Krzysztof Hołowczyc jest w szpitalu w Limie. Miał wypadek na trasie trzeciego etapu 35. Rajdu Dakar. Wstępne badania, przeprowadzone jeszcze w Pisco, skąd startowali kierowcy, wykazały złamanie żeber oraz uraz kręgosłupa lędźwiowego.
Około godziny 23 polskiego czasu, Hołowczyc odleciał śmigłowcem z wojskowego szpitala polowego w Pisco do kliniki w Limie, gdzie przejdzie badania. Odlot opóźnił się, bo nie był jednym poszkodowanym kierowcą. Czekano na dwóch innych poszkodowanych w wypadkach na trzecim etapie. Krzysztof narzeka teraz mniej na ból żeber i kręgosłupa, a coraz bardziej na rosnący ból całego ciała będący wynikiem silnego zderzenia - poinformował menedżer olsztyńskiego kierowcy Andrzej Kalitowicz.
Jak zaznaczył, podobne objawy sygnalizuje portugalski pilot Felipe Palmeiro, choć nie ma żadnych złamań i innych poważnych obrażeń. Po wypadku, kiedy Hołowczyca zabrał helikopter do Pisco, jego partner doprowadził samochód Mini All 4 Racing do tej to miejscowości, która najbardziej ucierpiała w trzęsieniu ziemi w sierpniu 2007 roku.
Grupa Polaków ze stolicy Peru, którzy byli akurat na miejscu zdarzenia, odwiedziła Krzysztofa w szpitalu w Pisco i zaoferowała swoją pomoc. Podobnie zareagowała nasza placówka dyplomatyczna w Limie - dodał Kalitowicz.
Na etapie z Pisco do Nazca (343 km), po pierwszym punkcie kontroli czasu (około 40. kilometra) odcinka specjalnego (243 km), samochód prowadzony przez olsztyńskiego kierowcę spadł przy dużej prędkości z wysokiego uskoku.
Olsztynianin, jadąc z pilotem Filipe Palmeiro, pechowo uderzył w skarpę niedaleko pierwszego punktu pomiaru czasu. Samochód uderzył prawie że czołowo, bardziej stroną Krzysztofa. Udało im się jakoś pozbierać i dojechać dalej - mówił menedżer Hołowczyca Andrzej Kalitowicz. Dojechali do pierwszego punktu kontroli, ale Krzysztof odczuwał bardzo silne bóle żeber i lędźwiowego odcinka kręgosłupa. Postanowił się zatrzymać. Nie był w stanie dalej prowadzić samochodu. Wezwali pomoc i helikopterem zostali odtransportowani do szpitala - wyjaśniał.
Kalitowicz rozmawiał z Hołowczycem natychmiast po wypadku. To było wszystko bardzo na gorąco. Rozmawialiśmy przede wszystkim o tym, jak się czuje, bo to jest najważniejsze. Był przytomny. Nie sądzę, żeby miał obrażenia zagrażające życiu - podkreślał menedżer.
Rajd Dakar to rajd rajdów. To ogromne wyzwanie; o skali jego trudności niech świadczy fakt, że do mety dojeżdża zaledwie 30-40 procent uczestników. Przygotowania trwają miesiącami, a i tak nie dają one gwarancji, że dotrze się do celu - mówił Hołowczyc przed rozpoczęciem po raz ósmy rywalizacji w tej imprezie, z której wcześniej musiał się trzykrotnie wycofać.
Dwa razy, w 2009 i 2011 roku, uplasował się na piątej pozycji. Rok temu wygrał, jako pierwszy Polak w historii, etap w Rajdzie Dakar, ale ostatecznie - po awarii samochodu - zajął dziewiątą lokatę.
Urodzony w Olsztynie kierowca, który w czerwcu skończył 50 lat, w 2012 roku był nawet liderem klasyfikacji generalnej. Teraz uważał, że ma spore szanse na sukces.
Mam bardzo dobry samochód i... nadzieję, że dopisze mi też szczęście. Naprawdę, jestem dobrej myśli - powiedział przed inauguracją imprezy. Niestety, 7 stycznia, w trzecim dniu 35. Rajdu Dakar, tego szczęścia zabrakło.