moja żona, która pewnie cierpi, bo kolejny raz przywiozą jej trupa do domu, którego będzie w jakiś sposób reanimowała i próbowała doprowadzić do porządku, ale rzeczywiście bez mojej żony, bez moich córek byłbym innym człowiekiem. Pewnie nie dałbym rady wstać kolejny raz. A wierzę, że mocno upadłem. Taka jest prawda. Tyle miesięcy przygotowań, tyle prawdziwiej wiary, że wszystko idzie dobrze, że jestem przygotowany, że świetny samochód. Przecież bardzo dużo ludzi dla mnie pracowało, żebym ja stanął na starcie i nagle to nieszczęście. W zasadzie mogę powiedzieć zawiedliśmy jako drużyna, jako załoga z Felipe wszystkich, bo po prostu nie jechaliśmy dalej. Co prawda taki jest to sport i tak się zdarza. Ja nie jestem gościem, który ma dużo wypadków, ale jednak jak się jedzie w czołówce i walczy się o coś więcej niż tylko dojechanie do mety kolejnego odcinka na jakimś miejscu, no to trzeba ryzykować. W tym momencie może to ryzyko było za duże, ale niełatwo jest to ocenić. Ja uważam, że trzeba cisnąć i trzeba walczyć o zwycięstwo. Nie się przejechać, tylko walczyć. i w moim przypadku się nie udało, kolejny raz wracam do domu na tarczy, ale trzeba myśleć dalej, do przodu.
Rozmawiał pan już z szefostwem zespołu o przyszłości, o najbliższych planach? Co dalej?
Nie można powiedzieć, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Już w tym sezonie będę chciał potwierdzić, że moja wartość sportowa jest w odpowiednim miejscu. Chciałbym wygrać jakieś rajdy. Szefowie rozmawiają głównie o zdrowiu, a ja, kiedy trwa rajd, nie śmiałbym pytać ich, czy mogę z nimi dalej jechać. Mam z X-Raidem dwuletni kontrakt, ale to też zależy od tego w jakim stanie będę. Możemy sobie dywagować, ale może to się nie zrośnie tak, jak należy. Ale ja wierzę, że absolutnie nie ma na to siły, żeby się zrosło inaczej. Zawsze jest tak, że jak się bardzo chce to wszystko jest dobrze. Trzeba mieć pozytywne myślenie. Ja już układam sobie następny sezon, choć nie mogę się jeszcze za bardzo uśmiechnąć, bo żebra dają o sobie znać. Ale ból przemija, jak śpiewa Glaca (wokalista zespołu My Riot - przyp. RMF FM) i ta piosenka mi będzie teraz towarzyszyła.