"My musimy przede wszystkim w kościołach polskich głosić wiarę w Jezusa Chrystusa. Jak to się człowiekowi wydarzy, że jest bezwarunkowo kochany i przyjmowany przez Boga, to taki będzie w stosunku do innych. Jak się tego nie pokaże, to nawoływanie do różnych czynów miłosierdzia jest samo w sobie dość ohydne. I wcześniej czy później ludziom zbrzydnie" - mówi biskup Grzegorz Ryś w rozmowie z RMF FM. Duchowny pytany był m.in. o słowa papieża Franciszka w sprawie pomocy dla uchodźców.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

AAA

Mariusz Piekarski: Papież na pokładzie samolotu, wracając do Rzymu mówił, że Polska jest piękna i specjalna. Chyba podobało się papieżowi w Polsce? Dla niego to też było wyjątkowe doświadczenie?

Biskup Grzegorz Ryś: Jak tak mówi to tylko się cieszyć. Trzeba pamiętać, że to nie była wprost pielgrzymka do Polski. To było spotkanie z młodzieżą. Światowe Dni Młodzieży. Papież wybrał to miejsce, zapewne nie bez powodu. Myślę, że ten powód został rozszyfrowany na koniec tak bardzo ładnie przez kardynała Ryłko, kiedy się zwracał do papieża na zamknięcie Mszy Posłania. Oczywiście, ze to też dało Ojcu Świętemu możliwość spotkanie się z Polską. To tylko się cieszmy, że papież zobaczył piękniejszą twarz Polski.

Piękniejszą? Bo przez tych kilka dni Polska była lepsza?

Oczywiście, że to jest święto. To jesteśmy my. To nie jest tak, że...

... nie udawaliśmy przed papieżem? Tacy byliśmy?

Nie, nie było żadnego udawania. Tylko właśnie ta część nas, która jest otwarta, pełna nadziei, otwarta na dobro, jedność, na słuchanie drugiego, na porozumienie. Ta część z nas doszła do głosu. I chwała Bogu. Te wszystkie podziały, które obserwujemy, one przebiegają nie na zewnątrz nas, tylko przez środek każdego z nas. To człowiek każdy jest gdzieś tam rozdarty, między dobrem a złem. Między życiem a tym, co jest pozorem życia jak mówił papież.

Przez ten tydzień, nie zajmowaliśmy się swoimi problemami, ale cieszyliśmy się, korzystaliśmy...

...tak, odkrycie jest takie, że warto się skupić na dobru, które jest możliwe niż na ciągłe grzebanie się w złu, które już jest historią, przeszłością.

Co wyniesiemy z tej pielgrzymki?

Na to jest za wcześnie odpowiadać. Pewnie jest tak, że każdy coś osobiście. Bo jak dwóch ludzi słucha, to inaczej słyszą. Nawet jak słuchają tego samego. Jestem przekonany, że to co najważniejsze jest w ludziach. Zresztą to jest ciągłe przesłanie Franciszka, że to co najważniejsze jest w ludziach, nie w instytucjach, nie w strukturach, nie w normach, tylko w człowieku. Tym bardziej, że my mówimy o posiewie, który jest posiewem Ewangelii. Ewangelia jest mocna sama w sobie. Jak to ziarno padło w ludzi, to z nich wyjdzie. Kiedy? To zobaczymy. Papież nie sieje z taką intencją, że musi natychmiast zobaczyć owoce.

A które wezwanie papieża powinniśmy sobie wziąć szczególnie, najmniej do serca? To wezwanie do młodych, by wstali z kanapy, bo to będzie na pewno zapamiętane, by nie rzucali ręcznika i nie poddawali się przed początkiem gry?

Dla młodych to jest ważne. Myślę, że ten wybór między życiem, a pozorem życia i że życie to jest wolność tzn. też możliwość decydowania o sobie, niezostawiania tej decyzji komuś innemu właśnie w takim poczuciu, że szczęście jest na kanapie czyli w dostosowaniu się i w tym, że ktoś inny za nas żyje - dla młodych na pewno to. Dla kościoła myślę, że najważniejsze słowo to jest "bliskość".

I otwarte drzwi, bo to też papież powtarzał - otwórzcie drzwi, także do was, do duchownych.

Jak nie ma otwartych drzwi, to nie ma bliskości, tylko siedzę za zamkniętymi drzwiami i nikogo nie wpuszczam. Żeby być blisko muszę otworzyć i wyjść.

Jak ta bliskość powinna być realizowana w polskich kościołach po wyjeździe papieża? Jak weźmiecie to sobie do serca? Jak polski kościół będzie to realizował?

Ja nie mogę mówić za cały kościół w Polsce, mogę mówić za siebie. To jest najpierw kwestia odniesienia się do człowieka - albo się widzi człowieka jako problem, albo się widzi człowieka jak szansę. Jak widzę go jako problem - jestem zamknięty, jak widzę go jako szansę, to jestem otwarty i bliski.

Czy polscy księża zdaniem księdza biskupa zaczną w kościołach na mszach przekonywać Polaków, że trzeba przyjmować uchodźców? Bo jako Polacy mamy z tym problem - raczej odrzucamy to, odpychamy. A papież w sprawie uchodźców wielokrotnie powtarzał - wyciągnięta ręka, budowanie mostów, burzenie murów.

Tak, tylko trzeba pamiętać o tym, w jaki sposób papież to mówił. Bo papież nie mówi tego na zasadzie - przyjmijcie, przyjmijcie, przyjmijcie, bo jak nie, to jesteście brzydcy i źli, tylko papież pokazuje, kim jest Bóg, który jest miłosierdziem i że konsekwencją spotkania Boga, który jest miłosierdziem jest taki stosunek do ludzi. My musimy przede wszystkim w kościołach polskich - tak jak we wszystkich kościołach na świecie - głosić wiarę w Jezusa Chrystusa, prowadzić ludzi do spotkania z osobą Jezusa Chrystusa. Jak to się wydarzy, jak się człowiekowi wydarzy doświadczenie, że jest bezwarunkowo kochany i przyjmowany przez Boga, to taki będzie w stosunku do innych. Jak się tego nie pokaże, to nawoływanie do różnych czynów miłosierdzia jest samo w sobie dość ohydne. I wcześniej czy później ludziom zbrzydnie.

Doświadczenie wiary jest niesamowite przez to, że ja mam najpierw doświadczenie przyjęcia przez Boga przy całej mojej głupocie, grzechu, moim dziadostwie, mojej słabości. Bóg mnie chce takim, jaki jestem; przyjmuje mnie takim, takiemu zawierza. I teraz ja konsekwentnie mogę przyjąć innych.

To nie jest ucieczka od tego, o co pan pyta To jest pokazanie w jaki sposób Franciszek przepowiada miłosierdzie - żeby nie iść po łepkach...

To nie jest tak, że młodzież była w Krakowie po to, żeby sobie potańczyć, pośpiewać i tylko ten taniec i ten śpiew ich jednoczył. Franciszek ich wezwał po to, żeby ich spotkać jeszcze raz z Jezusem Chrystusem. Powiedział wyraźnie - Jezus jest dla Was darem i teraz z tego wszystkiego wynika ta jedność, to budowanie mostów itd. Inaczej jesteśmy na poziomie emocji, które już dzisiaj są inne niż były wczoraj.

Papież nie dawał prostych rozwiązań, nie wypisywał recept, tylko pokazywał raczej drogę do rozwiązania pewnych problemów, tak?

To jest zwarte w takim słowie, które on bardzo kocha. To słowo brzmi "towarzyszenie". Jak się spotyka człowieka, to najpierw trzeba go posłuchać, zobaczyć, sprawdzić, na jakim etapie drogi jest i potem iść razem z nim. Przy całej świadomości celu. Natomiast ważniejsza jest sama droga. Ważne jest postawieni pytań, to ważniejsze jest niż danie odpowiedzi. Dobrze zadanie pytanie, wyznacza kierunek człowiekowi.

Czy zdaniem księdza biskupa, papież Franciszek, tu u nas w Polsce, w Krakowie, w mieście Jana Pawła II, do którego bardzo często też odwoływał się w swoich homiliach, udźwignął ten ciężar porównań do świętego z Krakowa? Wielu Polaków patrzyło na papieża Franciszka porównując go siłą rzeczy do Jana Pawła II. Do tego, co pamiętają z tych wielu pielgrzymek papieża Polaka.

Ja miałem czas. Byłem bardziej historykiem kościoła niż biskupem, więc mogę powiedzieć z całą pełną świadomością, że kościół wieku XX i XXI wieku ma niebywałe szczęście do papieży. To jest seria świętych, świetnych doskonałych papieży. Nie pamiętam jak daleko w historii trzeba by było szukać, aby znaleźć taką ciągłość. Co decyduje o ich wyjątkowości? Że każdy z nich jest inny? To znaczy są świetni, ale każdy na swój sposób? Żaden z nich nie próbuje naśladować poprzednika, w żaden sposób go - za przeproszeniem - nie małpuje i to jest świetne. Pan Bóg nie klonuje papieży, tylko daje nam takich, którzy potrafią po sobie wejść, jeden po drugim w nurt życia Kościoła i pociągnąć go dalej.

Tylko my Polacy, księże biskupie, po tych latach spędzonych z Janem Pawłem II mamy taką tendencję. Wiem, bo nawet u mnie w domu taka rozmowa się wczoraj odbyła. Świetny papież Franciszek, świetny, ale Jan Paweł II to był dopiero papież. Ciągle te porównania.

Nie wiem. Z emocjami ludzkimi się nie debatuje. Natomiast ja nie sądzę, żeby to, że w Polsce był Jan Paweł II, że stąd wyszedł, żeby było czymś co nas zamyka na Franciszka. Rodziców słucha się z inną emocją niż nauczyciela, a to nie oznacza, że nauczyciel mówi nieprawdę, albo, że się odrzuca to, co on mówi. Więc, też my musimy zachować w sobie to doświadczenie. Piękne doświadczenie Kościoła.