W Hiszpanii trwa 24-godzinny strajk generalny przeciwko rządowej reformie prawa pracy, ograniczeniu wydatków budżetowych i podwyżce podatków. Policja zatrzymała prawie 60 osób - informuje tamtejsze MSW. W starciach strajkujących z funkcjonariuszami rannych zostało sześciu policjantów i trzech protestujących.
W mieście Torrelavega, w Kantabrii na północy kraju, protestująca kobieta została pchnięta nożem. Sprawca został zatrzymany. W Murcji na południowym wschodzie Hiszpanii w policyjny radiowóz rzucono koktajlem Mołotowa. Protesty rozpoczęły się już wczoraj od pikiety w centrum Madrytu. Odbywają się też dzisiaj przed siedzibami firm, stacjami metra czy banków. Protestujący przynieśli transparenty z napisami: "Nie - dla reformy pracy" i "Strajk generalny". Ludzie próbowali zablokować giełdy żywności w kilku miastach, ale według policji w Walencji, Madrycie i Saragossie sytuacja wróciła już do normy. W całej Hiszpanii kursuje jedynie 30 proc. pociągów regionalnych i 20 proc. pociągów krajowych. Linie lotnicze Iberia, Air Nostrum i Vueling odwołały ok. 60 proc. lotów. Szpitale i przychodnie pracują tak jak w dniu świątecznym.
Związki zawodowe informują o wielkim sukcesie strajku. Związkowcy podkreślają, że na nocną zmianę do pracy nie przyszli pracownicy fabryk samochodów Renault, SEAT, Volkswagen i Ford. Do strajku przystąpili też m.in. górnicy. Do akcji przystąpiło też 85 proc. pracowników przemysłu spożywczego. Związkowcy utrzymują, że w firmach budowlanych zajmujących się infrastrukturą do pracy nie przyszli prawie wszyscy zatrudnieni.
Rząd zapewnił, że mimo protestów będzie kontynuował reformy. Przyjęte w lutym przez prawicowy gabinet Mariano Rajoya zmiany mają uprościć prawa pracowników a w przyszłości ułatwić tworzenie nowych miejsc pracy.
Nowe przepisy przewidują m.in. obniżenie kosztów zwolnień, wprowadzenie nowej formy czasowych umów o pracę - zawieranych najdłużej na rok, ułatwienie zwolnień pracowników, także grupowych.
W Hiszpanii bezrobocie utrzymuje się na poziomie 23 procent.