Przywódcy unijni osiągnęli postęp w negocjacjach ws. warunków dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, ale wciąż pozostaje wiele do zrobienia – tak szef Rady Europejskiej Donald Tusk podsumował pierwszy dzień rozmów na ten temat. Negocjacje przerwano przed godz. 3 w nocy. Rozpoczęły się natomiast dwustronne spotkania reprezentantów państw Wspólnoty.
W nocnych rozmowach mieli brać udział premier Wielkiej Brytanii David Cameron, prezydent Francji Francois Hollande, premier Czech Bohuslav Sobotka, jako reprezentant Grupy Wyszehradzkiej, a także szef rządu Belgii Charles Michel oraz przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.
Unijni przywódcy próbują wypracować prawny tekst porozumienia, który początkowo miał zostać przedstawiony pozostałym krajom członkowskim dziś podczas "angielskiego śniadania". Zaczęło się ono o godz. 11:00. Na spotkaniu prowadzone będą dalsze rozmowy. Ostatecznie jednak tekst zostanie podany do publicznej wiadomości, jak się żartobliwie mówi w Brukseli, na "angielskim obiedzie" o godz. 13:30.
Dla Grupy Wyszehradzkiej problematyczna pozostaje kwestia świadczeń socjalnych dla imigrantów z innych krajów UE pracujących w Wielkiej Brytanii, dla Francji - ograniczenia dotyczące skutków decyzji strefy euro dla krajów bez wspólnej waluty, natomiast dla Belgów - zapisy o pogłębianiu integracji.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel mówiła po szczycie, że przywódcy unijni chcą osiągnąć porozumienie, aby zatrzymać Wielką Brytanię w UE, nawet jeśli dla wielu z nich będzie to trudne.
Podczas czwartkowych rozmów Cameron zaskoczył resztę przywódców propozycją ograniczania zasiłków dla imigrantów z innych państw UE na 13 lat.
Zastosowany miałby być najpierw tzw. hamulec bezpieczeństwa, wprowadzany na siedem lat, a jeśli po tym okresie system świadczeń socjalnych nadal byłby pod presją, to ograniczenia można by było przedłużyć o kolejne trzy lata, a w razie potrzeby - jeszcze o następne trzy.
Początkowo Brytyjczycy mówili tylko o siedmioletnim okresie obowiązywania ograniczeń w dostępie do świadczeń socjalnych dla nowo przybyłych imigrantów z innych krajów unijnych. Z kolei Grupa Wyszehradzka (Polska, Czechy, Węgry i Słowacja) dopuszczały maksymalnie pięcioletni okres ograniczeń.
Komentując najnowsze propozycje brytyjskie, jeden z dyplomatów z Europy Środkowo-Wschodniej powiedział, że "To nie do przyjęcia".
Ograniczenia dostępu do zasiłków to jedna z najtrudniejszych spraw w negocjacjach z Wielka Brytanią w sprawie zmiany warunków jej członkostwa w UE. Porozumienie, które ma zostać wypracowane na brukselskim szczycie, ma pomóc zatrzymać Brytyjczyków we Wspólnocie.
W czerwcu na Wyspach może odbyć się referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w Unii.
Głęboko wierzę w prawo do swobodnego przemieszczania się w granicach Unii, wiem, że mamy problemy z imigracją, ale jestem proeuropejką - tłumaczy jedna z Brytyjek. Z kolei inni mieszkańcy Londynu przyznają, że nie śledzą unijnych negocjacji, bo na temat tzw. Brexitu mają swoje zdanie: "nie interesują mnie negocjacje polityków, oddam głos wedle własnego sumienia"; "myślę, że korzystniejsze będzie dla nas pozostanie w Unii, te rozmowy w Brukseli, to jedynie zawracanie głowy - twierdzą.
Projekt porozumienia przewiduje wprowadzenie mechanizmu zabezpieczającego, który umożliwiałby Wielkiej Brytanii w wyjątkowej sytuacji ograniczenie maksymalnie na cztery lata dostępu do niektórych zasiłków związanych z zatrudnieniem (ang. in-work benefits) dla nowo przybyłych imigrantów z innych państw UE. Oznacza to, że restrykcje nie obejmą już np. Polaków, którzy są i pracują na Wyspach.
Hamulec miałby dotyczyć nieskładkowych świadczeń związanych z zatrudnieniem. Takie świadczenia, jak np. ulgi podatkowe, dopłaty mieszkaniowe, dostęp do mieszkań socjalnych i pełnej opieki zdrowotnej - które są dostępne dla wszystkich legalnie pracujących w Wielkiej Brytanii i nie wymagają wcześniejszych wpłat do budżetu państwa - to specyficzne rozwiązanie brytyjskie. Dlatego z hamulca nie mogłyby korzystać inne państwa unijne.
Premier Włoch Matteo Renzi zagroził krajom Europy Środkowo-Wschodniej obcięciem unijnych funduszy, jeśli nie wykażą solidarności w sprawie migrantów - informują włoskie media.
Drodzy przyjaciele, koniec żartów. Solidarność nie może polegać tylko na braniu, ale także na dawaniu - powiedział Renzi do przywódców krajów Europy Środkowo-Wschodniej podczas unijnej kolacji. Zareagował tak na sprzeciw państw Europy Środkowo-Wschodniej wobec przyjmowania migrantów, przybywających na wybrzeża Włoch i Grecji.
Rozpoczyna się faza planowania funduszy na rok 2020. Albo będziecie solidarni w dawaniu i braniu, albo my płacący składki przestaniemy być solidarni. A potem zobaczymy - dodał Renzi.
"La Repubblica" komentuje, że słowa te świadczą o tym, że klimat na szczycie nie jest dobry. Gazeta dodaje, że wypowiedź Renziego poparli przywódcy wielu krajów zachodniej Europy.
We wrześniu 2015 roku państwa UE zgodziły się na przejęcie od Włoch i Grecji w sumie 160 tysięcy uchodźców w ciągu dwóch lat. Miało to odciążyć te dwa kraje, zmagające się z napływem migrantów przez Morze Śródziemne. Jednak program relokacji uchodźców wciąż działa bardzo słabo. Od momentu jego uruchomienia w październiku ubiegłego roku do 10 lutego udało się przemieścić jedynie 497 przybyłych do Włoch i Grecji uchodźców. Komisja Europejska winą za to obarcza państwa członkowskie, które nie realizują przyjętych zobowiązań.
(dp)