"Boimy się negatywnych komentarzy w internecie" - taki argument pojawia się piśmie, które Gdański Sąd Okręgowy wysłał do Sądu Najwyższego w sprawie głośnej afery Amber Gold. Gdański sąd złożył wniosek o przeniesienie procesu do innego miasta.
Dokument ma 6 stron. Jak dowiedział się nieoficjalnie nasz reporter, głównym motywem wniosku o przeniesienie jest strach o lawinę negatywnych komentarzy w sieci, podobnie jak było przy aferze sędziego Milewskiego. Teraz one ucichły, ale na pewno wrócą, gdy ruszy proces - wynika z pisma. "Sytuacja znalazła silny oddźwięk społeczny, sprowadzający się do stwierdzenia, że cały gdański wymiar sprawiedliwości nie zasługuje na miano rzetelnego, stanowiąc sitwę" - można przeczytać w piśmie.
Sąd okręgowy zapewnia, że do takiego wniosku doszedł po głębokich przemyśleniach, i że nie chce pozbyć się sprawy Amber Gold. Gdański Sąd Okręgowy powołuje się na artykuł kodeksu postępowania karnego, który mówi o "dobru wymiaru sprawiedliwości".
Z oficjalnego pisma, które nasz reporter otrzymał w tej sprawie, wynika, że w opinii sądu nadal aktualne są wątpliwości, na podstawie których prokuratorskie śledztwo przeniesiono z Łodzi do Gdańska.
Do tego sąd przytacza - "sytuację, związaną z aferą Amber Gold, jaka miała miejsce w sądzie Okręgowym w Gdańsku w 2012 roku".
Zapewne chodzi tu o aferę sędziego Milewskiego - byłego prezesa gdańskiego sądu. Na życzenie rzekomego pracownika kancelarii premiera Donalda Tuska miał on ustalać termin posiedzenia sądu w sprawie aresztu dla Marcina P. - szefa parabanku.
To wszystko potwierdza nasze nieoficjalne informacje - o tym, że gdański sąd nie będzie chciał prowadzić tej sprawy.
Do tej pory małżonkowie Katarzyna i Marcin P. nie przyznawali się do stawianych im zarzutów i odmawiali składania wyjaśnień lub też składali wyjaśnienia sprzeczne z dokonanymi ustaleniami. Oboje są tymczasowo aresztowani.
Główne zarzuty, dotyczą oszustwa na szkodę blisko 19 tysięcy osób i na łączną kwotę ponad 850 milionów złotych, działalności parabankowej oraz prania brudnych pieniędzy. Katarzynie i Marcinowi P. grozi maksymalnie 15 lat więzienia.
(es)