Hillary Clinton ponownie zaatakowała Donalda Trumpa jako biznesmana, który myśli wyłącznie o własnych interesach, i obiecała, że jako prezydent podniesie podatki od bogaczy takich jak jej rywal. "Donald Trump chciał załamania rynku mieszkaniowego, bo liczył, że zarobi na kryzysie. To jest przecież człowiek, który nie płacił żadnych podatków przez 18 lat" - mówiła kandydatka demokratów na spotkaniu z wyborcami w Harrisburgu w Pensylwanii.
Clinton nawiązywała do gwałtownego spadku cen domów i mieszkań 10 lat temu, czyli pęknięcia "bańki mydlanej" na rynku nieruchomości, które doprowadziło do kryzysu finansowego w 2008 roku. Pogorszył on sytuację materialną milionów Amerykanów, z których wielu musiało opuścić domy odebrane im przez banki z powodu niemożności spłacenia kredytów hipotecznych.
Teraz Clinton zapowiedziała, że jeśli wygra wybory, zwiększy uprawnienia federalnego Biura ds. Finansowej Ochrony Konsumentów (CFPB), które chroni interesy obywateli w sporach z bankami i innymi instytucjami finansowymi. Powołano je po kryzysie na mocy ustawy Dodda-Franka, która zwiększa kontrolę nad bankami, by nie dopuścić ponownie do krachu jak ten z 2008 roku.
Ostatnio CFPB interweniowało po skandalu z bankiem Wells Fargo, który otwierał klientom fikcyjne rachunki i pobierał od nich opłaty. Clinton przypomniała w Harrisburgu o tej sprawie i wypomniała Donaldowi Trumpowi, że chce zlikwidować Biuro. Zebrani na spotkaniu zareagowali głośnym buczeniem.
Hillary Clinton obiecała ponadto, że będzie "jeszcze bardziej twarda wobec Wall Street", i przyrzekła starania na rzecz podwyżki podatków od najzamożniejszych Amerykanów.
Podwyżka ta ma sfinansować zapowiedziane przez Clinton benefity socjalne jak gwarancja darmowych studiów na publicznych wyższych uczelniach dla młodzieży o skromniejszych dochodach. Wcielenie w życie tych programów zależy od Kongresu.
Na konferencji prasowej po wiecu w Harrisburgu demokratka skrytykowała natomiast Trumpa za jego wypowiedź poprzedniego dnia na spotkaniu z wojskowymi w Wirginii. Kandydat republikanów powiedział tam, że niektórzy żołnierze "są słabi i nie mogą sobie dać rady" ze stresem związanym z walką na froncie i dlatego cierpią na zespół stresu pourazowego (PTSD).
Komentując te słowa, Clinton stwierdziła: Wielu teraz o tym mówi, krytykując tę wypowiedź. Ona nie tylko świadczy o jego ignorancji - jest także szkodliwa, bo umacnia piętno, jakie związane jest z weteranami z PTSD.
Zwolennicy Trumpa, a nawet niezależni komentatorzy, bronią go mówiąc, że zarzuty pod jego adresem są wydumane albo mocno przesadzone. Zdaniem Wolfa Blitzera z telewizji CNN, kandydat GOP nie miał wcale złośliwych intencji, a jedynie niefortunnie dobrał słowa.
Pensylwania, gdzie kandydatka demokratów prowadzi obecnie kampanię, jest jednym z najważniejszych stanów "wahających się", czyli przesądzających zwykle o wyniku wyborów. Sondaże wskazują tam na rosnącą przewagę Clinton nad Trumpem. Według sondażu CNN, gdyby wybory odbyły się dziś, Clinton wygrałaby w Pensylwanii z przewagą 10 procent głosów.
W całym kraju natomiast sondaże pokazują przewagę demokratki na poziomie około 5 procent wskazań.
Tomasz Zalewski (Polska Agencja Prasowa)
(edbie)