Policjanci na południu Chin prowadzili ulicami ludzi, oskarżonych o naruszenie zasad covidowych, ze związanymi rękoma oraz tabliczkami ze zdjęciem i nazwiskiem – podała w czwartek BBC, porównując to publiczne upokorzenie do seansów nienawiści z czasów rewolucji kulturalnej.
#COVID19 parade of shame: 4 suspects in protecting illegal immigrants in Jingxi were dressed in protective suits holding signs with their names. Marching criminals on streets was banned in #China but resurfaced with outbreak of the epidemic to meet China "zero infection" target. pic.twitter.com/ycGxwWAM3I
edrormbaDecember 29, 2021
Według chińskich mediów czterech mężczyzn prowadzonych było ulicami w mieście Jingxi w regionie Kuangsi 28 grudnia. Są oskarżeni o nielegalne sprowadzanie ludzi przez granicę, która w związku z pandemią koronawirusa pozostaje niemal całkowicie zamknięta dla ruchu osobowego.
Four Chinese people who violated public health measures were publicly humiliated and forced to parade in the streets of Jingxi while handcuffed with a sign of their name and photo displayed on their chest. pic.twitter.com/AFMqlCAWvw
VigilantFoxDecember 29, 2021
Na nagraniach i zdjęciach widać, że zarówno policjanci, jak i oskarżeni, ubrani są w medyczne stroje ochronne zakrywające całe ciało i głowę. Podejrzani mają ręce skrępowane z tyłu, a na szyjach plakietki ze zdjęciem i nazwiskiem. Z chodników paradzie przygląda się tłum gapiów.
"Ta akcja dyscyplinarna silnie odstraszyła od przestępstw związanych z granicą i dodatkowo zwiększyła powszechną świadomość mas w sprawie przeciwdziałania przemytowi, nielegalnej imigracji i świadomego przestrzegania reguł przeciwepidemicznych" - napisał wydawany w Kuangsi państwowy dziennik "Guangxi Ribao".
Doniesienia o akcji dyscyplinarnej w Jingxi wywołały mieszane reakcje w chińskich mediach społecznościowych. Części internautów przypomniały seanse publicznego upokarzania podejrzanych sprzed setek lat. Inni natomiast oceniali, że tego rodzaju działania są konieczne, by chronić obszary przygraniczne przed koronawirusem.
Pekiński dziennik "Xin Jing Bao" ocenił, że takie prowadzenie podejrzanych jest sprzeczne z duchem praworządności i "nie można dopuścić, by się powtórzyło". Władze Jinxingu broniły jednak swoich decyzji, twierdząc, że w tym "terenowym działaniu dyscyplinarnym" nie było niczego niewłaściwego.
Chińskie władze stosują strategię "zero covid" i stanowczo reagują nawet na pojedyncze infekcje, by nie dopuścić do nawrotu pandemii. Od marca 2020 roku utrzymują również bardzo surowe ograniczenia dotyczące wjazdu do kraju, które w praktyce uniemożliwiają wjazd większości cudzoziemców.
Obecnie miasto Xian na północy kraju mierzy się z największym w tym roku ogniskiem infekcji. W czwartek zgłoszono w Chinach 156 nowych objawowych zakażeń lokalnych.
Publiczne seanse nienawiści i upokarzanie podejrzanych było w Chinach powszechne w czasie rewolucji kulturalnej z lat 1966-1976, ale obecnie zdarza się rzadko - zauważa BBC. W 2006 roku duże kontrowersje wywołało przeprowadzenie ulicami miasta Shenzhen około 100 kobiet oskarżonych o prostytucję, ubranych w żółte tuniki.