Przez stolice Serbii przeszedł antyrządowy protest. Jego uczestnicy domagali się rezygnacji prezydenta Aleksandara Vuczicia, którego oskarżają o autokratyczne rządy, a także wolnych mediów i sprawiedliwych wyborów. Podobne protesty od ponad trzech miesięcy organizowane są co sobotę w Belgradzie i, na mniejszą skalę, w innych serbskich miastach.

Gdy w Belgradzie trwały protesty, prezydent Aleksandar Vuczić wygłosił przemówienie dotyczące 15. rocznicy antyserbskich zamieszek w Kosowie. Serbia będzie chronić swych rodaków w Kosowie, jeśli nie będą tego robić powołane do tego zadania siły NATO - oświadczył.

Podczas transmitowanej przez serbską telewizję konferencji prasowej w Belgradzie Vuczić - dawny skrajny nacjonalista, obecnie deklarujący się jako prounijny reformator - wyraził przekonanie, że natowskie siły KFOR błędnie zrozumiały swoją rolę i powinny zrozumieć, że w myśl rezolucji ONZ nr 1244 są zobowiązane do ochraniania wszystkich kosowskich Serbów.

Serbski prezydent wypowiadał się w 15. rocznicę najsilniejszych dotąd antyserbskich zamieszek w Kosowie. Między 17 a 19 marca 2004 roku ok. 4000 Serbów zostało wypędzonych ze swoich domów, a 28 osób zginęło, podpalonych zostało też 35 cerkwi i monastyrów.

Powodem wybuchu przemocy stała się pogłoska o trzech albańskich chłopcach, którzy utonęli w rzece Ibar niedaleko miasta Kosovska Mitrovica, podzielonego na części albańską i serbską. Według tej wersji czwarty chłopiec, który przeżył wypadek, twierdził, że doszło do niego, gdyż grupa Serbów poszczuła dzieci psami. Oskarżeń tych nigdy nie udowodniono.

Wielkie protesty w Belgradzie


W niedzielę w stolicy Serbii jednocześnie trwał antyrządowy protest. Jego uczestnicy domagali się rezygnacji Vuczicia, którego oskarżają o autokratyczne rządy, a także wolnych mediów i sprawiedliwych wyborów. Podobne protesty od ponad trzech miesięcy organizowane są co sobotę w Belgradzie i, na mniejszą skalę, w innych serbskich miastach.

Tysiące demonstrantów zgromadziły się przed siedzibą prezydenta w centrum Belgradu. Oddziały prewencyjne policji użyły gazu łzawiącego wobec niewielkiej grupy, która próbowała sprowadzić bliżej rezydencji ciężarówkę z głośnikami.

Agencja AP pisze też o starciach, jakie wybuchły między protestującymi a policjantami, a także o użyciu przez funkcjonariuszy gazu łzawiącego wobec demonstrantów chcących utworzyć ludzki łańcuch wokół pałacu prezydenckiego, aby Vuczić nie mógł go opuścić.

Tłum skandował "Zrezygnuj!" i "Jest skończony", co - jak przypomina AP - było hasłem popularnym podczas protestów z jesieni 2000 roku, które doprowadziły do obalenia ówczesnego prezydenta Slobodana Miloszevicia.

W niedzielnym wystąpieniu Vuczić wielokrotnie nazywał przywódców opozycji "faszystami, chuliganami i złodziejami". Nie będzie już przemocy. Serbia to państwo demokratyczne, praworządne. Serbia będzie wiedziała, jak zareagować - powiedział.

Jeśli (protestujący) tutaj wtargną, będę na nich czekał
- zadeklarował, zaniżając ich liczbę do tysiąca. "Myślą, że mają prawo (...) decydować o losach kraju" - dodał.

Podczas sobotniego protestu w Belgradzie - 15. z rzędu - grupa demonstrantów wdarła się do siedziby państwowej telewizji RTS, którą opozycja uważa za tubę propagandową Vuczicia i kontrolowanego przed niego rządu. Reuters przypomina, że ostatni szturm na RTS odbył się podczas protestów przeciw Miloszeviciowi w 2000 r.

Demonstranci, wśród których było kilku polityków opozycji, domagali się umożliwienia im wystąpienia na żywo w telewizji, zostali jednak usunięci z budynku RTS przez specjalne jednostki policji. Szef MSW Nebojsza Stefanović zapowiedział, że wszystkim zostaną postawione zarzuty.

Prezydent traci poparcie

Demonstracje przeciwko Vucziciowi wywołał atak na lidera niewielkiej opozycyjnej partii Lewica Serbii Borko Stefanovicia, który 23 listopada ub. roku został pobity przez grupę ubranych na czarno mężczyzn w mieście Kruszevac na południu kraju. Opozycja utrzymuje, że z atakiem mają związek osoby z partii Vuczicia SNS, czemu ta stanowczo zaprzecza.

Od zwycięstwa wyborczego w 2017 roku poparcie dla prezydenta znacznie spadło, jednak wciąż jest on w Serbii popularnym politykiem. Jego rządząca koalicja ma 160 miejsc w 250-osobowym parlamencie. Vuczić sugerował możliwość rozpisania przedterminowych wyborów, jednak opozycja zapowiedziała, że zbojkotuje głosowanie. Jego krytycy wskazują, że prezydent ograniczył w kraju swobody demokratyczne i wolność mediów.

Vuczić w latach 90., także podczas wojny w Kosowie, był z ramienia Serbskiej Partii Radykalnej (SRS) Vojislava Szeszelja, ministrem informacji w koalicyjnym rządzie z socjalistami Miloszevicia. Do 2008 r. otwarcie bronił byłych przywódców Serbów bośniackich gen. Ratko Mladicia i Radovana Karadżicia. Zaczął się zmieniać wraz z założeniem w 2008 r. Serbskiej Partii Postępowej (SNS), która powstała w wyniku rozłamu u radykałów - jej politycy złagodzili dyskurs, zwrócili się ku Unii i zaczęli apelować o pojednanie na Bałkanach. Vuczić zerwał z przeszłością i powtarzał, że tamten etap był błędem, którego żałuje.