Unia planuje zrezygnować z importu rosyjskiej ropy naftowej do końca tego roku. Szefowa Komisji Europejskiej przedstawiła projekt nowego pakietu sankcji wymierzonych w Rosję w związku z toczącą się wojną w Ukrainie. Jak odbije się to na Federacji Rosyjskiej? Gościem radia RMF 24 był Jakub Wiech, publicysta i ekspert energetyczny. Rozmawiała z nim Paulina Sawicka.
Paulina Sawicka: Wiemy już, że Węgry nie poprą tego pakietu sankcji i twierdzą, że potrzebują więcej czasu. Czy mają rację, czy ten koniec w 2022 jest rzeczywiście realny na uniezależnienie się od rosyjskiej ropy?
Jakub Wiech, publicysta i ekspert energetyczny: Węgry i tak dostały więcej czasu na mocy wyjątku, który był przewidziany właśnie dla nich oraz dla Słowacji, a który miał rozciągnąć obowiązywanie tego embarga aż do końca roku 2023. Węgry mogły korzystać z pewnego pobłażliwego podejścia, żeby ten opór ich przy podejmowaniu decyzji o nałożeniu embarga na rosyjską ropę dało się jakoś pokonać. Natomiast widać, że Viktor Orban mówi po prostu "nie" i to w żaden sposób nie oznacza poluzowania sprzeciwu przy okazji kolejnych ustępstw. Pytanie, czy jest to gra na jakieś wewnętrzne tarcia w Unii Europejskiej. Czy Viktor Orban chce wynegocjować coś jeszcze? Może na innych płaszczyznach - już nie energetycznych - od Komisji Europejskiej. Czy jest to po prostu ochrona polityczna interesu Władimira Putina i rosyjskiego sektora naftowego.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Czy Rosja utopi się teraz we własnej ropie? Czy oni są w ogóle gotowi na taki cios ze strony Zachodu?
Unia Europejska jest odbiorcą około 50 proc. rosyjskich eksportów ropy naftowej. To jest bardzo dużo. Rosja nie ma możliwości magazynowych, żeby składować tak duży wolumen. Te możliwości są bardzo ograniczone - to jest mniej więcej 13 milionów ton ropy, które można przechowywać w Rosji. Większość tych magazynów jest już zapełniona. Ta infrastruktura już teraz nie ma miejsca na dodatkowe wolumeny, a z kolei Rosjanie nie mają gdzie upchnąć tak dużych transportów surowca, które płyną teraz do Europy. Inne rynki nie są tak chłonne, głównie ze względu na ograniczenia infrastrukturalne. Rynek indyjski czy rynek chiński nie mogą zostać łatwo zalane rosyjską ropą, bo nie ma jak jej tam transportować. Indie to w ogóle jest bardzo mały odbiorca rosyjskiej ropy. Dopiero niedawno zawiązały one nowe transakcje handlowe, które spowodowały, że kupiły dodatkowe wolumeny, ale te wolumeny są nieduże w porównaniu np. z tym co kupują Europejczycy. Indie kupiły od początku tego roku 40 milionów ton rosyjskiej ropy. To jest około dwa razy więcej od tego, co kupuje sama Polska. Więc to nie jest ta skala, o którą chodzi Rosjanom. Z kolei Chiny to jest odbiorca około 70 milionów ton ropy rosyjskiej, czyli dwa razy mniej od tego, co kupuje cała Europa. Więc nawet jakby Chiny podwoiły swoją konsumpcję ropy rosyjskiej, to i tak nie są w stanie wchłonąć tego wolumenu, który trafia do Europejczyków.
Co dalej?
W zasadzie embargo nałożone sprawnie i konsekwentnie postawiłoby rosyjski sektor naftowy pod ścianą. Nie można byłoby tej ropy sprzedać, nie można byłoby jej składować. Rosjanie stanęliby przed wyborem: albo ją po prostu spalą lub wyleją, co niestety też jest opcją w przypadku tego kraju, albo będą musieli wstrzymać lub ograniczyć wydobycie. Tylko, że ograniczenie, wstrzymanie wydobycia byłoby dla nich niezmiernie trudne, gdyż część szybów byłaby najprawdopodobniej już nieczynna permanentnie albo na długi czas. Wstrzymanie wydobycia w szybach w przypadku Rosji, która ma złoża ropy głównie na Syberii, związane jest z tym, że te szyby się zasklepią. Te miejsca, gdzie wydobywa się ropę naftową prawdopodobnie ulegną degradacji. Żeby znowu mogły służyć jako pola wydobywcze, trzeba tam będzie dokonać bardzo dużych inwestycji. Bardzo głęboko trzeba będzie inwestować w tę infrastrukturę. Pozostaje aspekt technologiczny. Będzie potrzebna technologia, która jest w tym momencie objęta sankcjami, jeżeli chodzi o dostawy jej do Rosji. Rosjanie byliby w niezmiernie trudnym położeniu. Już pomijając nawet zyski czy raczej utratę zysków ze sprzedaży surowca do Europy. Musieliby oni tak naprawdę manewrować swoim sektorem naftowym, który prawdopodobnie byłby ograniczony, jeśli chodzi o potencjał na całe lata, a być może nawet na dekady.
A czy my łatwo zastąpimy rosyjską ropę?
Na pewno mamy pewne możliwości. Tutaj toczą się rozmowy na polu Unii Europejskiej pomiędzy Polską a Niemcami. Co do otwarcia portów w Polsce, Naftoportu w Gdańsku dokładnie dla przywozu ropy nierosyjskiej i transportowania jej do innych państw, np. do Niemiec, do rafinerii we wschodniej części tego kraju, czyli chociażby w Schwedt. Polska ma Naftoport, który może obsłużyć nie tylko nasze własne zapotrzebowanie, czyli ok. 26 mln ton ropy rocznie, ale również pewną górkę. Moce odbiorcze naszego Naftoportu to jest ok. 40 mln ton ropy.