To złe przygotowanie kondycyjne, a nie mentalne, było przyczyną słabej postawy polskich piłkarzy w drugiej połowie meczu z Grecją - uważa profesor Zbigniew Jastrzębski z Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. "Drużyna była dobrze umotywowana. To problem związany nie z psychiką graczy, ale z fizjologią" - ocenia.
Moim zdaniem, przed mistrzostwami niewłaściwie zostały dobrane akcenty. Nie znam, co prawda, obciążeń, ale obserwując skutki domyślam się, że zamiast treningów wytrzymałościowo-szybkościowych skoncentrowano się na treningach siłowo-szybkościowych. Główny nacisk położono na wypracowanie siły eksplozywnej, czyli szybkości, zapomniano natomiast o wytrzymałości szybkościowej. Dlatego właśnie pod względem fizycznym prezentowaliśmy się słabo - podkreśla profesor Jastrzębski.
Jego zdaniem, reakcja w drugiej połowie spotkania z Grekami (1:1) była charakterystyczna właśnie dla tego typu przygotowań. Owszem, efektownie ten mecz zaczęliśmy, ale w pewnym momencie odcięło nam prąd. Tego się należało spodziewać. Zawodnik zaczyna odczuwać zmęczenie po 10-15 minutach od zakończenia pierwszej połowy, kiedy kwas mlekowy przechodzi z mięśni do krwi. Kryzys z reguły przychodzi w 60.-65. minucie gry. Nogi stają się miękkie, brakuje "depnięcia". Zawodnik bardzo chce, ale nic nie może zrobić. Tymczasem rywale przyspieszają i odjeżdżają - komentuje.
Równocześnie Jastrzębski twierdzi, że nie należy demonizować kwestii zamkniętego dachu na Stadionie Narodowym. A rywale grali przy otwartym dachu? Obie drużyny rywalizowały w tych samych warunkach, zatem czynniki zewnętrzne dla przebiegu meczu nie miały żadnego znaczenia. Pod względem wytrzymałościowym na tle Greków prezentowaliśmy się słabo, aczkolwiek od tej strony przeciwnicy również wyglądali przeciętnie. Polscy piłkarze nie są wirtuozami taktyki i techniki, a kiedy zabrakło im także fizycznego atutu, to o sukcesie nie mogło być mowy - wyjaśnia.Jastrzębski, który współpracował z różnymi reprezentacji Polski - także seniorską za kadencji trenera Pawła Janasa, a w minionym sezonie pomagał takim klubom jak Korona Kielce, Pogoń Szczecin, Lechia Gdańsk, Wisła Kraków i PGE GKS Bełchatów, jest zwolennikiem innej metody treningowej niż ta, którą wybrał sztab Franciszka Smudy. Najlepsza jego zdaniem metoda zakłada wypracowanie odpowiedniej bazy wytrzymałościowej i dopiero na tym fundamencie można skoncentrować się budowaniu szybkości i siły. To są prawa fizjologii, bo organizmu się nie oszuka. Trzeba też zachować proporcje pomiędzy obydwoma treningami, aczkolwiek trening siłowo-szybkościowy jest dla zawodników przyjemniejszy od wytrzymałościowo-szybkościowego, bo jego objętość jest mniejsza, a poza tym biega się krótsze odcinki - przyznaje naukowiec.
Podkreśla też, że prace nad siłą eksplozywną tuż przed tak wielką imprezą nie mają większego sensu. Nie przyniesie ona praktycznie żadnych rezultatów. O szybkości decydują genetyczne uwarunkowanie i indywidualne predyspozycje, dlatego w dłuższym czasie, od pół roku do 9 miesięcy, można poprawić ją zaledwie o 8-10 procent. W ciągu dwóch tygodni nic się nie da zrobić. W grę wchodzi tylko pobudzenie, generalnie można jednak uszkodzić mięśnie i zrobić więcej krzywdy niż pożytku - zapewnia fizjolog.
Jego zdaniem, zdecydowanie lepszy efekt można uzyskać stosując trening wytrzymałościowo-szybkościowy. U organizmów słabo wytrenowanych wytrzymałość szybkościową można poprawić w dłuższym okresie nawet o 100 procent. Ważna jest również kwestia regeneracji. W treningu wytrzymałościowo-szybkościowym kwas mlekowy metabolizuje się w ciągu dwóch dni i na trzeci dzień organizm jest gotowy do wysiłku. Z kolei trening siłowo-szybkościowy trzeba umiejętnie stosować, bo łatwo można doprowadzić do przewlekłego zmęczenia, co też ma chyba miejsce u naszych reprezentantów - podkreśla naukowiec.
Gdański fizjolog był natomiast pod wrażeniem gry Rosjan, a także, pomimo porażki 1:4, Czechów. "Sborna" zrobiła na mnie świetne wrażenie. Trener Dick Advocaat znakomicie przygotował ją pod względem fizycznym, ale nie zapomniał o taktyce i technice. Bo w futbolu samym bieganiem wiele się nie zdziała. Moim zdaniem, we wtorek w meczu z Rosją stoimy na straconej pozycji. Procentowo rywalom daję 95, a nam zaledwie 5 procent szans na zwycięstwo. Poza tym, pomimo porażki, drugim faworytem naszej grupy są dla mnie Czesi, którzy w pierwszym spotkaniu naprawdę nie zagrali źle - podkreśla.
Przed wtorkowym spotkaniem z Rosją Jastrzębski nie ma raczej dla polskich piłkarzy i kibiców dobrych wiadomości. Przez cztery dni absolutnie niczego nie da się poprawić, ani zrobić w kwestii przygotowania motorycznego. Nasi zawodnicy nie będą w stanie biegać przez pełne 90 minut. Na szczęście futbol jest nieprzewidywalny i swoimi wynikami potrafi zaskakiwać także naukowców - podsumowuje.