Wiecie, co to dziennikarstwo "gonzo"? Na pewno słyszeliście o postaci Huntera Stocktona Thompsona, autora nieśmiertelnych, sfilmowanych książek-dzienników-reportaży "Fear and Loathing in Las Vegas" ("Lęk i odraza w Las Vegas") czy "The Rum Diary, A Novel" ("Dziennik rumowy"). Na pewno choć musieliście natrafić na jego "Hell’s Angels, A Strange and Terrible Saga of the Outlaw Motorcycle Gang". Nie? Jeśli nawet nie czytaliście oryginałów czy choćby polskich tłumaczeń, to z pewnością znacie film: "Las Vegas Parano" Terry’ego Gilliama z Johnnym Deppem w głównej roli. Aktor jest spadkobiercą spuścizny twórcy "gonzo", więc nic dziwnego, że występował też w innym kinowym dziele wg książki Thompsona - "Dzienniku zakrapianym rumem".
Ale co to takiego to "gonzo"? Już mówię: kompletny dziennikarski odlot, reporterski odjazd, szajba żurnalistyczna, pismacki czad: narkotyki&alkohol w dowolnych proporcjach, ale za to koniecznie w dużym stężeniu, oraz kompletny brak odpowiedzialności plus hipisowska moralność. Generalnie króluje maksyma extremalnego maxymalizmu - "naprzód marsz, tylko francuscy czołgiści zmierzają przodem do tyłu", przy jednoczesnym założeniu, że "wszystko mamy w d*pie i to, że mamy to wszystko w d*pie, też mamy w d*pie". Za to czytelnik nie może takiego pisarstwa mieć w tej wypikowanej części ciała, bo to się po prostu za dobrze czyta. Oderwać się wprost od tego nie można. Skleicie się z książką na długo!
Hunter S. Thompson był cholernym lewakiem, wspierał demokratów, robił sobie jaja z republikanów. Jednak ja go przecież nie muszę we wszystkim naśladować! Przywołuję tutaj tylko atmosferę z jego nietłumaczonej na polski książki "Fear and Loathing on the Campaign Trail 72" na temat kampanii prezydenckiej w USA w 1972 roku (szedłem wtedy do pierwszej klasy szkoły podstawowej), starcia pomiędzy republikaninem Richardem Nixonem a demokratą George’em McGovernem. Nienawiść wobec Nixona objawia się w całej książce Thompsona. Republikanin i jego otoczenie są bez przerwy celem niewybrednych ataków gonzo-żurnalisty. Pod koniec męczącej kampanii oraz w wyniku straszliwej, druzgocącej porażki jego ulubieńca McGoverna Thompson był już kompletnie wyczerpany, literacko wypalony i absolutnie zrażony do polityki jako takiej. Jednak nie tylko o samą politykę w tym zbiorze wyborczych artykułów chodziło. Thompson poddaje totalnej krytyce tradycyjne dziennikarstwo, nie zostawiając suchej nitki na mainstreamie za jego sposób relacjonowania prezydenckiej kampanii. Drze łacha z różnych uznanych znawców, speców od siedmiu boleści i wskazuje na obrzydliwe związki pomiędzy politykami a komentatorami z czołowych mediów.
Czy czegoś Wam to, do jasnej ciasnej, nie przypomina? Abstrahując od poglądów Thompsona na politykę, jestem fanem jego podejścia do pisania o polityce. Pies was drapał, mydłki z TV zblatowane z partyjnymi działaczami! W nosie mam też polskich naśladowców Huntera S. Thompsona! Ziemowicie Szczerku nie znoszę Cię (za to, że mnie olałeś i dwa razy nie przyszedłeś na umówione ze mną radiowe spotkanie, a potem - pod wpływem organizatorów wywiadu - skamlałeś przez telefon o trzeci raz, nadaremno). Książki piszesz niezłe, ale prywatnie jesteś strasznym d*pkiem! Nie będę też reklamował szczególnie numeru lewackiego pisma "Ha!art", bardzo dobrego numeru poświęconego w całości "gonzo". Sami sobie sprawdźcie, jeśli chcecie. Ja sprawdziłem i sprawiło mi to czytelniczą i osobistą satysfakcję. Bo znałem to ich gonzo znacznie wcześniej. I mam świadków, że już z dziesięć lat temu pisałem w moim blogu w manierze, którą nazwałem anagramicznie "gonzo-gnozo", mieszając reportaże podróżnicze z religianckimi herezjami krążącymi wokół tematu wszechobecnego gnostycyzmu. To wywodzące się z dawnych wieków wierzenie, że człowiek jest miarą wszechrzeczy, bo zdetronizował złego demiurga, by zamiast w pośmiertej rzeczywistości, fałszywej przyszłości stworzyć sobie raj na ziemi, jest w dalszym ciągu dla mnie najważniejszym żurnalistycznym tematem. (Przepadnijcie komuniści, widma i mary przebrzydłe!). Więc i ten poniższy tekst gonzo-gnozo na temat konkretnych wyborów prezydenckich we Francji podszysty jest moją bardziej ogólną troską o losy całego świata. W czym jestem podobny, jak się przekonacie, do byłego prezydenta USA. Baracku Obamo! Politycznie, to ty się raczej obawiaj o samego siebie i swoją globalną sitwę komuszków, OK?
Przepracowawszy ćwierć wieku w radiu, codziennie w tym czasie zawodowo zajmując się informacją, od dawna nabrałem do doniesień medialnych wielkiej podejrzliwości. Należę do tych dziennikarzy, którzy denerwują wielu swoich towarzyszy w pracy i drażnią odbiorców "niusów" swoim sceptycyzmem, szukaniem dziury w całym, pogłębianiem tematu aż do znalezienia w nim drugiego, trzeciego i czwartego dna. "Ty oszołomie, przestałbyś już szumieć!". Załóżmy więc wstępnie, że i tym razem mocno przesadzam, dostrzegając w wyborach we Francji coś, czego w nich tak naprawdę nie ma. Weźmy pod uwagę to, że w moich przypuszczeniach mogę się mylić, błądzić po agencyjnych i agenturalnych manowcach. (Jakże cudne są takie manowce!) Pamiętam bowiem o słynnej zasadzie informatyków i odnoszę ją do informacji: "Garbage In -> Garbage Out" ("Śmiecie na wejściu -> Śmiecie na wyjściu"). Głosi ona, że "wyniki przetwarzania błędnych danych będą błędne nawet wtedy, gdy procedura przetwarzania była poprawna". Fałszywe przesłanki mogą prowadzić do kłamliwych wniosków, nawet jeśli samo dowodzenie będzie się wydawało logicznie poprawne. Jednak, mając to zastrzeżenie z tyłu głowy, pozwolę sobie na spekulacje i być może zbędne mnożenie bytów. Przeanalizuję ostatnie doniesienia na temat Emmanuela Macrona i przedstawię nową metodologię analizy. Trzymajcie się faktów i... uchwytów.
1. Nastąpił tajemniczy wielki wyciek mejli rywala Le Pen. Każdy nagle może buszować po wewnętrznej korespondencji ludzi Emmanuela Macrona.
2. Lider ugrupowania “En Marche!" (Naprzód!) od razu zastrzega, że prawdziwe listy elektroniczne pomieszane są tam z dezinformacjami, ale nie podaje szczegółów.
3. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Paryżu zasłania się milczeniem. Nie komentuje sprawy, usprawiedliwiając się "ciszą wyborczą". Medialna histeria jednak trwa. Ale najczęściej faktycznie słychać ciszę. Szło "sza sza" suchą szosą: Avenue des Champs-Élysées.
4. "Sza sza!" szybko zmienia się w "Sasza". O hakerską akcję sabotażowo-dezinfomacyjną oskarżani są Rosjanie. Kreml stanowczo zaprzecza, by chciał zdezorganizować kampanię Macrona.
5. W odpowiedzi Macron wzmaga antyputinowską retorykę.
6. Kandydat "centrystów" przypuszcza wcześniej ostry atak na Polskę i antyputinowski rząd Prawa i Sprawiedliwości. Oskarża Warszawę o dumping socjalny i grozi sankcjami za łamanie unijnych standardów demokratycznych.
7. Macron zapowiada, że jego ugrupowanie po wyborach przystąpi do europejskich liberałów Guy Verhofstadta, grającego pierwsze skrzypce w atakach na Polskę pod rządami antyputinowskiego, proamerykańskiego i proeuropejskiego (choć asertywnego w relacjach z Unią) ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
Emmanuel Macron i jego partia @enmarchefr ma przystpi do partii europejskich liberaw i @ALDEgroup G. Verhofstadta pic.twitter.com/HYIbprw7sv
JSaryuszWolski5 maja 2017
8. Były prezydent USA z ramienia demokratów Barack Obama, autor fatalnego resetu z Rosją Putina, wprost wspiera w wyborach we Francji Emmanuela Macrona. "On wyznaje liberalne wartości" - uzasadnia Obama. Wydaje specjalne oświadczenie. Na nagraniu video podkreśla, że angażuje się bezpośrednio w kampanię nad Sekwaną, bo wybór Francuzów jest ważny dla całego świata. Przemówienie kończy symbolicznie promacronowskim hasłem "En Marche!" (Naprzód!). Kurka wodna, to mi zabrzmiało jak nazistowskie "Vorwärts!" albo faszystowskie "Avanti!". (Czy wiecie, że Mussolini był szefem pisma socjalistów o takim właśnie tytule? Czy dziwi Was zatem fakt, że "Gazeta Wyborcza" zatytułowała swój modowy magazyn "Avanti! Idziemy na zakupy"? Lubię iść w dygresje).
9. Obecny prezydent - przeciwnik demokratów i dużej części establishmentu republikanów - Donald Trump przed pierwszą turą francuskiej elekcji stwierdził, że Marine Le Pen "jest najmocniejszą kandydatką". "Ona jest najmocniejsza w kwestii granic i najmocniejsza w kwestii tego, co się ostatnio działo we Francji" - oświadczył Trump, nawiązując do ataków terrorystycznych i islamskiego radykalizmu.
10. Amerykański analityk konserwatywny Jeff Nyquist przedstawia analizę współczesnej prowokacji wobec Donalda Trumpa w nawiązaniu do metod interpretacyjnych Anatolija Golicyna, zaprezentowanych w słynnej książce "Nowe kłamstwa w miejsce starych". A w anonsie wydanej w Polsce książki "Dezinformacja" - autorstwa Iona M. Pacepy i Ronalda J. Rychlaka - Nyquist zachęca do niezwykłej umysłowej wyprawy: "Pacepa i Rychlak zabierają nas w podróż po Imperium Dezinformacji, w trakcie której podważają jego fałszywe opowieści i subtelne oszczerstwa. (...) Przekonasz się, że Kreml wciąż - mimo upadku komunizmu - walczy z Zachodem". Dodajmy do tej reklamy pióra Jeffa Nyquista, że orężem tej agresji - zbrojnej w słowa i obrazy - jest tzw. "dezinformacija" różniąca się od zwyczajnej, dobrze już znanej "dezinformacji". "Dezinformacija" to nie jest bowiem zwykłe kłamstwo, to nie jest nawet "fejk", to jest "fabrykowanie prawdy", wyższy poziom, kapujecie? Nie? Zaraz będę podawał przykłady, więc spoko.
Od piątkowego wieczoru śledzę wyciek maili ze sztabu Emmanuela Macrona. Pierwsze sygnały na Twitterze brzmią jak symboliczna katastrofa wyborczej maszyny kandydata establishmentu, jak upadek z wysokości politycznego Airbusa Air France z Macronem na pokładzie. Skrzynka mailowa zaczyna mi się w głowie kojarzyć z czarną skrzynką z wraku samolotu. Pierwsze komunikaty z mikrobloga brzmią: "#MacronLeaks: A significant leak. It is not economically feasible to fabricate the whole. We are now checking parts" - "Znaczący wyciek. Nie jest fizycznie możliwe, by sfabrykować całość. Sprawdzamy to teraz partiami". Znaczący wyciek? Słowo "znaczący" tak po polsku, jak po angielsku, jest trochę dwuznaczne. Może oznaczać "znaczny", czyli "duży", ale także "istotny", "o dużym znaczeniu". Co więc oznacza ten znaczny wypływ informacji? Jakie i jak duże będzie miał znaczenie w kampanii? Czy ktoś się w ten potężny magazyn informacji zagłębia? Magazyn czy tylko śmietnik? "Śmiecie na wejściu à śmiecie na wyjściu"? Czy ktokolwiek będzie wnikliwie te dyskretne, a może nawet intymne materiały analizować? Czy zdąży wyciągnąć na wierzch megaskandal? Sztab Macrona potwierdza, że jego materiały zostały zhakowane. Francuski minister spraw wewnętrznych Matthias Fekl przypomina, że ma zakaz komentowania, by nie wpływać na przebieg kampanii, powołując się na przepisy o ciszy wyborczej, która zaczęła obowiązywać od północy w piątek. Komisja wyborcza w Paryżu już apeluje do mediów, aby były ostrożne w publikowaniu wycieku, żeby uważać z publikacją szczegółów z e-maili, bo to może narazić redakcje na procesy sądowe. Tyle zakazów i barier! Tyle kłód pod nogami ciekawskich takich jak ja, wędrujących ku prawdzie! Kibicują nam anonimowi "twitterianie". Jeden z nich, o nicku Prince d'Eckmühl, komentuje: "Awesome! Please find the truth. I'm French, and here it is like a democracy nightmare atm, as our medias sold their souls. Like everywhere". "Super! Proszę, odnajdźcie prawdę. Jestem Francuzem i nasza demokracja przypomina koszmar, bo media zaprzedały swoje dusze. Tak jak wszędzie". Jestem reprezentantem tych mediów. Czy się zaprzedałem? Francuski "twitterianinie", czy wiesz, że twojemu patronowi - księciu d'Eckmühl, napoleońskiemu marszałkowi - Księstwo Warszawskie wypłacało donację w wysokości 200 tysięcy franków rocznie? A ty mi tu o sprzedajnych dziennikarzach! Czy przyszantażowany przez ciebie moralnie zacznę w tych wszystkich wyborczych "macronizmach" grzebać? A to około 9 GB danych! Opublikował je anonimowo użytkownik o ksywce Emleaks. Skorzystał z internetowej aplikacji Pastebin, która umożliwia wklejanie tekstu i udostępnianie go innym użytkownikom po podaniu linku. Jak czytam w Wikipedii: "Usługa taka jest szczególnie przydatna, gdy konieczne jest przesłanie dłuższego tekstu czy też kodu źródłowego np. poprzez komunikator internetowy czy też kanał IRC". Strona Pastebin pozwala na anonimowe przekazywanie danych.
Szybko jednak wychodzi na jaw, że link jako pierwszy do mediów społecznościowych wrzucił prawicowiec z Waszyngtonu - Jack Posobiec. Czytam jego tweeta, który raduje moje patriotyczne serce: "#SlavRight Fake News Media now has Lenin like hatred of noble Poles". "Kłamliwe media informacyjne czują do szlachetnych Polaków leninowską nienawiść". Brawo, Jack! I dzięki za tweeta, odpowiadam mu w duchu. Na stronie Filmweb znajduję gościa o nazwisku Jack Posobiec, który u boku Jackie Chana grał epizod w filmie "Zakazane królestwo", amerykańskiej baśni ze wschodnimi sztukami walki. Ja walczę dalej ze skomplikowaną informacyjną materią. A jest to metoda Bruce’a Lee z "Wejścia Smoka" - "fight without fight", "walka bez walki". Zbieram kawałki i dopasowuję do innych kawałeczków wiedzy. W internetowym amerykańskim autobiogramie odnalezionego "pacjenta nr 1" czytam chwilę potem: "Jack Posobiec jest pisarzem, reżyserem i reżyserem politycznym. W 2016 roku był dyrektorem ds. specjalnych projektów dla wyborców obecnego prezydenta USA ‘Obywatele dla Trumpa’ (...) Jest także weteranem Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, który uczestniczył w wielu zamorskich misjach. Biegle zna język chiński. W wolnym czasie Jack jest fanem science fiction, teatru i dumnym członkiem #SlavRight". Nietuzinkowy gość! "Trumpek" gaworzący w języku Mao, pewnie związany z amerykańską "wojskówką". Oczywiście "Gazeta Wyborcza" leci swoim lewackim patataj, węszy za onucami Putina, którego nie tak dawno tak miłowała, niemal myjąc mu nogi jak jakiemu katechonowi, i podkreśla, że #SlavRight to "ruch słowiańskich nacjonalistów". I, tak jak większość mediów głównego nurtu na świecie, przypomina analogiczną sytuację z kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych, kiedy wyciekły tysiące maili z rezerwuaru sensacji na temat Hillary Clinton i jej otoczenia (szemranego towarzystwa zboków "na podeście" lubiących "pizzę", czyli "małe dziewczynki" - w pedofilskim slangu). Za wszystko też miał być odpowiedzialny Kreml. A co ja na to? Hej, komuszki! Czołem trockiści! Вы для меня — как семья. Много среди вас и мудаков полных, и пидарасов и ебанатов, конечно. Bo tak sobie myślę, że z tym Putinem to nie tak prosto, że to może być wprost "na abarot". Zaraz wam to wyłożę, najprościej, jak się da, prawym prostym was potraktuję w wasze lewoskrętne facjaty! Jednak zanim to uczynię, jako prawak nowoczesny, obznajomiony w tych wszystkich cudeńkach społecznościowych à la Zuckerberg, wrzucę wam na waszego fejsika filmik z naszym Jackiem.
Albowiem widzę, że Twitter zaanonsował już intrygującą rozmówkę internetową na moim ulubionym i oczywiście "proruskim", jakże by inaczej, kanale "Infowars". Tym razem wywiadu nie prowadził charyzmatyczny "anchor" Alex Jones, a dwaj jajcarni młodzi dziennikarze Rob Dew i Owen Shroyer. Naprawdę miło było popatrzeć, jak chłopaki nabijają się z Macrona, pupilka władzy, sprzyjających mu masowych mediów i ich globalistycznych sponsorów. "To magia! Czary mary! Hokus pokus! Macron nad Le Pen ma gigantyczną ponad dwudziestoprocentową przewagę!" - unisono przedrzeźniają przekaziory. "A o aferze Macrona nic, nul, rien, pełna cenzura, nie ma tematu po prostu! Dlaczego? Bo to fejk! Bo cisza wyborcza!" - takie sobie żywne jaja robią młodzi sympatyczni prezenterzy. A Jack Posobiec przez Skype’a spokojnie opisuje nam clou finansowego skandalu. Albowiem, jak się okazuje, Macron unikał płacenia podatków we Francji! Dziennikarze znów się śmieją: "Ileż to było krzyku liberałów, że Trump nie chce pokazać swoich kwitów fiskalnych".
A tu? Wot siurpryza! Macron nie okazał się "skarbuńciem" dla urzędów skarbowych nad Sekwaną i Loarą. Wolał udać się za wielką wodę, wybrał wody głębsze i mętniejsze. Ujawnione w przeciekowej aferze dokumenty świadczą o tym, że korzystał z zamorskich rajów podatkowych. "French Presidential candidate Emmanuel Macron is using off-shore accounts to avoid paying taxes". W tle arcyciekawego wywiadu migają strony portali, zawierające informacje, których nie uświadczysz w mediach głównego nurtu. Tu wciąż dominują para-masońskie rekwizyty: knebel, hebel i Hegel. Kneblem tamujemy usta niewygodnym kurierom, heblem zdzieramy z doniesień grubą warstwę nieprawilnych informacji, a tę operację tłumaczymy Heglowską koniecznością dziejową: tak trzeba dla dobra liberalnej demokracji! Wasza wolność, obywatele, to uświadomiona konieczność! A o tym, co dla was konieczne, decydujemy my! Światła elita ciemniaków, loża żyrondystów żenady, zjednoczona finansowa mafia, globalna ideologiczna intifada pożytecznych idiotów! Socjalistyczna, lewacka Francja, która winduje podatki, za prezydenta chce mieć fiskalnego oszusta - ryczą ze śmiechu dziennikarze i ostrzegają Jacka: "Ej, uważaj, bo ci zakażą wjazdu do ojczyzny cesarza Napoleona, naślą na ciebie komunistycznych zbirów z Antify!". Ale Owen Shroyer nagle staje się poważny: "Spróbujmy odwrócić sytuację, zobaczmy ją jak w zwierciadlanym odbiciu. Wyobraźmy sobie, że to Marine Le Pen ukrywa pieniądze w rajach podatkowych! Ooooooooooooooo! Nieeeeeeeeeeeeeeeeee! Ciekawe jak mainstreamowe media relacjonowałyby taką wiadomość?!" - pyta z ironią Shroyer.
Oglądam to z rozbawieniem, ale i z irytacją, bo jednocześnie przeglądam inny ulubiony mój portal, prawicowy drudgereport.com tego fajnego żydowskiego freaka w ekstra oldskulowym kapeluszu - Matta Drudge’a. I co też tam czytam? No, jasne! "Le Monde" nie będzie, sukinkot, niczego drukował z przecieków dotyczących Macrona. Dlaczego! Oczywiście pełna gęba górnolotnych frazesów: "o respektowaniu dziennikarskich standardów i etycznych zasad" ("respecting our journalistic and ethical rules"). Co mi zatem pozostaje - kolejny rzekomo proruski portal zerohedge.com, którego strona mignęła mi jako ilustracja rozmowy Roba Dew i Owena Shroyera z Jackiem Posobiecem. Przeczytałem tam kolejne szczegóły MacronLeaks.
Otóż wyciekłe "macronizmy" pojawiły się na 4chan, forum dyskusyjnym popularnym wśród prawicowych działaczy w Stanach Zjednoczonych. Anonimowy post zawierał linki do dokumentów ze strony Pastebin oraz komunikat: "To przekazano mi dziś, a teraz podaję to dalej wam, ludzie". W rozmowie z agencją Reutera Jack Posobiec stwierdził, że on po prostu rozpowszechnił to, co zobaczył na kanale 4chan.
Czy to nie może być przesłanka, się pytam grzecznie, że ktoś zaciera ślady wskazując na fałszywy trop - amerykańską alt-right - alternatywną prawicę, ten heterogeiczny ruch polityczny, który odrzuca wiele punktów programowych konserwatyzmu głównego nurtu? Przecież najprościej wtedy zwalić wszystko na amerykańskich prawackich oszołomów idących na smyczy Putina, na pasku kagiebowskich hakerów rodem z Kremla. Czyż nie tak? Pytam pewnej pani. Ale nie reaguje, bo rozsyła własne tweety, powiększając informacyjną entropię, w której tak dobrze czuje się jej polityczny pupil we Francji. Spoglądam (na swoje nieszczęście) na tweet żony (na nasze szczęście) byłego szefa polskiej dyplomacji. Anne Applebaum oczywiście upomina, by uważać na MacronLeaks, bo to sprawka proputinowskiej amerykańskiej prawicy. Wierzę Pani! Tak samo jak zawsze wierzyłem Pani drogiemu mężowi!
Niejaki Nico Scheepmaker pod koniec lat 70. XX w. wymyślił określenie na specyficzny obraz w obrazie. Nazwał go efektem Droste. Nazwę wziął od holenderskiej marki gorącej czekolady. Na jej opakowaniu widniał wizerunek pielęgniarki niosącej tacę z filiżanką i pudełkiem kakao, na którym widniał wizerunek pielęgniarki niosącej tacę z filiżanką i pudełkiem kakao, na którym widniał wizerunek pielęgniarki niosącej tacę z filiżanką i pudełkiem kakao, na którym widniał wizerunek pielęgniarki niosącej tacę z filiżanką i pudełkiem kakao, na którym widniał... Tak często działają służby specjalne na świecie. Efekt Droste - jak czytamy w Wikipedii - może być zaobserwowany, gdy umieścimy naprzeciwko siebie dwa lustra. A wyobraźmy sobie wiele zwierciadeł, całą ich skomplikowaną lustrzaną, pełną oszukańczych symetrii i fejkowych analogii strukturę poznawczą, która tak naprawdę nie służy poznaniu, a fałszywej gnozie politycznej.
To właśnie dlatego uważam, że ta rzekoma antymacronowska putinada to byłoby za proste rozwiązanie zagadki przecieków. Podobną łatwizną intelektualną wykazali się ci, którzy dali się złapać na lep bezpieczniackich fałszywek na temat Trumpa jako agenta Kremla. Teraz są zdziwieni, dlaczego ten rzekomy piesek kagiebowskiego watażki okazał się po wyborach tak mało podatny - mówiąc delikatnie - na neosowieckie naciski. Macron antyputinowski? Im bardziej hardy wobec Rosji wydaje się ten polityczny mydłek, partyjny efeb z żoną-mamusią u boku, tym większych co do niego nabieram podejrzeń. Cała ta historia z przeciekami może mieć na celu jeszcze większe uwiarygodnienie go w oczach wyborców jako obrońcę Zachodu przed wpływami wszechmocnego eurazjatyckiego satrapy. Może przekombinowałem w tych hipotezach, jednak tam, gdzie w grę wchodzą gry specsłużb, nic nie jest takie, jak się nam wydaje. Wydaje nam się, że coś gdzieś jest, a tego może nie być, ani tam, ani gdzie indziej, a coś innego jest tam, gdzie nam się nigdy nawet nie zdawało, że cokolwiek może być. Być albo nie być? - oto jest pytanie, które powinien sobie zadać każdy gonzo-gnozo-pismak.
Co Anatolij Golicyn, były KGB-ista, który uciekł do USA, by zdradzić dezinformacyjną strategię Sowietów, obliczoną na miękkie lądowanie komunizmu, mógłby powiedzieć o administracji Trumpa? To pytanie zadał sobie Jeff Nyquist, amerykański politolog konserwatywny, cytowany już wcześniej przeze mnie. Analityk ten, bazując na słynnej książce Golicyna "Stare kłamstwa w miejsce nowych", odpowiedział sobie z wrodzoną przekorą i pogardą dla oficjalnych medialnych przekazów: komunistyczni stratedzy rozpoczęli nową prowokację, opartą na rzekomym rozłamie pomiędzy zdominowaną przez komunistów Partią Demokratyczną w USA i komunistami w Rosji. Ten rozłam to tylko odmiana komunistycznej taktyki. Trzeba bowiem pamiętać o szerokiej wcześniejszej zdradzieckiej współpracy amerykańskiej lewicy z Rosją i blokiem komunistycznym. Zdaniem Nyquista, co pewnie wyda się szokująco dziwaczne dla zahipnotyzowanych odbiorców dezinformacji w Polsce, mamy dziś do czynienia z kamuflażem, mającym ukryć rosyjskie afiliacje krytyków Donalda Trumpa. Zdaniem Nyquista, osoby, które ostrzegały przed rosyjską ingerencją w amerykańskie wybory, nie zostaną dokładnie zbadane w tym względzie, zwłaszcza przez media pełne komunistycznych agentów. Głoszenie wszem i wobec, że Trump to rosyjska marionetka, ma na celu odwrócenie uwagi od faktu, że to właśnie ci oskarżani osłabiają od wielu lat Rosję i komunistyczną sprawę. Trump to bowiem człowiek, który obiecał odwrót od amerykańskiej samonegacji narodowej, która była podstawą programową zarówno Partii Demokratycznej, jak i hasłem republikańskiego establishmentu. Spisek amerykańskich komunistów, zwących się demokratami, zmierza jak zwykle w kierunku "nieuchronnej" zbieżności kapitalizmu z komunizmem, w myśl słynnej doktryny konwergencji. Przy czym bardzo istotne z komunistycznego puntu widzenia jest to, żeby nie można było odgadnąć aktualnej sytuacji, tj. jak daleko komunizm się już posunął i jak mocno komuniści opanowali struktury państwa. Nyquist zauważa dziwną analogię. Podczas gdy Obama był Prezydentem Stanów Zjednoczonych, identyczne zdarzenia były rozgrywane tak w Waszyngtonie, jak i w Moskwie. W obu stolicach komuniści są przedstawiani jako nieistotna mniejszość. W rzeczywistości prezydenci obu krajów byli tak naprawdę ludźmi komunistów. Władza znajdowała się w ich rękach, a świat niczego nie podejrzewał. Podczas gdy Obama działał w celu rozbrojenia Stanów Zjednoczonych, Putin pracował nad remontem Rosji. Podczas gdy Obama rozbrajał amerykańskich sojuszników za granicą, Putin zaatakował Krym i interweniował na Bliskim Wschodzie. Nie zgadzacie się z analizą Nyquista? Tak Wam Platforma i jej media namieszały w głowach? To przypomnijcie sobie, jak prezydent Obama od 2009 roku zwijał projekt tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, a jego szefowa dyplomacji zawierała nowy układ z Rosją, czyli słynny reset z Kremlem. Nyquist pisze, że niebezpieczeństwo porażki USA i transatlantyckich aliantów jeszcze by wzrosło, gdyby prezydentem została Hillary Clinton.
W innym eseju zatytułowanym "Prowokacja" Jeff Nyquist podkreśla: "To nie może być przypadek, że Partia Komunistyczna USA (CPUSA) poparła Hillary Clinton na prezydenta". CPUSA była i pomimo pozorów pozostaje partią promoskiewską. Oczywiście retoryka się zmieniła, dostosowała do współczesnej polit-poprawnej nowomowy, tego neomarksitowskiego kagańca i knebla. Według Johna Bachtella, lidera Partii Komunistycznej USA: "Wybory w USA będą krajowym referendum w sprawie rasizmu, mizoginii, homofobii, ksenofobii i islamofobii. Celem powinna być klęska Trumpa i zdecydowane odrzucenie języka nienawiści". Skąd my znamy te terminy? To jest komunistyczna lingua latina, internacjonalistyczna lingwistyczna międzynarodówka totalitarystów! Nyqyist przytacza podstawowe pojęcia sowieckiej strategii agenturalno-propagandowej: Proniknovenniye (Penetracja), Provokatsiya (Prowokacja), Fabrikatsiya (Fabrykacja), Diversiya (Dywersja), agent po vliyaniyu / agent vliyaniye (agent wpływu), Dezinformatsiya (Dezinformacja ) oraz Kombinatsiya (Kombinacja). Następnie analityk podkłada pod te pojęcia gotowe elementy wyciągnięte z obecnej polityki: Barack Obama (Penetracja), Aleppo, Syria (Prowokacja), Donald Trump / rosyjska marionetka (Fabrykacja), rosyjscy hakerzy (Dywersja), Hillary Clinton (agent wpływu), CNN / New York Times / Washington Post i inni (Dezinformacja), zamierzony wynik wyborów prezydenckich w 2016 roku (Kombinacja).
Ale nastąpił cud! - raduje się Nyquist. Donald Trump został wybrany nowym przywódcą Stanów Zjednoczonych! Prezydentem światowego mocarstwa (POTUS - President Of The United States) został człowiek o nienagannym nacjonalistycznym instynkcie, o niezwykłej odwadze w obliczu wroga. Nic dziwnego, że komuniści stali się agresywni po jego wyborczej wiktorii. Zdecydowali się na niedorzeczne oszustwo. Przedstawiali samych siebie jako wrogów Rosji, a Donaldowi Trumpowi przyprawiali gębę Putinofila.
Czym jest bowiem dzisiaj komunizm? To ideologia władzy, przy pomocy której globalna mafia potrafi się kamuflować, a za rosyjską marionetkę przedstawiać amerykańskiego patriotę, dbającego o tradycyjne wartości i wolności gospodarcze. Nyquist używa tu filmowej analogii. Porównuje tę oszukańczą strategię do scenariusza znakomitego filmu "Inwazja łowców ciał" - amerykańskiego horroru science-fiction w reżyserii Philipa Kaufmana z 1978 roku. Polecam wszystkim ten znakomity obraz z Donaldem Sutherlandem w głównej roli, z bardzo przejmującą oryginalną ścieżką dźwiękową, współczesną muzyką poważną, pełną dysonansów i klasterów. Jeff Nyquist interepretuje "Inwazję łowców ciał" jako alegorię komunistycznego "ukąszenia", przejęcia duszy przez ideologię marksizmu-leninizmu. W wizji Nyquista Amerykanie żyją w fikcyjnej rzeczywistości, przekonani, że komuniści to był zewnętrzny wróg, który został pokonany. Nic bardziej mylnego - twierdzi konserwatywny myśliciel. "Komuniści, jak zombies, ludzie kokony w filmie Kaufmana, żyją wśród nas, by zdobywać kolejne przyczółki władzy" - przekonuje politolog.
Pod koniec dnia wszyscy okazujemy się kremlowskimi kukiełkami! - zauważa Nyquist. Bo czy nie jest tak? Ci, którzy chcą się wyrwać z łap komunistycznego, globalistycznego establishmentu, okazują się nagle dla wszystkich odbiorców mainstreamowych marionetkami Moskwy! Ciekawe, prawda? Ale jak to jest? Trump, ten rzekomy mistrz putinowskich matrioszek, nagle jest w stanie wojny z kremlowskimi kretami w FBI i CIA? - pyta obrońca obecnego prezydenta USA. I odpowiada bardzo logicznie: bo lalkarz musi zawsze ukrywać sznurki marionetek. A osiąga ten efekt poprzez zwierciadlane odwrócenie. Żywego, prawdziwego człowieka (Trump) określa mianem marionetki, a zwyczajną marionetkę (Obama) nazywa człowiekiem. Wroga zwie przyjacielem, a przyjaciela wrogiem. Nyquist pod koniec swego artykułu zwraca się bezpośrednio do Donalda Trumpa. "Panie prezydencie, niech pan swoich wrogów - tak zagranicznych, jak i wewnętrznych - nie nazywa politycznymi rywalami czy biznesowymi konkurentami. To są pańscy wrogowie. Jeśli pan ich tak określi, to będzie gotowa połowa strategii. Połowa sukcesu będzie za panem, kiedy igła semantycznego kompasu prawidłowo wskaże panu kierunek".
Jak się to ma do Macrona? Jak się to może odnosić do Polski? Czy bohater europejskiego establishmentu jest rzeczywiście taki antyputinowski, na jakiego pozuje? Dlaczego zatem atakuje jeden z najbardziej skonfliktowanych z Rosją (poza Ukrainą) rząd w Europie, polskie władze Prawa i Sprawiedliwości? Dlaczego przypuszcza atak na PiS - europejskie, prozachodnie ugrupowanie, które od wielu lat toczy z komunistami z Kremla wojnę hybrydową? Dlaczego ten domniemany oszust podatkowy oskarża Polskę o dumping socjalny? "Niech Pan nie walczy o elektorat skrajnej lewicy, której rozwiązania pokrywają się po części z ideologią komunistyczną" - apeluje do Emmanuela Macrona Frédéric Schneider, redaktor francuskiej sekcji europejskiego portalu informacyjnego Voxeurop.eu. I dodaje: "Oskarżenia, które Pan wysuwa pod adresem Polski, panie Macron, są bezzasadne: to nie różnica w opodatkowaniu i poziomie składek skłoniła firmę Whirlpool do podjęcia tej decyzji, lecz rozpiętość wynagrodzeń. I mogę Pana zapewnić, że ani polscy pracownicy, ani ich rząd nie są przychylnie nastawieni do tego, że mniej zarabiają. To 45 lat komunizmu jest przyczyną niższego poziomu PKB Polski, a więc i płac Polaków. Trwający od ćwierćwiecza okres odbudowy gospodarczej nie wystarczył, aby Polacy zarabiali tyle co Francuzi". Pytania o prawdziwie antyputinowską, antykomunistyczną postawę Macrona się mnożą.
Z jakiego powodu na przykład wspiera opozycję z PO, która wykazała się zdradziecką, prorosyjską postawą już przed, ale zwłaszcza po Tragedii Smoleńskiej w 2010 roku? Czy można mieć zaufanie do polityka, który zapowiada, że on i jego partia przystąpią do partii europejskich liberałów Guy Verhofstadta? Już widzę oczyma duszy tę wzmożoną nagonkę na Polskę ze strony połączonych sił zachodniej liberalnej lewicy! To jest prawdziwe zagrożenie dla naszego kraju, który właśnie za rządów PiS zaczyna wydobywać się z gospodarczego marazmu. Oni nie pozwolą na to, żebyśmy za bardzo urośli w siłę. Wyniki gospodarcze skoczą w górę, wskaźniki będą szybowały, a oni politycznie i ekonomicznie nie dadzą nam żyć. Będą nas nękać, sprawdzać, zadręczać, przeszkadzać, wykorzystując do tego krajową piątą kolumnę w postaci różnych Schetyn i Petru. Widmo komunizmu za sprawą Macrona ponownie zacznie krążyć nad Europą!
Dlatego na Twitterze tak streściłem swoją symboliczną protestacyjną akcję: "I ja zagłosowałem za Marine Le Pen przeciwko Macronowi. Niech im się świat wali... na Twitterze żony gościa śliskiego jak ugotowany makaron".
I ja zagosowaem za Marine Le Pen przeciwko Macronowi. Niech im si wiat wali ... na twitterze ony gocia liskiego jak ugotowany makaron pic.twitter.com/HJQrLu8199
bogdanzalewski82 maja 2017
Żona Emmanuela Macrona przed drugą turą na swoim mikroblogu umieściła ankietę jako przedsmak prawdziwego, niedzielnego głosowania. Jakież pewnie było jej zdziwienie, kiedy ujrzała druzgocącą przewagę Marine Le Pen. Mam nadzieję, że kandydatka prawicy, mimo tak złych o niej opinii i oskarżania o putinofilię, wygra i powtórzy wynik z Twittera. Piszę to jako Polak, z mojego krajowego punktu widzenia, po przeanalizowaniu globalnej sytuacji. Wbrew pozorom nie kieruję się zemstą za antypolskie słowa Macrona. Jestem katolikiem i nie miotają mną niskie pobudki. Wolę zacytować "Zemstę" Aleksandra Fredry, nasz dramat narodowy, wzorowany na dramaturgii Francuza Moliera: "Niech się dzieje wola nieba. Z nią się zawsze zgadzać trzeba".