„Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej to byłby wielki wstrząs. To jest nieopłacalne dla żadnego kraju w chwili obecnej, będącego członkiem unii” – mówi gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic, politolog i ekonomista Martin Dahl. Jego zdaniem „David Cameron jest w bardzo trudnej sytuacji, bo stawkę podbił prowadząc dosyć eurosceptyczną politykę na potrzeby wewnętrzne”. „Teraz nie ma innego wyjścia, jak przedstawić się jako bardzo silny przywódca, który wynegocjuje dla Wielkiej Brytanii dobre rozwiązanie” – dodaje gość RMF Classic. „Brakuje nam wspólnej europejskiej solidarności. Często zapominamy o tym, czym jest Unia Europejska i czemu ona służyła i zmierzamy w kierunku debaty dotyczącej tego, co jest złego w UE” – uważa Dahl. Jego zdaniem „staramy się doszukiwać elementów, które jeszcze bardziej dzielą unię”.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Tomasz Skory: Wygląda na to, że mamy kryzys w obradach szczytu, który miał ostatecznie przełamać opór Wielkiej Brytanii w sprawie pozostania w Unii Europejskiej. Koło 3:00 obrady zamknięto, zaczęły się spotkania w podgrupach, mniej oficjalne, ale postępu chyba brak. Zdaniem pana jest tam w Brukseli dobra wola dojścia do porozumienia?
Martin Dahl: Myślę, że jest wbrew pozorom. Jak obserwujemy szczyty Unii Europejskiej, to bardzo często mamy do czynienia z bardzo gorącą atmosferą na wstępie, w trakcie tych obrad. One się toczą do późnych godzin wieczornych. Pojawiają się komunikaty, że negocjacje trwają, że nie mają jeszcze pozytywnego skutku. Przynajmniej do tej pory w przeszłości było tak, że one zawsze kończyły się jakimś kompromisem, rozwiązaniem i myślę, że w tym przypadku będzie bardzo podobnie.
A ja bym wątpił, bo to nie kto inny jak David Cameron, który objeżdżał pół Europy zabiegając o poparcie dla swojego planu, tamtego hamulca bezpieczeństwa, który miał uchronić gospodarkę brytyjską przed roszczeniami imigrantów. Podbił nagle stawkę działania tego hamulca bezpieczeństwa z siedmiu lat, które uzgadniał w Europie aż do trzynastu. Zrobił to wczoraj, bez zapowiedzi. Kraje Europy Wschodniej mówią bez ogródek - "to jest nie do przyjęcia, najwyżej pięć lat". Sprzeczność jest potężna i to w ostatniej chwili, to jest chyba więcej, niż zwykły kryzys, w którym Unia zwykle obraduje.
To prawda, myślę, że można się z tym zgodzić. Natomiast przede wszystkim David Cameron jest w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ tę stawkę podbił zdecydowanie wcześniej, prowadząc dosyć - nie chcę powiedzieć antyeuropejską - ale eurosceptyczną politykę na potrzeby wewnętrzne. Teraz nie ma innego wyjścia, jak przedstawić się jako bardzo silny przywódca, który wynegocjuje dla Wielkiej Brytanii dobre rozwiązanie, stąd też podbicie tej stawki. Jednak osobiście postrzegałbym to jako szansę, ten kryzys dla Unii Europejskiej.
Szansę?
Tak, ponieważ Unia Europejska w wielu momentach czy miejscach nie funkcjonuje doskonale i zmiany są potrzebne. Kryzys z reguły jest takim momentem, który daje szansę przynajmniej na wypracowanie innego rozwiązania, które pchnęłoby tę Unię bardziej w kierunku efektywniejszego zgrupowania państw, które - jakby nie patrzeć - są skazane na współpracę.
Może paradoksalnie należałoby rozważyć taki oto rozwój sytuacji, że rzeczywiście Unia straci Wielką Brytanię, w czerwcu odbędzie się referendum. Abstrahując od wyniku tego szczytu, może się okazać, że niezależnie od niego Brytyjczycy podejmą decyzję, że z Unii występują i może dopiero to podziała ożywczo i spowoduje opamiętanie w UE, która przecież jest tworem ociężałym, biurokratycznym, rozgadanym, trzeszczącym od lat. Wróży się jej rozpad niemal co parę miesięcy. Może dopiero wyjście Wielkiej Brytanii spowoduje, że Unia się "ogarnie", jak mawia młodzież.
Niewątpliwie tak, byłby to kolosalny wstrząs, wyjście Wielkiej Brytanii z UE. Musimy sobie też jasno powiedzieć, że jest to nieopłacalne dla tak na prawdę żadnego kraju w chwili obecnej, będącego członkiem UE. Ani dla Brytyjczyków, ani dla Francuzów, ani dla Niemców, ani dla krajów Europy Środkowo - Wschodniej, które jednak mają potężne interesy związane z Unią, głównie przez swoich obywateli, którzy mieszkają na Wyspach Brytyjskich.
Nazywamy to województwo "Wielkobrytyjskie".
"Wielkobrytyjskie", tak.
Dziś przyszłość Unii rozbija się głównie na sprzecznościach interesów poszczególnych państw. Mamy takie dość niepokojące objawy, których nie było. Węgry flirtują oficjalnie, otwarcie z Rosją, Polska właśnie zawiodła się potężnie na Wielkiej Brytanii, kraje Południa zmagają się z problemem uchodźców, Wschodnie martwią się tym, że na Ukrainie wojna, mniej lub bardziej uspokajająca się sytuacja. Wszystko to sprawia, że w zasadzie każdy z tych krajów traktuje Unię jako bardziej obciążenie, kogoś, od kogo oczekuje pomocy, niż kogoś, komu może pomóc. To nie wróży dobrze takiemu tworowi.
Brakuje nam takiego wspólnego, europejskiego podejścia, czy wspólnej europejskiej solidarności w tym momencie, też w otwartej debacie, czy bieżących komentarzach. Mówienie o UE jako o wspaniałym projekcie, który jednak wiele dobrego zrobił dla wielu państw UE...
Czy nie zapominamy przypadkiem o dobrych stronach UE? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl